Rozdział 44.

124 19 23
                                    

media: Powerwolf - All We Need Is Blood

~~Mephistopheles~~

Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, więc tylko chodziłem w kółko po swoim domu.

Brak mi słów!

Jednakże... W tym wszystkim jest wiele mojej winy.

Jak mogłem być taki naiwny?! Dałem się omotać! I to komu?!

Temu cholernemu Asmodeusowi! Dlaczego w ogóle myślałem, że on... Jestem głupcem.

Naprawdę sądziłem, że ta bezduszna maszyna do zabijania mnie kocha?

Powinienem domyślić się, że coś tutaj nie gra!

Pogrywał moimi uczuciami, bo miał taki kaprys?! Myślałem, że chociaż zmienił się odrobinę. Naprawdę, sądziłem tak. Odkąd przygarnął Leviathana... Jestem żałosny.

– Jebany dupek – mruknąłem do siebie.

Gdyby nie Szatan... Pewnie wierzyłbym w jego bajeczki! Głupi ja!

Belzebub właściwie też nie jest święty! Co to za chory pomysł, by próbować z kimś być... dla żartu i wygrania pieniędzy? Nie dziwię się, że Mammon wolał odejść od niego... Skoro też padł ofiarą jego głupiego żartu.

Posłałbym tych dwóch... Nie mam pojęcia gdzie, ale gdzieś bym ich posłał! Nienawidzę ich!

W dodatku teraz są jak papużki nierozłączki.

Czy oni w ogóle potrafią myśleć logicznie?

Czemu muszę być takim słabeuszem? Mógłbym pokazać im, że ze mną się nie zadziera.

Głupi ja! Dałem się omotać Asmodeusowi i... pozwoliłem sobie go pokochać. Ja... Naprawdę myślałem, że... Jestem debilem, po prostu nim jestem.

~~

– Cześć kochanie – przywitał się Asmo z uśmiechem, nie odpowiedziałem nic. Po prostu wbiłem w niego gniewne spojrzenie. To go odrobinę zirytowało.

– Co się stało? – pyta i próbuje podejść do mnie, ale odsuwam się.

– No nie wiem... Może ty mi powiesz? Jesteś bezduszną istotą Asmodeus – mówię. Czarnowłosy demon wzdycha głośno i spogląda na mnie z bólem w oczach. O nie! Nie dam się nabrać!

– Czyli już wiesz, tak? – pyta cicho. Niech już przestanie udawać zbolałego chłopca! Okłamał mnie!

– To, że założyłeś się z Belzebubem o to, że mnie poderwiesz, a on Mammona? Tak, Szatan był na tyle miły, że mi wszystko powiedział – warczę w jego stronę.

– CO?! – unosi swój głos – To nie tak! – krzyczy. Wiedziałem, po prostu wiedziałem. Typowy facet, teraz będzie próbował odwrócić kota ogonem.

– Oczywiście Asmodeus, już ci wierzę, że było inaczej. Wiesz co? Daruj sobie swoje tłumaczenia! Jesteś... Żałosny.

– Mephistopheles... Pozwól mi to wytłumaczyć. To nieporozumienie... – mówi.

– Więc twierdzisz, że nie oszukałeś mnie, tak? – mrużę gniewnie oczy.

– Tu masz rację, oszukałem cię, ale... – mówi, a ja podchodzę do niego i uderzam go.

– Nienawidzę cię! – syczę mu prosto w twarz – Wynoś się stąd! – wskazuję mu dłonią drzwi. Asmodeus spogląda na mnie z bólem, po czym wychodzi.

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz