#18/2.#

1.4K 136 40
                                    

Nasze plany, wymagały realizacji i chociaż jednego dnia, na wszelkie ustalenia. Ale życie nie lubi czekać zwłaszcza te nowe. O czwartej, nad ranem obudził, mnie gwałtowny ruch, obok. Zapaliłem światło, a moja Nicole zwijała się z bólu. Nawet, nie pytałem, wezwałem karetkę, niosąc ją delikatnie, na dół. Cierpiała, nagle całe spodnie zalała mi gorąca ciecz. Krew lała się z niej strumieniem. Kurwa, byłem totalnie, przerażony. Bałem się ją wypuścić, z rąk. Mama chyba coś przeczuwała, bo z ojcem spali na kanapie, na dole. Na mój, głośny jęk, oboje zerwali się ze snu.

- Wezwałeś, karetkę? - zapytali jednocześnie, tata dzwonił do Tess. Okazało się, że cała rodzinka zabunkrowała się u nich. Nikt nie chciał, nas zostawić bez ochrony. W swoich, domach były tylko kobiety z małymi dziećmi. Faceci, spali u rodziców. Cały dom zaroił się, przerażonymi ludźmi. Tess wpadła, ze swoją torbą. Podłączając jej kroplówkę, i dając jakieś zastrzyki. Nawet nie pytałem siedziałem tam, patrząc jak z mojej żony uchodzi życie. Jak cały brzuch jej chodzi, jakby mój chłopczyk próbował stamtąd uciec. Tata wisiał, na telefonie, sprawdzając kiedy będzie karetka. Kurwa koszmar. Ktoś zwalił, kilka drzew, na drodze do nas. Tess niewiele myśląc, złapała swoje rzeczy, wykrzykując, żebyśmy znieśli Nicole do piwnicy. Grant wrócił, ze znajomym stołem. Odkażali to błyskawicznie. Polewając alkoholem. Na stole wylądowały prześcieradła, a Tess rozwijała narzędzia. Ubrana w jednorazowy strój, szorowała ręce, polewając je za chwilę spirytusem. 

- Połóż ją, zaufaj mi poradzę sobie. Za chwilę, zrobię jej cesarskie cięcie. Inaczej oboje, nam tu umrą. Oderwało się, łożysko. Mamy minuty. - trzasnęła rękawiczkami.

 A ja przyglądałem się, na najbardziej przerażającą rzecz, jaką widziałem. I ja się miałem za twardziela. Kurwa. Nicole zwiotczała, po podaniu leków. A Tess, błyskawicznie, rozcięła jej brzuch. O dziwo, Grant, pojawił się w identycznym stroju jak Tess. Ta dwójka, była kurwa niesamowita. Zgrani, jak dobry jeden. Ona rozcięła, pokazała mu jak włożyć rozpierak, ten to rozkręcał, a ja omal nie zemdlałem. Podszedłem, do głowy mojej żony. Głaszcząc jej twarz. I modląc się o pierdolony cud. Bo chyba, tylko to, mogło uratować ich oboje. I za chwilę usłyszałem, najpiękniejszy dźwięk jaki istnieje. Płacz Travisa. Jego imię, wybraliśmy ze względu na dziadka. Miało być podobne i było. Dlatego, że David poprosił mnie i Nicole, o prawo do imienia dziadka. Tak bardzo, go kochał. Cierpiał, straszliwie tą stratę. Więc, zgodziliśmy się. Jego pierwszy syn, miał nosić imię Trevor. Mój braciszek, miał prawo chcieć uhonorować bliskich. Odwróciłem się w kierunku płaczu. Wyciągając ręce po synka. Grant właśnie go wycierał, jak dobrze wyszkolona położna. Zawinął sprawnie, podając mi syna. Ciemna czuprynka wystawała, z kocyka. Spojrzały na mnie ciemno granatowe oczy. Buzia pomarszczona, bordowa, ze wściekłości, twarzyczka.

- Musisz, go przytulić, jest na pewno przestraszony. Staraj się delikatnie go pocierać. Uspokoi się - Grant dawał mi dobre rady.

- Stary fachowa położna, z ciebie. - Wyszczerzył, zęby w uśmiechu. 

- Ryder, ja mam uprawnienia, sanitariusza, i kurs położniczy też. Myślisz, że spuszczę, z oczu moją kobietę. Przecież ona, zapomni jeść. Będzie, tylko pracować. Stać, mnie na bycie wolontariuszem, kasy mam w banku na trzy pokolenia, do przodu. Nadal odbieram tantiemy z wizerunku, i mam kasę z reklam. Nie zaszkodzi, mi bycie wsparciem dla Tess. Ktoś, musi o nią dbać. I przy niej być, wbrew pozorom, ta kobieta, ma serce miękkie jak wosk. To ona nas przekonała, że musimy spać u rodziców. Cytuję : ten kto zaplanował, to wszystko, raczej nie odejdzie. Ma coś w zanadrzu. I jak widać, ma. Będziesz musiał wyjechać, z Nicole. Może s powrotem, do Moona. Bo z nas, żadna jednostka militarna. A to już, źle wygląda. My wynajmiemy ochroniarzy. Na polu przyczep mieszka kobieta, o podobnej posturze co Nicole. Przywieziemy, ją tutaj. Ogłosi się, że ty do nowej roboty, wyjechałeś. Babka powychodzi z lalką do ogrodu. Zadzwoń, do Moona, niech zorganizuje karetkę. My tą drugą, zawieziemy tamtą, kobietę, do szpitala. Tess wypisze papiery, da się jej prywatny pokój. Ochroniarzy. I musicie zbadać, co się kurwa dzieje. Bo tu śmierdzi. Tego osrańca, spakujemy wam do karetki. Po tym jak się go przeszoruje myjką. i da mu ubrania. Dzwoń Ryder. Mamy godziny. Coś się święci. My odwrócimy uwagę, a wy wyjedziecie. Trzeba zbadać, tą jebaną sprawę.

Wysłałem sms Alert. I za dziesięć minut, miałem połączenie konferencyjne, z całą grupą. PO naszych rewelacjach, decyzja była tylko jedna. Grupa się przemieszcza. Karetka, miała się pojawić w ciągu kilku godzin. Arizona. Moon miał ogłosić, że otwierają, nową siłownię, w Vegas. Grupa spakowała domki, w tym nasz stary. I pojedynczo, ruszyli w trasę. Nikt, nawet nie zamierzał, nam odmówić, dla nich byliśmy rodziną. A rodzinę się, ratuje. Karetką mieliśmy dotrzeć, do Denver. Stamtąd helikopterem, z lekarzem na farmę. Kolejny raz, nasze życie nabierało innego kształtu. Tym razem, nie zamierzałem się poddać. Zabiję drania.

 Tess nie podobało się zdarzenie z Nicole, pobrała krew, mocz wszystko nawet włosy do badania.

- Ten poród wyglądał, na sztucznie wywołany. Nie podoba mi się, gęstość krwi. Coś jest na pewno nie tak. - Tłumaczyła. - Ten chłopaczek mógł coś jej podać, albo ktoś od cateringu. Sprawdzę to. Leki jakie jej podałam, są skuteczne. Krwawienie ustało. Musi leżeć. Co najmniej dwa tygodnie. W Denver, niech podadzą jej krew. Zalecam, kilka transfuzji. I odpoczynek. Szkoda, że musimy ją ruszyć, ale coś czuję, że nastąpi atak. Dzwoniłam do Dannego. Agenci, będą udawać ochroniarzy. Plus wynajęłam ochronę od Kyle Juniora. Skubany ma, najlepszych. Myślę, że wyrobią się z pojawieniem tu zanim przyjedzie karetka. Tata pojechał motorem tą starą leśną, drogą, po tą znajomą z Pola przyczep. Z daleka, nikt się nie połapie, że to nie Nicole. Ma jej figurę, i długie włosy jak ona. Zafarbuje się ją na czarno. Mamy dobry plan.

I tak, dotarliśmy do Arizony. Ja oddzielnie, Nicole oddzielnie, z dzieciakami. Moon leciał z nią, najlepsza niańka na świecie. Moja córa była w nosidełku, na jego plecach, a syn na rękach. Oboje ssali butelki, gdy ich zobaczyłem. Mój brat radził sobie ze wszystkim. Dopadłem dzieciaków. Stęskniony, i przerażony. 

- Spokojnie bracie, obojgu nic nie jest. Chociaż, zdaje się, że masz fuchę. Trey wyraźnie robi w pieluchę. - Dodał, z uśmiechem. Pieluchy są, w torbie, reszta zakupów już, na miejscu.

- Boże ile ty masz tych farm Moon? - Wyszczerzył zęby. 

- Cztery. Ale ta to ruina. Domki są niezbędne. Ale mamy fajne położenie, i łatwo dostrzec atak. Ja kupuję ziemię, bo to inwestycja, a w moim zawodzie, bezpieczne domy, to podstawa. Nawet ich nie oglądam czasem. Ważne, że są. Zawsze gdzieś, można jechać. Gdy, pora zniknąć. Tamtą, ziemię już sprzedałem. Kupili, w ciemno. A kupiłem, za to inną, w górach. Nieruchomości, ruchome. Ale jedźmy. Za pół godziny będziemy na miejscu. Zjemy i zaplanujemy atak. Bo czekać na niego nie będziemy. Nicole już jest na miejscu. Nie spodoba ci się co odkryła Tess. Ten środek, mógł zabić. Gdybyś poczekał jeszcze pół godziny, bez podanych leków przeciw krwotocznych, by zmarła. Transfuzje pomogły. Mamy ze sobą, lekarza i krew. I mamy w razie czego krew Slade. Mają tą samą grupę. Jazda bracie. 

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz