Epilog.

277 21 30
                                    

media: Mono Inc. - Welcome To Hell

~~Gabriel~~

Zerknąłem na książęta Otchłani znad sterty papierów. Każdy – poza Luciferem – spoglądali na mnie z obawą. Właściwie to... jestem pewien, że gdybym teraz gwałtownie wstał, spanikowaliby i zaczęli uciekać. Cóż... Nie dziwię się im.

– Nie pozbawię was waszych tytułów – mówię spokojnie, a jestem pewien, że dwóch na pozostałych czterech książąt odetchnęło z ulgą.

– Wiecie, że... Raczej nie było ze mną dobrze. Niby Michael naprawił moją głowę – śmieję się, chociaż to wcale nie jest śmieszne – Ale wciąż obawy zostają, dlatego waszym zadaniem, jako książąt Otchłani jest obserwowanie mnie... Jeśli zauważycie, że zachowuję się podobnie jak Szatan, a nawet gorzej... Musicie powiadomić pozostałych. Wtedy też Mephistopheles zdecyduje, co będziecie mieli zrobić, żadnych samowolek.

– A czemu Mephisto, co? – pyta oburzony Belzebub.

– Bo to jemu przypada również ten zaszczyt, by zająć tron w razie... gdyby nie wywiązywał się ze swoich obowiązków – oświadczam. Asmodeus zerka na Mephistophelesa, po czym uśmiecha się szeroko.

– Ja... Nie wiem, co powiedzieć – odzywa się fiołkowooki demon.

– Należy ci się – wtrąca się Asmodeus, a Belzebub z Luciferem przytakują mu.

– Drugą sprawą jest to, że Niebo z Otchłanią są połączone sojuszem, w przyszłości planujemy, by obywatele obu królestw żyły wspólnie, nim jednak osiągniemy ten cel. Zamierzamy... – urywam, ponieważ nie mogę znaleźć dobrego słowa – Po prostu zamierzam wysłać swojego ambasadora, który w moim imieniu... Będzie zajmować się naszymi. Rozumiecie, ten sojusz... Nie oczekuję, że każdy będzie dobrze nastawiony. No i na pewno naszym będzie lżej wiedząc, że ktoś będzie reprezentować ich w ich imieniu... Dlatego pierwszym ambasadorem Otchłani w Niebie zostaje... Belzebub – mówię. Belz, w ogóle nie wydaje się zaskoczony tą nowiną, w końcu... Sam mu powiedziałem...

Demon tylko poprawia swojego niedbałego irokeza i uśmiecha się z wyższością.

– Mogę mieć pytanie? – wtrąca się Asmodeus, kiwam głową na znak, że może zacząć mówić – Niby dlaczego to musi być Belz?

– Ponieważ... – zaczyna Lucifer, ale uciszam go jednym spojrzeniem.

– Ponieważ, jest Upadłym Aniołem, a po drugie to... Nie mogłem wysłać Mephistophelesa, gdyż jest przyszłym królem, więc musi być obecny tutaj. Ty masz Leviathana, a Lucifer... Jeszcze przypadkiem uszkodzi Michaela – tłumaczę mu. Chciałem, by był to Lucifer, wiem, że... Chciał tego... Wrócić do domu, odbudować więzi z Michaelem, ale... Musi spełnić się w roli mojej niani... I doradcy.

– To jawna dyskryminacja – oświadcza, jednak nie wygląda na złego. Właściwie to... Zdaje się odczuwać ulgę, że to nie mu przypadło to zadanie, bo to musiało oznaczać rozłąkę z ukochanym i... dzieckiem. Ewentualnie z ukochanym, gdyby zdecydował się zabrać ze sobą Leviathana.

– Po prostu nikt nie chciałby gapić się na twoją szpetną mordę, Asmo – szydzi z niego Belzebub.

– Ciebie też będą mieć dosyć, alkoholiku – odpyskowuje mu Król Ciemności.

– I bardzo dobrze, że to jest Belzebub – mówi Lucifer do Mephistophelesa – Przynajmniej nie będą się kłócić – wywraca oczami, a Mephisto tylko przytakuje mu z uśmiechem.

~~

– Jesteś pewien, Gabriel? – pyta zatroskany Lucifer.

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz