# 8/2 .#

1.7K 169 26
                                    

Rozedrgany emocjami krążyłem po swoim domku. Czekałem na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Do wyjazdu miałem już niewiele czasu. Minuta za minutą moja nadzieja umierała. Wiem, zasłużyłem na to co mnie teraz spotykało. Na jej odrzucenie. To nie znaczy, że się poddam. Zwyczajnie postaram się bardziej.

- Jestem kurwa Kellerem, a my się nie poddajemy. Zawsze walczymy do samego końca. Do ostatniego pierdolonego oddechu. - Powiedziałem na głos. Klaskanie wyrwało mnie z własnych myśli.

- I tak trzymaj młody. - Neo się do mnie uśmiechnął. Nawet nie zauważyłem kiedy tu wszedł. - Płakała, gdy zobaczyła to wszystko. Myślę, że trafiłeś w tą cześć jej serca, w którą trzeba. Będzie dobrze, daj jej tylko czas na dojście do siebie. - Jakoś mu nie wierzyłem.

- Sprawię, że się uda. - Obiecałem mu.

- Uważaj tam na siebie. W razie czego Josh ci pomoże. - Zaczął mi tłumaczyć.

- Zwijam się od razu po walce. Przebiorę się w Bow Mar. Zostawię tam harleya a wezmę ścigacz. - Od dawna tak robiłem. Nie chciałem, żeby za mną trafili do niej. Złapałem spakowane sakwy i ruszyłem do drzwi. - Neo, jeżeli mi się coś stanie odwieź ją do mojej rodziny. Obiecaj mi to. Nie szukajcie zemsty, nie warto.

- Dobrze dzieciaku. - Przyjaciel objął mnie i poklepał po plecach. Gdy zmierzałem w stronę mojej maszyny stali tam wszyscy. Każdy z nich mnie klepnął po ramieniu i dodał otuchy po swojemu. Bali się i ja też. Usiadłem na maszynie i odpaliłem silnik z kopniaka. Uśmiechnąłem się do nich i powoli ruszyłem na drogę. Wtedy ją zobaczyłem. Biegła w moim kierunku z zapłakanymi oczami, rozwiane włosy powiewały za nią jak kurtyna. Cała tonęła w mojej bluzie. Zatrzymałem się i zszedłem z motocykla. Nie zastanawiałem się ani chwili, po prostu otworzyłem ramiona a ona w nie wpadła. Uniosłem ją do góry zatapiając nos w zagłębieniu jej szyi. Cała się trzęsła.

- Nie płacz. Nic się mi nie stanie. Obiecuję. - Starałem się ukoić jej ból. - Zawsze wrócę do ciebie, choćbym miał się tu czołgać. Rozumiesz? - Głaskałem jej włosy starając się ją uspokoić. Odwróciłem się w kierunku mojego pojazdu i posadziłem ją na siedzeniu. Złapałem w dłonie jej rozpalone policzki pochłaniając oczami jej piękno. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest wyjątkowa. - Kocham cię. - Uśmiechnęła się do mnie delikatnie.

- Wiem. - Zamigała. Teraz to ja miałem powód do uśmiechu. A był szeroki. - Dom wygląda cudownie. - Pokręciłem głową.

- Nie będziemy o tym teraz rozmawiać. To jest mało ważne. Chcę, żebyś mnie pocałowała. - Zadrżała pod moimi dłońmi. - Ja się nie ruszę. Zrób to mała. Czekam na ten pocałunek od tak dawna. - Jej dłonie drżały gdy wyciągała je w kierunku mojej twarzy. Uśmiechnąłem się zachęcająco. Przyciągnęła mnie delikatnie do siebie i musnęła wargami moje. Ktoś by pomyślał tylko tyle? Ale dla mnie to był milowy krok. Zachichotała jak to ona. Jej ciało zadrgało wibracjami, a potem pozwoliła mi poczuć prawdziwy pocałunek. Jeden z tych, które pamiętamy na zawsze. Idealny. Ja się tu wczuwam, jest mi kurwa tak fajnie na sercu. I co? I słyszę tych debili wiwatujących na całą ulicę. Oparłem czoło o jej patrząc jej w oczy z uśmiechem.

- To gamonie. - Nicole zaczęła się śmiać drgając cała, mimo tego, że była czerwona jak dojrzałe jabłuszko. - Uważaj na siebie kochanie. Ja muszę już jechać. Kocham cię. - Cmoknąłem ją lekko w usta i postawiłem na ziemi. - Wrócę mała. Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz. Ty i ja to coś na zawsze. Pamiętaj o tym. - Stała tam gdy odjeżdżałem, otulona moją bluzą i swoimi ramionami. Zadzwoniła moja słuchawka w kasku.

- Zajmę się nią obiecuję. - Usłyszałem głos Furego. - A teraz leć bracie jak na skrzydłach, bo czasu masz cholernie mało.

- Do usłyszenia. - Zakończyłem rozmowę. Kurwa uwielbiałem w ekipie Moona to, że mieli dostęp do najlepszych rzeczy. Jak wzmacniane stroje do jazdy czy kaski z wbudowanymi odbiornikami bluetooth. Ja zawsze dostawałem swój egzemplarz.

Jezu, rzygam już Vegas. Ci ludzie tu rządni krwi w każdej postaci są obrzydliwi. Do klatki ze mną trafił facet bez umiejętności. Napompowane sztucznie mięśnie to żadna siła. Bawiłem się z nim dłuższą chwilę dla uciechy gawiedzi. Sapał biedak, pocił się i niewiele mógł zrobić. Nawet nie uderzałem zbyt mocno. Kobiety skanowały moje imię. Mężczyźni wymieniali kasę między sobą. Serio ktoś postawił na tego biedaka? Nagle pojawiła się cisza. Spojrzałem przez ramię instynktownie. Tam gdzie zazwyczaj siedział Capo trwało jakieś zamieszanie. Walnąłem biedaka ze sporą siłą patrząc jak pada. Potrząsał głową i usiłował wstać. Schyliłem się do niego unosząc pięść do ciosu.

- Leż kurwa, gdy wyjdę zawiń stąd tyłek i nigdy tu nie wracaj. - Pozbierał się na nogi.

- Wygram. - No mitoman się znalazł. Teraz się już nie zastanawiałem, pierdolnąłem go z całej siły. Padł jak kłoda. Sędzia podbiegł i podniósł moją rękę do góry. Szybciej kurwa. Skłoniłem się i ruszyłem do wyjścia z klatki. Josh stał przy nim.

- Spierdalamy stąd. - Wymamrotał.

- Muszę złapać torbę. - Krzyknąłem biegnąc do szatni. Gdy wybiegłem z niej ogłuszyła mnie cisza. Odruchowo cofnąłem się do korytarza. Złapałem telefon przestawiając go na wibracje i uruchomiłem nadajnik w naszyjniku, który ofiarował mi Fury. On będzie wiedział co to znaczy. Ruszyłem w ciemność korytarza szukając innego wyjścia. Cokolwiek się stało tam na sali mogło mnie kosztować życie. Włożyłem słuchawkę do ucha i ukryłem telefon w kieszeni. Przełożyłem też kluczyki. Torba mogła tu zostać, to tylko kilka szmat. Moja kieszeń wibrowała delikatnie. Kliknąłem słuchawkę w uchu nie odpowiadając nawet słowem.

- Poprowadzę cię. W lewo do zakrętu potem korytarz rozdziela się na dwie odnogi. Idziesz w prawo i do wyjścia. - Cichy i spokojny głos Furego sprawił, że się odprężyłem. - Jesteśmy tu wszyscy, szukamy rozwiązania. Staraj się wydostać w ciszy na większą ulicę. Wmieszaj się w spacerowiczów. Ukradnij jakąś bluzę, najlepiej w cholerę kolorową. Schowaj włosy i módl się, żeby nikt cię nie szukał. - Robiłem to co kazał. Serce waliło mi jak młotem. Dyskretnie wyjrzałem w kolejny zaułek.

- Czekają na mnie. - Ja pierdolę. - Nie dostanę się do ścigacza.

- To nie ważne, znikaj z tej ulicy. Nie oglądaj się na nic, tylko spierdalaj. Idź w tłum. - Głos Moona wypełnił słuchawkę. Schyliłem głowę i starałem się przemknąć niezauważony. Coś odbiło się nad moją głową. Strzelają do mnie, pierdolone sukinsyny. Wystrzeliłem z pełną prędkością w kierunku głównej ulicy. - Do przodu młody, idź i się nie oglądaj. Zachowuj się jak turysta. Jeżeli chcesz sprawdzić czy ktoś cię śledzi spoglądaj w błyszczące powierzchnie. Nonszalancja to podstawa.

Na to bym kurwa nigdy nie wpadł. Dobra rzecz warta zapamiętania. Opanowałem odruch odwracania głowy. Po jakiś dziesięciu minutach zajrzałem do stoiska z kapeluszami i śmiesznymi koszulkami. Dobrze, ze zawsze mam parę groszy w kieszeni. Chwilę później promenadą spacerowałem w zabawnej koszulce, kapelusiku fantazyjnie wepchniętym na głowę i ze schowanymi włosami. Zgarnąłem czyjeś okulary przeciwsłoneczne ze stolika w kawiarni. Sam siebie nie poznawałem w odbiciach szyb. Widziałem przebiegające obok mnie szczury w garniturach. Dłonie trzymali pod połą marynarki i rozglądali się wokoło. Ja zamiast iść dalej wszedłem do kawiarni i poprosiłem o espresso. W spokoju obserwowałem jak pobiegli dalej.

- Widzieliśmy obrazy z monitoringu, powiem ci jedno młody. Twój szef nie żyje. Ale ten fagas co leciał na Nikki chyba przejął ten interes. - Fury mamrotał jakoś nieskładnie. Wiedziałem, kurwa wiedziałem, że ten jebany jednoręki bandyta odpłacił staremu za stratę ręki. Podobno Brooks przed śmiercią wysłał staremu dowody zdrady syna. Nie raz słyszałem narzekania jego ludzi, że powinien go zabić. Stary skurwiel jednak miał jakieś sumienie i honor. W zamian odciął młodemu dłoń i zdegradował go do roli popychadła. I przez to zginął.

------------------------------------------------------------------------

Całość napisana na nowo.

14.02.21.






RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz