- Nicole. - Zawołałem w progu, odpowiedziała mi cisza. Zazwyczaj dom witał mnie miłymi zapachami, moja dziewczyna uczyła się gotować. Wychodziło jej różnie, ale starała się. Za to ciasta wychodziły jej po mistrzowsku, była łasuchem i umiała odtworzyć swoje ulubione smaki. Dzisiaj dom niczym nie pachniał, był zaskakująco spokojny, jakby martwy. Odłożyłem torbę zadowolony, że nie złapie mnie na tym, że pachnę seksem. Pewnie poszła do chłopaków, wytłumaczyłem sobie jej zniknięcie i ruszyłem pod prysznic. Odprężony po ekscesach z moją fanką w szatni szykowałem się w spokoju do pójścia do chłopaków. Przechodząc obok jej sypialni kątem oka wyłapałem coś co nie pasowało mi w wystroju. Otwarte drzwi jej wielkiej szafy. Wparowałem do jej sanktuarium i z szokiem zauważyłem, że zniknęły wszystkie drobiazgi jakie tu trzymała. Nie miała ich wiele. W szafie wisiała jedynie jej błękitna sukienka. Ściągnąłem ją z wieszaka i przytuliłem do twarzy wciągając w płuca zapach jej delikatnych jaśminowych perfum. Przed oczami pojawiły się mi sceny z tej pierwszej nocy jaką tu przeżyliśmy w tym domu.
Płakała całą drogę wtulona w moje plecy. Czasami gdy autostrada była pusta, łapałem jedną dłonią jej obie i głaskałem przyciągając bardziej do siebie. Rozumiałem jej przerażenie i samotność. Kilka lat temu sam tak czułem się opuszczając mój rodzinny dom. Nasze miasteczko przywitało nas ciszą. Zaparkowałem przed ciemnym domkiem, pomagając jej zsiąść.
- To tu będziesz ze mną mieszkać. - Chyba tego się nie spodziewała. Domek miał urok leśnej chatki. Latami obrastał winogronowymi pędami, ja postarałem się je wszystkie uratować. Maleńka weranda prowadziła do wejścia i do czerwonych drzwi.
- Wygląda jak chatka wiedźmy z bajek. - Zamigała mi. Roześmiałem się na te porównanie.
- Nie jadam dzieci drobinko. - Odpowiedziałem wpuszczając ją do środka.
- Tu mieszkamy. To kuchnia - Wygląd domku wiele zyskał po remoncie. Może aneks kuchenny nie był wielki, ale stół się w nim spokojnie mieścił. Białe szafki i granatowa wyspa kuchenna zachęcały do gotowania. Wyburzona ściana pomiędzy kuchnią a salonem sprawiła, że miejsca było całkiem sporo. Meble były wygodne. Jedynie kanapa nowa. Reszta, to antyki i zbierane na garażowych wyprzedażach, dopasowane do siebie regały.
- Przytulnie. - Stwierdziła z uśmiechem. Złapałem jej dłoń i pociągnąłem w głąb korytarzyka.
- Tu masz swoją sypialnię. Ja śpię na kanapie w salonie. Z łazienki korzystamy wspólnie, jest tylko jedna. Ale wygodna. - Zapewniłem ją. - To cały domek, jest malutki ale własny. Ciuchy, pewnie będziemy musieli ci kupić, ale zajmiemy się tym jutro. Dzisiaj musimy odpocząć. - Podałem jej koszulkę z komody w korytarzu. - Ręczniki są w szafie w łazience. - Słuchała uważnie a potem mnie zaskoczyła.
- Ok, ale jak ty masz na imię? - Padło z jej dłoni. Jezu jaki ze mnie kretyn, serio czasami mam zakuty łeb.
- Ryder Keller. Mam prawie dziewiętnaście lat. - Schyliłem się w zabawnym geście - Twój własny obłędny rycerz, do usług. - Gapiła się na mnie z szokiem. Dopiero po chwili do mnie dotarło dlaczego. Kurwa. Większość kobiet tak na mnie reagowało, gdy się uśmiechałem.
- Boże jesteś ładniejszy niż wszystkie dziewczyny jakie znam. A Brooks przyprowadzał niezłe laski. - Dodała złośliwie. Jezu facet był na serio kretynem, jeżeli przy niej zabawiał się z panienkami.
- Ty też masz niczego sobie twarz, drobinko. Jak podrośniesz będziesz piękna. - Odgryzłem się. Śmiała się, chociaż nie słychać było dźwięku, ale jej twarz nabrała wyrazu wesołości i cała się trzęsła od wibracji. Może, jednak się nie pozabijamy. Może się ułoży. Ale kurwa łatwo to wcale nie będzie.
- Ja, już nie rosnę panie Keller. Mam prawie siedemnaście lat. Za miesiąc dokładnie je skończę. Więc nie licz, że dogonię cię wzrostem. Jesteś olbrzymem. Ile ty masz wzrostu?
- Sto dziewięćdziesiąt pięć. Wagę też podać? Dziewięćdziesiąt cztery kg samych mięśni. Ja nadal rosnę, więc liczę na dwa metry - Pokazałem jej język, jak małe dziecko. Pokręciła głową. Ale chyba, udało mi się ją rozbawić. - Chcesz coś zjeść przed snem? Zrobiłem zakupy przed wyjazdem. Umiesz gotować?
- Nie. - Zamigała ze smutnym wyrazem twarzy. - Marco gotował. W sumie po za liczeniem w pamięci, niewiele umiem. On dbał, żebym była blisko niego. Zostawiał mnie samą tylko wtedy, gdy szedł pod prysznic. A laski przyjmował w apartamencie obok. Bał się, że ktoś zrobi mi znowu krzywdę. Żeby mógł, trzymałby mnie w kieszeni jak małą lalkę.
- Będzie dobrze młoda. Ja umiem gotować, nauczą i ciebie. - Obiecałem jej. - Skoro nie jesteś głodna połóżmy się spać.
- Nicole? Czy ty chodziłaś do szkoły?- Zapytałem kilka dni później, gdy graliśmy w scrabble.
Pokręciła smutno głową. Przygryzała wargi, zastanawiając się jak mi to szybko wyjaśnić. Zauważyłem u niej ten wybieg za każdym razem, gdy temat był dla niej niewygodny.
- Nie nie mam dokumentów. Marco uczył mnie w domu. Znam wszystkie podstawy, chyba nawet więcej, niż obejmuje program. Miałam podręczniki do ekonomii dla studentów. On się starał Ryder. - Przez ostanie tygodnie poznałem dość dobrze tego faceta z jej opowieści. Był zupełnie inny niż myślałem. Drogo zapłacił za ocalenie jej. Była dla niego bardziej dzieckiem, niż jego kobietą. - Ale był świadomy, że mój ojczym tam gdzieś jest. - Nicole kontynuowała swoją opowieść. - Marco nie mógł go zabić, ten człowiek jest zbyt potężny. Nie popierałam tego co chciał zrobić, śmierci mojego ojczyma. Nigdy. Widziałam ostatnie chwile mojej matki. Sama omal nie umarłam. Nie chciałam mieć tego na sumieniu. Przepraszam Ryder, że posądzałam cię o złe zamiary. Twoi przyjaciele objechali mnie od góry do dołu. Wiem, że zwyczajnie masz dobre serce. Przepraszam.- Delikatnie złapałem jej dłoń, pocierając ją palcami.
- Już dobrze mała. Damy radę, to wszystko kiedyś w końcu minie. I wtedy sama podejmiesz decyzję co chcesz zrobić ze swoim życiem. - Tłumaczyłem cierpliwie.
Miesiące mijały a nasze chwile razem były najlepszymi w moim życiu. Uwielbiałem ją i jej zamiłowanie do poznawania świata i nauki nowych rzeczy. Chociaż z tym bywało rożnie. Pewnego razu wszystkie moje białe rzeczy stały się buro-fioletowe. Bo zapomniała wyjąc swojej bielizny z pralki do końca. Albo jak zyskała nowy sweter, bo zamordowała mój w suszarce. Skurczył się tak bardzo, że na nią pasował idealnie.
Dobre chwile, złe chwile. Kłótnie. Nic mnie w niej nie odstraszało, wpadłem jak śliwka w kompot. Zakochany jak idiota, mierzyłem się ze świadomością jej wieku i tego, że jako dziecko była ofiarą gwałtu. Okoliczności powstania jej blizny na szyi zdradził mi Fury. Obaj wtedy na zmianę płakaliśmy i przeklinaliśmy. Nigdy nie zdobyłem się na odwagę, żeby z nią o tym porozmawiać. Jedyną moją ulgą były inne kobiety. Co tydzień po walce zaliczałem jakieś, czasami więcej niż jedną. Wracałem odprężony i to pozwalało mi przetrwać do kolejnego weekendu. Moon patrzył, na to krzywo. Bał się, że wpadnę w ten światek. Dostawałem po dupie na treningach i wykłady po przyjeździe z walk.
Moon poważnie traktował swoje stanowisko jej starszego brata. Załatwiając dla niej papiery ofiarował jej swoje nazwisko. Mogła zrobić prawo jazdy, uczyła się jazdy na motorze. Chłopaki na święta planowali kupić jej mały ścigacz. Pomiędzy nami dwojgiem tez coś się zmieniło. Z jednej strony ufała mi na tyle, żeby się do mnie wieczorami przytulać, z drugiej po każdej wizycie w Vegas zastawałem naburmuszoną nastolatkę. Powrót do równowagi zajmował jej coraz dłużej, mimo moich starań. Zabierałem ją do kina, na wystawne kolacyjki, nawet na tańce. Przestawała mi ufać. A teraz mnie zostawiła.
CZYTASZ
RYDER : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.
Romance- Kim jesteś? - Zapytał damski głos, odwróciłem się odruchowo wyrwany ze wspomnień. Nie znałem jej. Kobieta chyba była w wieku babci Elli, chociaż chciała uchodzić za młodszą. Moja babcia z dumą nosiła siwe włosy zawsze elegancko uczesane, makijaż z...