Moon odebrał, po dwóch sygnałach, w tle słyszałem szczebiot jego słodkiego synka. Facet był samotnym ojcem. Aż czułem wyrzuty sumienia, że muszę go prosić, o takie ryzyko. Ale nikt inny, by nam nie pomógł.
- Moon, bracie potrzebuję, pomocy. Pamiętasz moją siostrę?
- Tą piękną dziewczynę, jasne że tak - szloch wyrwał się, z moich warg. - Tak ją, to nie rozmowa, na telefon. Potrzebuję, ciebie i ekipy, całej. O ile nie jeszcze kilku ludzi. Wziąłbym Victora, ale pilnuje, moich dzieci. Przylecę, wynająłem helikopter. Za pół godziny, startujemy. Moon, czy reszta jest dostępna?
- Po za Gringe, on jest u matki, miała zawał. A co do ludzi, znajdzie się tylu ilu trzeba. Wiesz, że mamy całą siatkę takich. Byłych wojskowych. Co się stało, Ryder?
- Bracie, to nie rozmowa, na telefon. - Rano, zrobił śpiącej Evie, kilka zdjęć. Nie chciał, ale potrzebował Moonowi pokazać, z czym mają do czynienia. Jakie zwierzęta, będą musieli ścigać. Zamierzał, jechać z nimi. Nicole, pomachała smutno głową. Rozumiała, jak dla niego to było ważne. Złap ich, zamigała smutno. Wszyscy, byliśmy tak zgaszeni, że nic nie pomagało. Od miesiąca się nie kochaliśmy, tak na nas wpłynęła ta sytuacja. Owszem, tuliliśmy się, dając sobie pocieszenie, ale reszta naszej fizyczności odpadła. Stałem się impotentem psychicznym, przez to że zgwałcono Evę. Zresztą, wszyscy faceci w naszej rodzinie, reagowali tak samo. Żaden, nie miał ochoty na taką bliskość. Coś czuję, że terapeuci, na nas zarobią.Utuliłem Nicole, szepcząc jej, jak bardzo ją kocham. Helikopter wylądował, za miastem, i ruszyliśmy do Colorado. Moon czekał na mnie pod miastem.
- Dzięki - powiedziałem do pilota - bądź, pod telefonem.
- Jedźmy, bracie. - Wsiadłem, do jego auta. - Pogadamy, na miejscu.
- Jasne, reszta czeka. - Milczałem, całą drogę, patrząc na znajome widoki.
Gromada Moona czekała na nas, pod siłownią. Wysiadłem, rzucili się na mnie. Klepiąc po plecach, i ściskając w ramionach. I nagle odstąpili. Patrząc, na mnie zaszokowani. We mnie nie było, grama radości. Byłem, jak smutny wrak, nawet jeśli usta się uśmiechały.
- Facet, co ci się stało? - Fury, zapytał. - Z Nicole wszystko ok?
- Tak, ona ma się dobrze. To inna sprawa. Chodźcie usiąść, w taktycznym. Muszę napić się kawy, zanim powiem wam co i jak.
I tak oto w znajomej piwnicy, w otoczeniu komputerów, zapachu smaru z broni, opowiedziałem im co spotkało Evę. Potem przesłałem, na ekran główny, jej twarz. Raczej, jej brak. Jeżeli coś mnie nie dziwiło, to łzy w ich oczach. A potem pokazałem im Evę sprzed, tego wszystkiego. Moon wypadł na zewnątrz. I jedno co usłyszałem to trzaski. I jeden wielki huk. Wpadł, w szał. Nigdy nie widziałem go bez opanowania. Fury, ocierał łzy. Reszta, sapała wściekła.
- Kurwa - wy warczał Venom - Jak można tak potraktować, człowieka. A bezbronną kobietę. To nawet, na miano zwierząt nie zasługuje. Nie wiem, jak to nazwać. Czego od nas potrzebujesz bracie. Mów, dostaniesz wszystko.
- Ich, było siedmiu. Znała, dwóch z zajęć. Te bydlęta, uczęszczały na kryminologię. Ona chciała, ratować ludzi. Dawać wszystkim nadzieję. Uważali, że skoro wywalili ją do jeziora, to umrze, a dowody się wypłuczą. Wydostała się, naga krwawiąca, ale przeżyła.
Moon stał, w drzwiach ciężko dysząc. Nigdy, go takiego nie widziałem. W oczach, miał szaleństwo.
- Gdzie, kurwa oni są? - Za warczał, wściekły.
- W tym problem, tych dwóch jest w Meksyku. Podejrzewam, że reszta, też. Brak ekstradycji.
- Dane, daj wszystko Furemu. - I wyszedł.
- Ryder, jego siostrę zgwałcono i zabito na jego oczach, jak miał pięć lat. Moon, gra wielkiego twardziela, może się bić jeden na dziesięciu z wielkimi facetami. Ale taki widok, to dla niego za dużo. On sobie poradzi, ale potrzebuje chwili. Ten facet, to największy obrońca kobiet i dzieci. To go boli, bo poznał Evę. Teraz, pewnie napierdala w worek, na siłowni. Przyjdzie, do nas gdy ogarnie swój umysł.
Pokiwałem, smutno głową, obydwaj wiedzieliśmy jak to jest.
- Zamierzam, z wami jechać. Wystawcie mi rachunek. Cała rodzina złożyła się, na dziesięć milionów. Jeżeli to nie starczy, mam jeszcze sześć, własnych. Oddam wszystko.
- Nie zapłacisz, ani grosza. Wracasz do domu. Potrzebuję Victora, i jego Amandy. Fury ściągnij markery DNA z serwera, Venom ściągnij Brixa i Gringe. Potrzebujemy jeszcze helikoptera.
- Ile on kurwa kosztuje? Zapłacę.
- Jakieś półtora miliona używany. - Powiedział Lux.
- Spoko, podaj numer konta. Jest wasz. I bez żadnego nie. Za to będę wam wisiał do końca życia, zawdzięczam wam więcej, niż tylko kasę. Jesteście braćmi. Broniliście mnie i moich bliskich, nie raz. Kupię, go kurwa.
- Spoko, - odparł Moon, ocierając pokrwawione ręce. Włosy, miał zlane potem. Koszulka, ociekała, tak bardzo, że nie było suchego miejsca na niej.
- Bracie, wracaj, do siostry. Jesteś jej potrzebny. Dam ci znać, kiedy ich dorwiemy. A dorwiemy.
Wstałem. I podszedłem do Luxa. Łapiąc go za ramię, pociągnąłem do drzwi.
- Idziemy zamówić, twój nowy transport.
I tak potoczyła się machina. Dwa tygodnie później, ci faceci wylądowali, na progu policji w Minneapolis. A Moon pojawił się w szpitalu. Spojrzał, na Evę, gdy leżała śpiąc w łóżku. Podszedł do niej cicho. Pogłaskał, jej włosy. Prosił, o czas z nią samemu. Nie wiem, co jej powiedział. Musiałem, zabrać tatę, bo próbował napaść na Moona.
Jeżeli myślałem, że sprawy już się skończyły pomyślnie, to się myliłem. Faceci, wyszli, za kaucją. I raptem, zaczęły wpływać, anonimy, wszędzie gdzie się da. Do domu, na adres Evy, nawet do szpitala. Te bydlęta usiłowały ją zastraszyć. Wtedy, Moon pojawił się znowu. Wprowadzając grupę, do miasta. Musieli się przenieść, tu na czas operacji Evy, i jej wstępnych zeznań. Ze względu, na liczbę oskarżonych proces nie odbędzie się szybko. Raczej wyglądało, na to że ktoś bruździ. Moon zadzwonił.
- Bracie, ktoś wynajął zabójców, na Evę. Ma pierdoloną tarczę na plecach. Nagroda jest tak duża, że będzie cud, jeśli jakaś gnida się nie skusi. Za chwilę będzie tam Gringe, reszta chłopaków jest w drodze. Poczekamy, na jej operację, i odbieramy ją. Musi, z nami odejść. Ochronimy ją. Przenosimy się, w góry. Nawet tobie, nie podam adresu. Niestety Brandon, będzie musiał się uczyć w domu. Ale nigdy, nie zostawię dziecka, z Karen. Musisz mi wybaczyć, ale zabieram Vipera i Amandę. Potrzebuję, lekarza na miejscu. I snajpera. Gringe, Venom i Neo. Reszta, już jest na miejscu. Instalujemy dom. Jest duży, dawny ośrodek narciarski. Dość miejsca dla wszystkich.
- Bracie Viper się zgodził ?
- Tak, oboje z Amandą chcą jej pomóc, dojść do siebie. - I się rozłączył.
Gringe, wpadł wieczorem i gdy zobaczył Evę, oszalał. Nie będę powtarzał, wiązanek, jakie leciały wszędzie.
Eva została zabrana, w dzień, po operacji. Helikopterem. Nie widziałem jej kilka lat. Nawet nie rozmawiałem z nią, przez telefon. Tęskniłem, do niej do Moona, do reszty braci. Ale wiedziałem, że jest bezpieczna. I on nigdy, nie pozwoli jej skrzywdzić. Ale nie pomyślałbym, że się z nią ożeni. I że moja siostra wróci, do domu z dzieckiem.
CZYTASZ
RYDER : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.
Romance- Kim jesteś? - Zapytał damski głos, odwróciłem się odruchowo wyrwany ze wspomnień. Nie znałem jej. Kobieta chyba była w wieku babci Elli, chociaż chciała uchodzić za młodszą. Moja babcia z dumą nosiła siwe włosy zawsze elegancko uczesane, makijaż z...