#23/2.#

1.5K 165 29
                                    


Zmartwieniem każdego ojca, są jego dzieci. Eva przekonała Ellę, do pozostania w domu, przez rok. Pracowała, z matką zaliczając wiele kursów online. Gdy Travis i Brandon ukończyli szkołę, złożyli dokumenty, na jeden uniwerek w NY. Tylko, na inne kierunki. Zamieszkali razem w jednym mieszkaniu, chroniąc siebie na wzajem. Pół roku później dołączył, do nich Tom, bo tęsknił za domem i pracą. Więc zmienił miasto. Ten szalony dzieciak, zaczął startować w oficjalnych wyścigach. I odnosił sukcesy. Był coraz, lepszy coraz skuteczniejszy. Dzieciaki bez problemu, ukończyły studia. A Ashton, został z prababcią jak się okazało, dwa lata. Potem, starsza pani zmarła. Wtedy spakował plecak i ruszył do Bostonu. Na wybrane studia. I jakie było, moje zdziwienie, gdy po pięciu latach dostałem, telefon z pytaniem od niego:

- Cześć Ryder, czy mogę wrócić do domu? 

- Jasne dzieciaku, sprzątniemy mieszkanie. - Szanował go, bo był pracowity, oszczędny, zawsze okazywał wszystkim szacunek, i miał w sobie niespożyte ilości cierpliwości i spokoju. Naprawiał, najgorzej rozsypane silniki, cierpliwie i skutecznie.

- Czy dasz mi pracę? - Padło kolejne pytanie. - Muszę odpracować stypendium. Szczegóły ustalimy, gdy wrócę. - Cały on, nic za darmo, nic dla siebie. Każda rzecz oddana. Taki właśnie był Ash.

Moja córka od dwóch lat, była w domu. Była tak śliczna i kobieca, że warsztat dostawał ślinotoku, na jej widok. Wysoka miała metr siedemdziesiąt pięć, o pięknych kobiecych kształtach, miała włosy w kolorze toffi i orzechowe oczy, w policzkach świeciły jej dołeczki dziedzictwo mojej babci,  wysokie kości policzkowe swojej matki, jej długie rzęsy i ciemne brwi. Uczyła w przedszkolu. Dodatkowo, działając w fundacji stypendialnej Kellerów. Imienia Erica i Laury. Założyłem, ją rok po ich śmierci. Dzięki, temu mogła się starać o dotacje rządowe, i zdobywać fundusze, z innych źródeł. Łatwo po cichu dawać, my mamy pieniądze. Ale myśląc roztropnie, w każdej chwili mógł trafić się jakiś kryzys, i wtedy te dzieciaki nie miały by żadnej pomocy. 

Dwa dni później Ash stanął w drzwiach, mojego biura. Ledwie, go poznałem. Był może niższy ode mnie o może  pięć centymetrów, napakowany jak szafa trzy drzwiowa. Twarz była męska, o kwadratowej szczęce i wydatnych kościach policzkowych. Teraz dopiero dojrzałem, w nim rdzennego Amerykanina. Gdzieś po drodze, w puli genowej miał Indian.

- Boże, Ash ledwie cię poznałem. Gdzie podział się, ten chudy dzieciak? 

- Cześć szefie - uśmiechnął się tym swoim kojącym uśmiechem, który boleśnie przypominał tą kochaną staruszkę, jaka go wychowała. Nicole uwielbiała, z nią spędzać czas. Obie zbierały zioła, suszyły je i rozmawiały. - Pracowałem na siłowni, po godzinach nauki. Oczywiste, że napakowałem mięśnie. 

- Siadaj, masz ochotę na kawę? - zapytałem.

- Jasne, czarną proszę. 

- Co u ciebie? opowiadaj, jak ci się wiodło? - Ryder pękał z ciekawości.

- Uniwerek skończyłem rok temu. Teraz zamknąłem projekt, kończący. Mam szansę, nieźle na nim zarobić. Wynalazłem nową formę uszczelniania, i regeneracji starych silników. Takich wiekowych,  z pękniętymi głowicami. Teraz, to leży, w biurze patentowym. Więc uznałem, że pora spłacić dług. Gdyby nie ty i twoja rodzina, nawet szkoły średniej, bym nie skończył, daliście mojej prababci, najlepsze chwile jej życia, i miejsce, na spokojną śmierć. Nasza lodówka zawsze była pełna, a kasę mogłem odkładać w całości, nigdy nie wzięliście grosza czynszu, czy opłat. Ty nawet nie wiesz ile Nicole i ty dla niej znaczyliście. - Skończył swój wywód.

- Nic nam nie jesteś winien, nasza rodzina od lat dawała stypendia, od czasów gdy moja babcia, zaczęła pracować, w przykościelnej, jadłodajni tej samej, z której korzysta do tej pory miasteczko. Robiliśmy to dyskretnie. - Tłumaczyłem mu spokojnie. 

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz