Kiedy ten czas tak biegnie. Eva pojawiła się, na dzień przed ślubem Davida. Mój braciszek znalazł uroczą dziewczynę, która świata, za nim nie widziała. Marco otagował, wszędzie gdzie się da hasło ślub Kellera. I tak oto, moja siostra, z dzieckiem na ręku i Moonem, przy boku, pojawiła się, w domu rodzinnym. Szok, to za mało. Raz twarz, inna niż poprzednio. Nie była podobna do siebie. Dwa ciało pokryte tatuażami, ba znakiem Moona. Dziecko ich wspólne, i obrączka na dłoni. Dużo tego. Dużo, do przetrawienia, dla starszego brata. I to imię, Snow. Jej włosy, były całkowicie białe. Białe jak śnieg. Zastanawiałem się, czy przypierdolić Moonowi, czy mu podziękować. Ale zacisnąłem zęby i pozwoliłem jej, żyć swoim życiem. Bo było jej. Na zbyt długo, inni ludzie jej je odebrali. Była szczęśliwa, spokojna i spełniona. Po prostu już nie była Evą. Mogłem, się z tym pogodzić. Najważniejsze, że wyszła z tego wszystkiego. Przyjęliśmy ich serdecznie. Chciałem, porozmawiać z Moonem sam. Zaprosiłem, go na zwiedzanie warsztatu. Wpadł, z córeczką na rękach. Mała była słodziutka. Szczęśliwa, kochana.
- Opowiedz mi. - Poprosiłem.
- Mieszkaliśmy, do tej pory, w starym ośrodku, w górach Skalistych. Nie uciekaliśmy daleko. Zmieniliśmy taktykę. Miejsce było odosobnione. Dojazd tylko jeden. Dlatego ośrodek upadł. Kupiliśmy, go na fikcyjną spółkę. Gdy, zabraliśmy Evę, mieliśmy sprawne tylko dwa pokoje. W jednym gnieździliśmy się, ja ona i Brandon. Materiały, ściągaliśmy z odległych miast. Mieliśmy Trucka, udawaliśmy firmę budowlaną. Szło dobrze. Remont, w miesiąc. A Evie i tak ktoś, musiał pomagać. Była raczej bezradna.
- Moon, powiedz mi.
Moon wstał, przeczesał swoje krótkie włosy rękami. I zaczął krążyć, po biurze.
- Nie mogę. Ryder, obiecałem jej. To moja żona, ty jesteś nam obojgu bratem. Nie wymagaj ode mnie, bym ją zdradził. Bo moja więź z nią jest ważniejsza. Błagała mnie, bym milczał. - Moon patrzył, mu błagalnie w oczy. - Było, strasznie Ryder, zbyt strasznie, żeby do tego wracać. Te włosy, jakie ma, to siwizna. Osiwiała, w ciągu tygodnia. Jest, po dwudziestce, a jest biała jak gołąb. Nie proś mnie o nic więcej.
Ryder, zwiesił głowę i z trudem, przełknął ślinę.
- A jak jest teraz? - zapytał cicho.
- Jest dobrze, jest silna. Uzdrowiła się. Jest wspaniałą matką. I dla Brandona i dla Aurory. Nigdy, nie myślała, że zajdzie w ciążę. Ale stał się cud. Mamy córeczkę. Ta wizyta, jest ważna. Bo jeżeli się uda, my tu się sprowadzimy. Ona chce, wrócić do Kellerów. A my chcemy, jej to dać. Twoi bracia, kochają ją. Oddali by za nią, życie bez wahania. Jeżeli ona chce tu być, oni przyjdą razem z nią. Wszyscy, mieli swój udział w uzdrowieniu jej. I ma ich serca.
- To dobrze bracie. My do niej tęsknimy.
- Wiem, tyle, że musisz coś zrozumieć. Evy już nie ma. Musisz poznać Snow. Jeżeli, chcesz żeby wróciła do domu, musisz postarać się ją zrozumieć. Ja w tym ci nie mogę pomóc.
- Poznam. Ale chcę cię o coś spytać.
- Pytaj.
- Jak z tymi sprawami? - wyszeptał.
- Boże, czy ty mnie pytasz o seks, z twoją siostrą, nie przeginaj Ryder. Wszystko ma swoje granice. - Moon, patrzył na niego krzywo.
- Richard, ja nie pytam, z ciekawości. Ja chcę wiedzieć, że to wróciło do normy. Proszę. - Patrzył w oczy Moona błagalnie.
- Uprawiamy go praktycznie codziennie i cieszy ją zawsze. Dużo wody upłynęło, zanim się nam udało. Zanim, w ogóle spróbowaliśmy. Musiało, dojść sporo uczucia, i sporo cierpliwości. Może gdyby, te bydlęta nie odebrały jej niewinności, miała by inny kod wpisany w siebie. Ale gdy twoje, jedyne doświadczenie, jest takie jak jej. To trwa. Ryder, Snow nie chce współczucia. Ona chce traktowania, jak obcej. Szansy na przyjaźń z wami. Dawne jej ja. To delikatne, wrażliwe i empatyczne, zginęło. Owszem umie współczuć, wielu tym których odbijam, pomaga dojść do siebie, ale już nie ma w niej nic słodkiego i dziecinnego. To dojrzała kobieta. Potraktuj ją, jak zaginioną kuzynkę. Znasz ją, bo łączy was, przeszłość i miłość. Ale nie oczekuj, dawnych reakcji. Nie wiem, czy to dobrze tłumaczę.
- Zrozumiałem, i mam zamiar jej to dać. - Podszedł do brata i otulił go ramionami. - Dziękuję ci. Uratowałeś, mnie kolejny raz, bracie. Nawet, nie wiesz ile to dla mnie wszystko znaczy. Chcę, żebyś mógł moją rodzinę, nazwać swoją. Moje dzieci, żeby wołały na ciebie wujku. Tu na miejscu, nie przez komunikator. Więc, zrobię wszystko co trzeba. Nigdy świadomie bym, jej nie zranił. Kocham ją, nawet jeśli jest Snow. - Zaśmiał się cicho. - Tatuaże, ma zajebiste.
- Oj ma, sama je projektowała. Każdy, ma ich sporo i każdy kryje jej blizny. To historia jej życia, w obrazach. Trzeba dobrze, ją znać, żeby wiedzieć, co każdy znaczy.
Miesiąc później wyjechali. Rodzina, bardzo to przeżyła, bo bali się, że więcej jej nie zobaczą. Staraliśmy się, wszyscy traktować ją normalnie, bez oczekiwań.
A potem pewnego wieczoru, ciszę rozdarł warkot, motocykli. I wielkich ciężarówek. Snow, wróciła do domu. Tego wieczora, mój tata ukryty w piwnicy, płakał. A ja razem, z nim. Czasem, facet potrzebuje łez, jak każdy. Snow, wcieliła się w wiele działalności. Od Pola przyczep, nauki, siłowni Moona, szkółki MMA, bycia matką, szaloną ciocią. Po naukę samoobrony dla kobiet. Była szybka, wiecznie w ruchu, uśmiechnięta, a jednocześnie poważna. A grupa, za nią szalała. Moje dzieciaki też. Grała z nimi, w piłkę na brzegu jeziora, zabierała, na przejażdżki motorem. Quadami, czy na szalone wycieczki, po okolicy. Miała czułą, ale stanowczą dłoń. Nicole i ona dogadywały się super. Laura, pokochała jej siłę. A reszta rodziny darzyła wielkim szacunkiem, i miłością. Kupili, dom niedaleko lasu, na ich podjeździe stało dwadzieścia motorów, i piętnaście mini domków w okół. Nawet, nie wiedziałem, że grupa liczy aż tyle osób. Każdy, z nich miał swoją historię. Nie łatwą. Ale byli wojownikami, jak moja siostra. A ona, była szczęśliwa. Zapytałem kiedyś, o nią i Moona. Uśmiechnęła się, tajemniczo. I powiedziała mi.
- To taka miłość, jaka przetrwa wszystko. Nie pozwoli upaść, nie pozwoli wątpić, sprawi, że masz siły wstać, na nogi każdego dnia. Taka, jak twoja i Nicole. Ona nigdy, nie minie, a on mnie zostawi tylko jeśli umrze. Ja wiem, że wyglądam inaczej, wiem że nie jestem już tak piękna, jak kiedyś. Ale brak starej twarzy, pozwolił mi ruszyć, na przód. Nienawidziłam swojego dawnego wyglądu, bo to on zagwarantował, mi atak. Wiem co powiesz, nie twoja wina, to ich wina. Owszem, ale nie zwróciłabym ich uwagi będąc brzydka. Tak to ich wina, bo są zwyrodnialcami, którzy mnie zniszczyli, nie tylko ciało, ale i to - popukała się w skroń. - nie czułam się, warta jego miłości, ale on nauczył mnie, że oboje jesteśmy warci, tego by nas kochać, bo oboje, mamy swoje demony. A jesteśmy zwycięzcami, bo przetrwaliśmy, i mimo wszystko umiemy kochać. To największa wygrana. A nasza córeczka, to cud. Lekarze, mi mówili, że zero dzieci mi się trafi. Miałam niezłe, załamanie. A wtedy mały Brandon, wszedł, na moje kolana. I powiedział do mnie mamo. Sam, z własnej woli. Zrozumiałam, że ja już mam dziecko. A potem, zaszłam w ciążę. Ryder, ja mam siłę, by zabić, żeby ich obronić, zła się nie ulęknę. Mam zbyt wielu Aniołów, wokół siebie, bracie.
CZYTASZ
RYDER : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.
Romance- Kim jesteś? - Zapytał damski głos, odwróciłem się odruchowo wyrwany ze wspomnień. Nie znałem jej. Kobieta chyba była w wieku babci Elli, chociaż chciała uchodzić za młodszą. Moja babcia z dumą nosiła siwe włosy zawsze elegancko uczesane, makijaż z...