Rozdział 7.

297 34 25
                                    

media: Powerwolf - All We Need Is Blood

~~Asmodeus~~

Spoglądałem na Mephistophelesa i po raz kolejny analizowałem jego prośbę.

– Prosisz mnie o pomoc? – upewniam się, czy dobrze zrozumiałem – Mnie?

Nie jestem Belzebubem, ani Luciferem, nie posiadam żadnej dobrej cechy. Więc skąd mu przyszło do głowy prosić mnie o pomoc?

– Tak, proszę cię o pomoc – mówi. Mephistopheles raczej nie ma pojęcia, jakimi prawami rządzi się Otchłań. Raczej nie są to zasady, które można pamiętać z Nieba.

– Dlaczego założyłeś, że ci pomogę? – pytam. Raczej jestem ostatnią osobą, którą prosi się o pomoc. Szczególnie w prywatnych sprawach.

Co mnie interesują demony, które atakują mieszkańców? To ich zmartwienie – nie moje.

– Jesteś potężny, z tobą dałbym radę. Proszę, Asmodeus – mówi, a ja wybucham śmiechem. To nawet ciekawe doświadczenie. Inny Książę Otchłani prosi mnie o pomoc.

– I to ma mnie zmotywować do pomocy tobie?

– Jeśli nie powstrzymamy demonów, w końcu zaczną panoszyć się na naszych terenach, a z tego co wiem... Twoje terytorium będzie jako pierwsze – oświadcza.

Prawdę mówiąc, niewiele wciąż mnie to interesuje, ale jeśli moje terytorium może skończyć jako cel głupich demonów, to powinienem zainterweniować? W dodatku mowa tutaj o Mephistophelesie. Raczej nie odczepi się tak szybko. To nie Belzebub i Lucifer, którym stanowcze nie wystarczy, by nie zakłócali mojego spokoju.

– Dobrze pomogę ci, ale tylko dlatego, że moje terytorium może być narażone na atak. Jeśli kłamiesz... Wiedz, że jak odkryję prawdę, raczej nie będą mieli czego zbierać po tobie.

Mephistopheles wyglądał na wystraszonego, dlatego też pokiwał głową na znak, że się zgadza.

– I radzę ci również, nie zawracać mi dupy takimi prośbami. Kolejny raz cię nawet nie wysłucham – ostrzegam go.

~~

– Musimy się rozejrzeć, może ktoś przeżył – mówi Mephistopheles, a ja wybucham śmiechem. Tę maskarę? Niby kto?

Spoglądam na ruiny wioski. Jeśli ktoś ocalał to... Raczej długo nie pociągnie.

– Jasne, rozejrzę się – mówię rozbawiony. Nie wiem, czy głupotą Mephistophelesa, czy jego złudną nadzieją. Nie naprawi Otchłani swoimi chęciami. Za rządów Szatana? To niemożliwe. Może tylko odciągać nieuniknione.

Musiałby ktoś zastąpić Szatana, a jedyną osobą, która w ogóle jest godna bycia następcą Szatana, jest ten cholerny były Archanioł – Gabriel.

Raczej to nie nam przypadnie ten zaszczyt, chociaż właśnie taki był zamysł, kiedy Szatan mianował nas Księciami Otchłani – pewnego dnia jeden z nas miał zastąpić go na tronie. I wiedziałem, że to będę ja. W końcu z nich wszystkich... Możliwe, że Lucifer też byłby brany pod uwagę. Jednak jak teraz mamy się wszyscy równać z Zabójcą Boga?

Dziwne, że Szatan jeszcze nie ogłosił tego oficjalnie, ale to wciąż jest prawdopodobne. Zresztą władza to same problemy.

Zajrzałem do najmniej zniszczonego domu.

– Jest tu ktoś?! – zawołałem. Co ja właściwie wyprawiam? Trupy wołam?

Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się na pięcie. Wydurniam się tylko, nikt nie przeżył.

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz