# 2 - 2. #

675 46 2
                                    

Pierwszy weekend wakacji przywitał mnie wolnym czasem. Zostałem zwolniony z mojej dodatkowej pracy. Pozostali pracownicy nawijali między sobą, że szef jest zazdrosny bo jego młoda żona strzela na mnie oczami. Jakoś nie zauważyłem, jak dla mnie kobieta była nieśmiała i schodziła każdemu z drogi. Miała trudności z wyegzekwowaniem niektórych swoich poleceń od pozostałych budowlańców. Nie raz miałem spięcie z szefem budowy, bo sam wprowadzał zmiany w projekcie. Facet nie umiał odczytywać poprawnie rysunków i wszystko robił na oko, nie zastanawiając się jak poradzą sobie mieszkańcy kiedy się wprowadzą do nowej chaty. Podejrzewam, że zamiast się cieszyć wszystkim co powinni tam mieć będą musieli poprawiać fuszerki. Wpadłem na dół po marudzić szefowi na to co mnie spotkało. Dzisiaj o dziwo Cegła był w warsztacie. Pewnie miało to coś wspólnego z tym, że jego połowica odmówiła mu prawa do zakupu rudery obok zakładu. Jak to on parodiował.

- Ty już nigdy do domu na czas nie wrócisz, nie ma mowy. Ja zasługuję na posiadanie męża i masz ze mną codziennie jadać kolację a nie uciekać do warsztatu kiedy się da. - Stał tam z wygięty biodrem, gestykulując jak jego dama, a my pękaliśmy ze śmiechu. Teraz prawdopodobnie trochę się na nią boczył za to. Rano odbywała się licytacja, przegapiłem moment sprzedaży bo pobiegłem po zamówienie.

- Nie martw się dzieciaku, ja wiem, że umiesz pracować uczciwie. - Pocieszył mnie. - Ten facet obok będzie pewnie to rozpadające się gówno remontował, możesz go zapytać o pracę. - Zaklął na koniec, bo wyszedł mu zaciek na rysunku.

- Daj poprawię to. - Wyciągnąłem do niego dłoń.

- Sam to poprawię a ty szoruj do tego żołnierzyka i załatw sobie fuchę. - Uniosłem brwi ze zdziwienia.

- Żołnierz? Ale taki prawdziwy? W mundurze i ze wszystkim? - Zaciekawił mnie. Rozśmieszyłem go swoim dziecinnym zachowaniem.

- Taki prawdziwy ale kurwa mundurka nie ma. Serio facet cuchnie armią na kilometr, znam kilku takich. Na początku tak mają spięte dupy, że majtki im się w rowy wcinają. Ten wyszedł niedawno i ma tą prostą postawę. Jestem pewien, że to oficer. I jak znam życie ty o to zapytasz papugo. - Roześmiałem się z przezwiska jakie mi nadał. - No idź. - Burknął. - Ja potrzebuję chwilę ciszy.

- Nie spieprz tego, mam zamiar wrzucić to na naszą stronę i wydrukować plakat na naszą ściankę z modelami. To zajebisty motor, wart swojej ceny staruszku. - Cegła warknął coś bełkotliwie i wskazał mi drzwi.

- Poszedł ale to już. - Czasami tak wyglądały nasze rozmowy, kiedy byliśmy sami. Przy pozostałych dwóch pracownikach unikałem aż takiej zażyłości z szefem. Życie nauczyło mnie, że jeżeli nazwą cię pupilkiem szefa, masz przejebane. Cegła musiał zwolnić kogoś wcześniej, bo facet omal nie zniszczył mojego Harleya tłukąc go wielkim młotem. Z Cegłą z trudem go odratowaliśmy, teraz prezentował się jakby wyszedł dopiero z fabryki.

Wybiegłem ze śmiechem na zewnątrz. Przed budynkiem stał wysoki, wyprostowany facet. Włosy w kolorze idealnej bieli, ścięte na krótko, proste plecy, ręce założone z tyłu. Oceniał budynek. Faktycznie wojskowy, widać i czuć z daleka. Cegła zawsze mawiał, że nie miałem w sobie wstydu przed nowymi ludźmi. Miał rację lubiłem nowe twarze i nie odstraszała mnie postura tego faceta. Chrząknąłem sprawiając, że się odwrócił. - Wyciągnąłem do niego dłoń. Przenikliwe spojrzenie oceniło mnie szybko i chyba uznał, że nie stanowię zagrożenia.

- Ryder jestem, pracuję w tym budynku obok. Słyszałem, że szukasz ludzi do pracy. - Ściemniałem trochę żartem. - A ja szukam zajęcia w weekendy. - Uśmiechnąłem się do człowieka.

- Moon. Czy ty czasem, nie jesteś za młody na taką pracę? - Facet się nie wyglądał na przekonanego o mojej wartości jako pracownika. Ale mi zależało na nowej pracy przywykłem, że moje dni były wypełnione po brzegi, nie wiem czy bez weekendowych fuch umiałbym spać. Nie małe znaczenie miało to, że oszczędzałem, w pół roku odłożyłem dziesięć tysięcy. Niby nie dużo, ale przecież nie miałem pełnych godzin na pracę. Miałem swoje marzenia, kiedyś chciałem wrócić do domu i za swoje ciężko zarobione pieniądze mieć taki interes jak Cegła tutaj.

- Nie będę ściemniał. - Postawiłem na szczerość. - Odszedłem z domu. - Moon uniósł brwi z zaskoczeniem. - I nie myśl sobie, że był patologiczny czy coś. Narozrabiałem. Musiałem sobie poukładać w głowie. Pół roku, tu mieszkam. Cegła, dał mi dom i pracę. Uczę się u niego zawodu. Kiedyś chcę robić to co on. Dlatego staram się, zarobić jak najwięcej. Odkładam. - Palnąłem pierwsze co mi przyszło do głowy.

Facet obciął mnie bystrym wzrokiem , widać doceniał prawdę. A ja obiecałem sobie, że nigdy więcej ściemy. Mogłem odmawiać odpowiedzi, ale kłamać nie miałem zamiaru. Teraz dopiero do mnie dotarło, że od pół roku nie skłamałem.

- Znajdę ci zajęcie. Możesz przyjść w sobotę. Stawkę wybierz, zapłacę o ile nie będziesz się obijał. - No tak pewnie wyglądam na leszcza.

- Zamierzam uczciwie pracować, mój dziadek mnie uczył jak remontować domy. Sam ich kilka uratował, były w gorszym stanie. - Wspomnienie dziadka zakuło w piersi, tęskniłem. Może pora zadzwonić do domu? Rozmowa z Evą pomagała w takich chwilach. Znałem dobrze jej rozkład zajęć i dysponowałem laptopem, co pozwalało mi ją widzieć w trakcie rozmowy. Rosła jak na drożdżach. Ale jeszcze nie czas na powrót. Nie czas...

Widząc jego sceptycyzm postanowiłem mu udowodnić swoją wiedzę. Pokazałem mu każdą wadę tego budynku, sprawdziłem wszystko od dachu po piwnicę. Tym zdobyłem jego szacunek ale i zyskałem przyjaciela. Moon miał zajebisty charakter. Człowiek był jak skała. Zawsze uparty, twardy, ale miał kurewsko wielkie serce. Przez pierwszy tydzień był sam, potem pojawił się jeden motocyklista, za chwilę dwóch kolejnych. Kiedyś Moon wyruszył do jakiegoś ościennego państwa i przywoził ludzi. Tylko tyle mi powiedział. To było jego stałe zajęcie. Ratowanie ludzi. Chociaż mówił, że niby jest emerytem w randze pułkownika.

Nawet nie wiedziałem, kiedy opowiedziałem mu swoją historię. Bezinteresowny przyjaciel sprawił, że doroślałem jeszcze bardziej. Potrzebowałem kogoś komu mogłem się zwierzyć czasem z nieistotnych głupot. On lubił dźwięk mojego głosu, nie wstydził się uczyć jak remontować domy od dzieciaka, jak mnie nazywał. Szanował mnie i moje decyzje. To było wspaniałe.

- Wyjadę, na kilka dni młody. Pewnie tydzień. Mam robotę do ogarnięcia. - Wymruczał mi Moon tym swoim basem.

- Coś poważnego? - Zapytałem ciekawy jak zawsze jego życia.

- Tak. Ale to nie temat na nasze rozmowy, tajne sprawy. - Skrzywił się Moon. - Lepiej opowiedz mi o swojej siostrze. Zacząłeś i nie poszliśmy dalej.

- Ja mam siedemnaście lat, ona teraz jedenaście. Jest słodka. Podobna do Laury. Kocha rysować, tworzyć, ma dryg do wszystkiego co artystyczne. Przynosi wszystkie ranne zwierzęta do domu i stara się je uratować. Ojciec wydaje fortunę na weterynarza. Ale w niej jest coś takiego. Jakaś delikatność do życia. Uwielbiam ją, super tańczy. - Opowiadałem mu pomiędzy pociągnięciami kielnią. - Brakuje mi jej. Ale gadamy raz na miesiąc, czasami częściej. Starzy nie wiedzą. Eva im nie mówi. Tęsknią. - Brakuje mi ich, Moon zaspokajał w pewien sposób tą potrzebę posiadania bliskich. Miał w sobie to coś, co sprawiało, że ludzie w chwili zagrożenia u niego szukają ratunku.

- Kiedyś wrócisz. Przyjdzie czas. Może to, wszystko ma jakiś cel. - Życie bywa skomplikowane. - Miałem spytać. Otwieram szkółkę MMA. Jak masz ochotę trenować, zapraszam. Bez opłat. Winny ci to jestem za tą robotę i za to, że twój radosny charakter sprawia, że dni szybciej mijają. Zresztą od przyjaciół, kasy nie biorę. Niewielu ich mam. - Stwierdził. - W reszcie budynku będzie siłownia.

- Dzięki stary - Wzruszyło mnie to, że nazwał mnie swoim przyjacielem tak po prostu. I chciał mi coś oferować od siebie, pomimo tego, że on mi jednak płacił.


RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz