Pierwszy cios jaki wyprowadza jest lekki, niczym nie różni się od tych zadawanych na sali treningowej. Udaje mi się zablokować kolejny i uderzam go w twarz. Potrząsa lekko głową i wyciera kącik warg. Kolejny dostaję w żebra, zabiera mi oddech. Facet ma pięści jak z granitu. Korzysta z mojego rozproszenia i uderza mnie w twarz. Przełykam ślinę i zbieram się w sobie. Widzę, że nie mam z nim szans. Bawi się ze mną. Jest szybki i bezlitosny. Dostaję szybkie strzały w korpus co sprawia, że środek ciężkości mojego ciała zanika. Chwieję się. Z trudem się prostuję i blokuję kolejne dwa ciosy. Uśmiecha się do mnie, co mnie zaskakuje. Uderzam w jego brzuch, a pięść się odbija jak od twardego pnia drzewa. Ten facet to maszyna do zabijania. Kopniak z półobrotu sprawia, że wręcz okręcam się w powietrzu. Miga mi przed oczami zmartwiona buzia Nicole. Ta dziewczynka się o mnie martwi. Upadam ciężko na brzuch i z trudem się podnoszę. O dziwo facet cierpliwie czeka aż będę na nogach.
- Pamiętaj, czekam na rewanż. - Mówi cicho. To wszystko co do mnie dociera zanim seria bolesnych uderzeń sprowadza mnie do parteru. Krzew bucha mi z ust i nosa. W głowie huczy a czarne płatki latają mi przed oczami. Podbiega do mnie szybko i obrywam łokciem w skroń. Ostatnia przytomna myśl przetacza się w mojej głowie z wielkim żalem. Przegrałem, nikt jej nie ocali.
Nienawidzę tego smrodu, szczypie mnie w nos zapach środka antyseptycznego. Szpital kojarzy mi się z dzieciństwem i czasem gdy tata miesiącami był w śpiączce. Czuję jak moje ciało jest opatrywane, ciche zlewające się głosy szumią wokół mnie. Mam wrażenie, że tkwię w pułapce własnego ciała. Dźwięki są zniekształcone jakbym przebywał pod wodą. Mózg mnie torturuje obrazami z mojego życia. To jak ciągłe oglądanie telewizji ze źle podłączonym dźwiękiem. Nic do siebie nie pasuje. Staram się obudzić, usiąść ale moje ciało leży bez ruchu przez większość moich snów. Czasami pojawia się drżenie. Mam wrażenie, że coś jest stanowczo nie tak.
- Cholera obudź się młody. - Głos Moona jest zmartwiony. - Doktorze ile to jeszcze potrwa? - Jakiś głos mu odpowiada, że nie może tego stwierdzić. Martwię się o Nicole i Evę. W poprzednim śnie słyszałem, że Madd z nią rozmawiał. Zabiję fiuta.
- Ta dziewczyna potrzebuje ratunku Ryder. - Głos Neo wkrada się do mojej świadomości. Moje oczy zaczynają mnie szczypać i jasność pojawia się ostra jak błyskawica. Potem widzę ją jak siedzi na ukwieconej łące. Jest dużo starsza i przepiękna. Kładzie rękę na wystającym brzuszku i z czułością go pociera. Na kocu obok niej pełza dziecko ubrane jedynie w pieluszkę. Oboje podnoszą głowy i uśmiechają się do mnie. Wtem niebo przecina błyskawica i wszystko znika, jestem tam sam i jedno czego pragnę by oboje wrócili. Wołam ją ale burza się nasila, wiatr zwala mnie z nóg. Krzyk wyrywa się z moich ust z płaczem.
- Nicole. - Chrypię. Czyjaś dłoń łapie moją.
- Kurwa w końcu. - Neo patrzy na mnie z uśmiechem. Potem do środka wpadają pielęgniarka z lekarzem. Odsuwają ode mnie przyjaciela i zaczynają tortury. Czuję się jak przemielony przez maszynkę. Świecą mi w oczy, szczypią, przykładają stetoskop, postukują wszędzie. Po tym całym niezdrowym macaniu chce mi się tylko spać. Moon pojawia się w pokoju i zadziwia mnie jego wygląd. Chyba wcale nie spał. Oczy ma przekrwione, twarz porasta jasny zarost a wokół ust ma bruzdy. Ręce, którymi pociera twarz się trzęsą pomimo uśmiechu na ustach widzę jego zmartwienie. Lekarz bredzi coś o dodatkowych badaniach. Moja sala po trochu się zapełnia. Wszyscy stoją napięci jak struna.
- Nic mi nie jest. - Mówię do ogółu. - Mam ochotę na steaka. - Próbuję żartować. Lekarz prycha pod nosem.
- Raczej delikatną zupę. Tydzień śpiączki sprawia, że zwracamy wszystko co jest ciężkostrawne. - Tydzień. O kurwa.
- Dobra może być zupa. - Mamroczę zasypiając. Słyszę ciche chichoty przyjaciół.
W szpitalu trzymają mnie kolejny tydzień. Żarcie do dupy, wyrko twarde i niewygodne. Prysznice pod wydziałem. Pierdolony koszmar. Jedno co poprawiało mi humor, to fakt, że Nicole żyje i ma się dobrze. Fury za punkt honoru wziął sobie śledzenie jej w necie. Nie wiem gdzie się włamał ale codziennie mnie informuje gdzie ona jest i czy wygląda dobrze. W mojej głowie powoli rodzi się plan. Potrzebuję tylko pomocy Moona i reszty. Brooks obiecał mi przecież rewanż. Mogę ją stamtąd zabrać. Zapewnić jej nowy start, pomóc się urządzić. Wystarczy, że wyćwiczę swoje ciało. Owszem facet jest silny, ale ja wiele słabszy nie jestem. Mogę nad sobą popracować. Moon poinformowany o tym opadł na tyłek patrząc na mnie zaszokowanym wzrokiem.
- Nie Ryder. - Odpowiada bez wahania. - Prawie kurwa zginąłeś. - Tu się myli. Nie sądzę, żeby Brooks chciał mnie zabić. Mógł mi skręcić kark w kilka minut po rozpoczęciu walki, on grał uczciwie na tyle na ile to było możliwe w tamtym momencie.
- Ale nie zginąłem. Posłuchaj mnie. - Patrzę mu w oczy. - Ja czuję tu, że muszę to zrobić. - Pokazałem na moje serce. Przypomniał mi się mój sen z nią na tej łące, to może być moja przyszłość. Wystarczy, że się przyłożę do treningów. Czytałem o tym klubie, tam co roku jest turniej na mistrza klubu. Każdy może w nim wystartować jeżeli wpłaci niewielkie wpisowe i postawi coś w zamian. Fanty są sprzedawane na aukcjach później a kasa oddawana jakiejś fundacji. Moon nie wygląda na szczęśliwego, dyskutuje cicho w rogu pomieszczenia z Neo i Furym ja podnoszę swój obolały tyłek i idę pod prysznic. Za dwie godziny ruszamy do domu. Dom, kurwa będę potrzebował dla niej domu. Na razie jest za młoda by mieszkać samodzielnie. Będę się nią musiał zaopiekować. Jak na zawołanie po powrocie z łazienki, te same słowa padają z ust moich przyjaciół. Co ja z nią zrobię? Gdzie ona zamieszka? Jaki ja niby mam plan na przyszłość?
- Plan jest prosty panowie. Zamierzam się nią zająć. Kupię dom, a reszta się ułoży. - Ten temat powraca jak bumerang gdy tydzień później rezygnuję z pracy u Cegły. Myślałem, że każe mi się wynieść, skoro już u niego nie pracuję. Nic takiego nie miało miejsca. Zapytał czy nadal będę robił dla niego projekty graficzne. Wychodząc z warsztatu i kierując się na mój pierwszy poważny trening w oczy rzuca mi się malutki domek tuż obok siłowni, praktycznie ukryty pod jakimś bluszczem po drugiej stronie ulicy.
- Cegła. Czyj jest ten domek tam po drugiej stronie podwórka, ten zarośnięty? - Zapytałem się cofając się do garażu. - Nie znasz czasem właściciela?
- Znam. Czemu pytasz? - Odpowiada wychodząc ze mną na zewnątrz. - To straszna rudera. Jedyne co tam jest całe to dach i ściany.
- To więcej niż mają niektóre domy. To co? Wiesz czyj on jest? - Podekscytowanie we mnie tańczy. - Dowiesz się ile kosztuje? Ja muszę lecieć bo Moon przeżuje mój tyłek. - Znam mojego przyjaciela, ceni sobie punktualność i dotrzymywanie słowa.
- Leć, wieczorem ci powiem czego się dowiedziałem. - Cegła poklepał mnie z dumą po ramieniu. Od dawna traktował mnie jak ojciec syna.
Po ośmiu godzinach treningu stwierdziłem, że mój przyjaciel próbuje mnie wykończyć. Bolał mnie każdy mięsień i każda kość protestowała przeciw bodaj uniesieniu piórka. Miałem ochotę się czołgać do mojego domu, chyba tylko duma utrzymała mnie na nogach, bo mieliśmy epicką kłótnię przed samym treningiem. Pochwaliłem się mu planami kupienia domku obok siłowni. Wtedy do Moona chyba dotarło, że moje plany są całkiem rzeczywiste i w realizacji. Fakt, że dość szybko odpuścił ale za to dał mi zdrowy wycisk.
- Zachciało ci się być rycerzem, to cierp. - Oświadczył cierpko. Tego dnia obiecałem sobie, że więcej nie będę jęczał. Miał rację, sam wybrałem swój cel a to oznaczało masę pracy nad sobą i wiele wyrzeczeń. Sztywny od bólu wtoczyłem się do garażu, Cegła chyba na mnie czekał bo wyszedł trzymając jakieś papiery w dłoni.
- Dwadzieścia tysięcy. Podrzuć mi je rano. A teraz spać młody. - Odmówił sobie pożegnalnego klepnięcia w ramię patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem.
- Najpierw kąpiel. - Mruknąłem stąpając z jękiem w kierunku schodów.
- Pomóc ci wejść? - Zachciało mi się śmiać. Pokręciłem głową w odpowiedzi. Cegła był twardym facetem, musiałem w tym momencie wyglądać cholernie żałośnie. - Weź coś przeciwbólowego przez pierwsze kilka dni. Organizm przywyknie do treningów. Jedz dużo białka i pij kisiel. - Podpowiedział. Zerknąłem na niego zaskoczony. - No co? Byłem napastnikiem na studiach. Nawet miałem grać w lidze zawodowej, ale zerwałem więzadło. - Machnął ręką jakby to było mało ważne. - W życiu trzeba mieć zawsze plan B dzieciaku. Pamiętaj o tym.
CZYTASZ
RYDER : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.
Romance- Kim jesteś? - Zapytał damski głos, odwróciłem się odruchowo wyrwany ze wspomnień. Nie znałem jej. Kobieta chyba była w wieku babci Elli, chociaż chciała uchodzić za młodszą. Moja babcia z dumą nosiła siwe włosy zawsze elegancko uczesane, makijaż z...