#11.#

1.7K 152 11
                                    

Wróciłem, do domu z pracy, od kilku miesięcy, mieszkamy na ranchu. Gdy zobaczyliśmy ten słodki domek, po prostu oszaleliśmy z radości. Nasi kumple, w ciągu trzech dni, stworzyli, tu cudowny zakątek. Kupili, kilka mebli, w większości uroczych staroci. Gdy weszliśmy Fury malował szafki w kuchni, na biało. Nicole podbiegła do niego, migając jak szalona.

- Jest cudownie, jest kominek. I piękne szafki, dziękuję ci Fury. - Uściskała, go ze łzami w oczach. Potem zawróciła, do mnie wskakując, mi w ramiona. Szczęśliwe oczy, uśmiechnięte usta. Moja kobieta lśniła.

- Tak jest piękny. - Ucałowała, mnie. Postawiłem maleństwo delikatnie. Fury bacznie się, nam przyglądał. Pokiwałem, mu głową, z uśmiechem. Odetchnął i wyszczerzył, zęby. Widać, że się martwił. Był, naszym wspólnym przyjacielem, powiernikiem. Stałym dobrym, punktem naszego, życia. I chorował. Na myśl, o tym, że mógłbym go utracić, robiło mi się słabo. 

Moja, kobieta gotowała, nam obiad wywijając tym słodkim, tyłeczkiem, w rytm muzyki. Taki widok, często, mnie witał. Miała, na sobie słodką żółtą, sukieneczkę na ramiączkach, i była bosa. Domek, już dawno, zyskał idealne wykończenie. Przytulny, dużo miękkich poduszek, cieniutkie zasłony, obrazy, kilka z nich namalowałem ja. Kilka zrobiliśmy, razem. Nauczyłem ją decoupage, więc zrobiła, śliczne rzeczy do poustawiania, na półeczkach. Uwielbiałem, rozmowy, z nią. O wszystkim, o mojej rodzinie, zafascynował ją dziadek Trey i babcia Ella. Mówiła, że ich miłość jest całkowicie wyjątkowa, jak książka. Moi rodzice, bardzo chciała ich poznać, twierdziła, że wychowali cudownego syna, więc muszą być zajebiści. Otwieraliśmy się, na siebie bez wahania. Byliśmy szczerzy, i nie ocenialiśmy, swojego przeszłego życia. Zwyczajnie się poznawaliśmy. Pamiętam, mój stres, gdy bałem się zapytać, o to dlaczego zdecydowała, się mnie napastować w noc poślubną. Popatrzyła, na mnie, posłała mi ten swój seksowny uśmiech, obcinając moje ciało. Czułem się, nagi i pieszczony. Momentalnie, moja ochota, na bycie w niej wzrosła o tysiąc procent, mimo, że pół godziny temu mieliśmy, swoją sesję popołudniowego seksu. Kochaliśmy się, zazwyczaj dobre trzy razy dziennie. I nie tylko ja to inicjowałem. Oboje, pod tym względem, byliśmy otwarci, i śmiało wyciągaliśmy dłonie, by siebie wzajemnie pieścić. Po miesiącu, znaliśmy swoje ciała, jak po dwudziestu latach po ślubie.

- Wiesz, tego dnia gdy zginął, Brooks, poczułam się jak ofiara. Jakbym umarła, z nim. Okłamałam was, co do wieku, bo ta metoda pomagała wcześniej. Bałam się. A potem, zamieszkaliśmy razem. Opowiadałeś mi, jak wyszedłeś z domu, jak poszedłeś sam w nieznane. O tym jak pracowałeś, uczyłeś się, zajmowałeś sobą. I poczułam się, jak tchórz. Bo ja pozwoliłam, żeby Brooks, tak naprawdę, zrobił ze mnie swoje zwierzątko. Gdy kładliśmy się spać, ty zasypiałeś zmęczony, po tonach ćwiczeń, stawałam i patrzyłam na ciebie. Byłeś mi obcy, a mimo, to ruszyłeś, mi na ratunek. Zarzynałeś się, żeby co tydzień jechać i dawać się tłuc, po pysku. Uczyłeś, mnie wszystkiego, nigdy nie krzycząc, nigdy nie narzekając. Nawet, nie sprowadzałeś, kobiet do domu. Dbałeś, o mnie. Ale ja nadal, jak tchórz, potrzebowałam niańki. Uwielbiałam cię, ale nie czułam się ciebie godna. Zawsze uważnie, ciebie słuchałam, każdej informacji. O twojej mamie, że ma firmę, o tacie, o dziadku. Wtedy, gdy usłyszałam, że chcesz odejść, to było jak cios w serce. Poczułam się ciężarem, płakałam. Wtedy znalazł mnie Moon. Wysłuchał mnie, dał chusteczki. I powiedział, bym stała się kobietą, jaką chcę być. Że sama, mogę dokonać wyboru, że nikt nie musi mi w niczym pomagać. I tak gdy wyjechałeś, usiadłam, przy laptopie szukając, czegoś, co mogę robić sama. Zamówiłam próbki, materiałów, opracowałam, i poszłam z tym do Moona. Fury, był w środku. Cierpliwie, to oglądali, i za chwilę mieli uśmiech, na ustach. Spodobało im się. Podliczyłam koszty, materiałów. Miałam na nie kasę, z tego co mi dawałeś, co tydzień. I tak powstała, firma. Fury, załatwił, mi małe darmowe reklamy. Ruszyłam, z pracą. Pracowałam nocami, gdy ty padałeś zmęczony. I w końcu, przestałam się czuć, jak dziecko. Byłam samodzielna, potem kiedy chciałam, ci powiedzieć, o tym wszystkim, wróciłeś, śmierdząc jak cały burdel. Nawet, nie chcę wiedzieć i myśleć, ile ich na raz było. Całą szyję, miałeś pokrytą, brokatem i malinkami. Spokojnie mnie zapytałeś, z uśmiechem jak mi minął dzień. Chciałeś, mnie przytulić. A mnie zwyczajnie, zrobiło się, niedobrze. Nie byłam godna pożądania...

- Nie Nicole, to nie to. Kurcze, słuchaj moja kobieto, i w końcu usłysz. Kręciłaś mnie od początku, z każdym miesiącem było gorzej, zrozum, ja nie czułem się, jakbym mieszkał z lokatorką, czułem się jakbym mieszkał z żoną. I kurwa wariowałem, bo było, mi tak idealnie, jak teraz. Wariowałem, od świadomości że nie mogę, cię mieć. Tamtego dnia, byłem już tak nabuzowany tobą, bo przytuliłaś, mnie gdy wyjeżdżałem. Że, tylko czekałem, by znaleźć kogoś, kto mnie zaspokoi. Wziąłem ją od tyłu, miała czarne włosy, jak twoje. Zamknąłem oczy i udawałem, że to ty. Ale nic mi to nie dało, inaczej pachniała, miała inny kolor skóry. Wtedy obróciłem chyba trzy. I nic mi to nie dało. Najszczęśliwszy, poczułem się gdy otworzyłem drzwi, i zobaczyłem twój uśmiech. A potem spojrzałaś, na mnie i poczułem się jak dziwka. Tak jak wtedy, gdy uciekłem od rodziny, z powodu tej durnej kobiety, którą kręciło dziecko. Boże przecież, gdy zaczynałem z nią sypiać, miałem piętnaście lat. Nawet, nie myślałem, że pedofilia istnieje, wśród kobiet. Nie mów, nigdy, że nie byłaś godna, pożądania, czy za słaba dla mnie. Byłaś idealna. I przepraszam, za każdy raz, gdy uciekałem się do swoich metod. Przepraszam kochanie... Wtuliłem się w jej ciało. Poklepała, mnie po ramionach. Odsunąłem się, patrząc mi w oczy.

- Dawno ci wybaczyłam, i może gdybyś nie był taki, nadal byłabym dawną, mną. Nie miałabym siły, by swoje życie ruszyć. Ja nigdy, już taka nie będę. A co, do seksu. Rozmawiałam, z dziewczynami, z Małą i Gigi. Zapytałam je, jakie to jest. Popatrzyły, na mnie dziwnie. Zapytały, czy kiedykolwiek coś robiłam. Więc napisałam im prawdę, na tej tabliczce, którą mi dałeś. Biedne, były przerażone. Napisałam, że wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Więc, powiedziały mi, żebym ci zaufała. Że seks, bywa cudownie przyjemny. Że, nie każdy, stosunek boli. Dlatego wtedy, uparłam się spróbować. Ale to, ty uciekłeś. Mój słodki, taki byłeś, bezbronny, a i tak myślałeś tylko o mnie. Tak bardzo starałeś, się zepchnąć swoje potrzeby. Wyszedłeś, miałam ochotę płakać. Ale potem przypomniałam sobie, jak Moon powiedział, mi, że ode mnie zależy, czym będę. A ja odmówiłam być ofiarą, odmówiłam być tą małą dziewczynką. Tą, która omal nie umarła. Chcę, nauczyć się bronić, chcę nauczyć się jazdy na motorze. Chcę, być taka, jak twoja mama. Nie miałam dobrych wzorców, ale wasze kobiety, Kellerów, są wyjątkowe. Chcę taka też być.

- Już od dawna, taka jesteś kochanie, jesteś małym cudownym wojownikiem. Już jesteś Kellerem. - Ucałowałem słodkie usta, unosząc ją nad siebie. Wbiłem się w jej ciało, a ona słodko się do mnie uśmiechnęła. Uwielbiała, być na mnie. Być górą.

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz