Rozdział 23.

144 19 17
                                    

media: My Chemical Romance - Demolition Lovers

~~Mephistopheles~~

– Levi może pójdziesz już spać? – proponuję po raz tysięczny chłopcu, który uparł się, że nie będzie spać, tylko czekać na powrót Asmodeusa.

– Nie.

– Ale Asmodeus może wrócić nawet rano... – wzdycham głośno.

– Poczekam.

Uparciuch.

Sam również byłem ciekawy, gdzie Asmo się udaje, że powraca tak pokiereszowany. W końcu... Jest najsilniejszy z nas wszystkich, raczej... Nie pozwoliłby się tak łatwo podjeść i zranić. W dodatku powoli rozumiałem obawy Leviathana.

W końcu jest najbardziej z nim zżyty, normalne, że się boi o niego.

    Wzdycham i wracam do salonu, gdzie przygotowałem sobie miejsce do spania. Raczej nie jestem tym lubianym księciem Otchłani, dlatego też... Nie miewam gości. Właściwie to Asmodeus zaskoczył mnie tym nagłym pojawieniem się. Zastanawiałem się, co spowodowało jego zmianę decyzji.

Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi.

Ponownie westchnąłem... Co to ma być?

Jak nikt mnie nie odwiedza, tak nagle każdy?!

    W drzwiach zastałem Asmodeusa. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie krew sącząca się przez jego dłoń, którą przyciskał do oka.

Krzyknąłem głośno, nie wiedząc, co się dzieje.

– I czego drzesz tę mordę? – krzywi się, po czym przechyla się do przodu i tylko moja szybka reakcja sprawia, że nie upadł na posadzkę.

~~

Obejmowałem Leviathana, który przyglądał się Belethowi, którego sprowadziłem, by zajął się Asmodeusem. Zwykłą ranę opatrzyłbym sam, ale... Nie dałbym sobie rady z ranami demona. Właściwie to nie miałem pojęcia, co powinienem mu najpierw opatrzeć. Ranę na piersi, czy zranione oko?

– Z Asmo będzie dobrze? – pyta mnie roztrzęsiony chłopiec.

– Oczywiście – nie mam pojęcia. A Beleth na razie nie odzywał się, tylko w ciszy opatrywał jego rany. Teraz naprawdę nie podobało mi się to, że Asmodeus za wszelką cenę robi wszystko sam.

Myślałem... Myślałem, że odkąd ma Leviathana porzucił samotne eskapady na rzecz małego.

Kiedy tylko Beleth odsunął się od Asmodeusa, Leviathan podbiegł do łóżka i szybko położył się obok Asmodeusa, który próbował go uspokoić.

– Co z nim? – zapytałem Beletha.

– Raczej nic mu nie będzie – powiedział spokojnie. Naprawdę pocieszające wieści – Jednakże jego lewe oko zostało uszkodzone i nic nie będzie widzieć na nie – dodaje. No jednak nie tak pocieszające, ale... Przecież mógł skończyć o wiele gorzej. Nawet nie chcę wyobrażać sobie rozpaczy małego, gdyby Asmo pewnego dnia nie zdołał wrócić i poległ podczas jednej z tych eskapad. Złamałby mu tym serce.

Podziękowałem Belethowi za pomoc i odprowadziłem go do wyjścia, po czym wróciłem do sypialni.

– Levi – stanąłem w progu i zawołałem chłopca – Asmodeus musi wypocząć.

– Nigdzie się nie ruszam! – krzyczy na mnie.

– Właściwie to my... Będziemy się już zbierać – oświadcza czarnowłosy demon.

– Ciebie już do reszty powaliło? Omal nie straciłeś życia! Macie tutaj zostać! I bez dyskusji!

– Właśnie Asmo! Słyszałeś Mephisto! – mówi oburzony chłopiec. Asmo tylko spogląda na mnie, po czym kieruje wzrok na swojego syna.

– Nienawidzę was obojgu – wzdycha i unosi dłonie w geście kapitulacji.

Uznałem, że i tak nie mam szans na wygonienie Leviathana z łóżka, więc zostawiłem tę dwóję samych. No i myślę, że Leviathan bardziej się uspokoi, mogąc czuwać nad swoim opiekunem.

Nie powinienem się wtrącać – naprawdę, nie powinienem, bo wiem, że raczej nic dobrego to nie przyniesie. Jednak nie mogę zignorować tego jak Asmodeus się zachowuje. Lekceważy swoje życie, chociaż wie, że jest osoba, która go kocha ponad swoje życie. Wciąż tego nie widzi?!

~~

– Powinieneś odpoczywać – zauważam, kiedy Asmo opuszcza sypialnię. Dość niezgrabnie podchodzi do mnie. Przesuwam się i robiąc mu więcej miejsca na kanapie.

– I odpoczywam – mówi szorstko. Po czym wzdycha głośno.

Bandaż na jego twarzy zakrywa lewe oko. Czy właściwie on sobie da radę?

– Chcę cię prosić o przysługę – mówi cicho. A to ci nowość, Asmodeus zamierza kogokolwiek prosić. Właściwie to... Mogłem się zemścić za te wszystkie razy, kiedy mi dokuczał, ale... Nie potrafiłem. To by było wbrew mojemu sumieniu.

– Gdyby mi się coś stało... Zaopiekuj się Leviathanem – spogląda na mnie, a w jego oczach, przepraszam oku, dostrzegam strach.

– Nie mów tak – proszę go. Mam wrażenie, że Asmodeus okłamuje nas, że nie było żadnej jego zwyczajowej eskapady. Za jego ranami, kryje się coś więcej.

– Po prostu się nim zajmij, proszę cię Mephisto. Spienięż wszystko, co jest drogocenne w mojej rezydencji i zabierz małego i zniknijcie stąd, jak tylko dowiesz się, że... coś mi się stało. Proszę – spogląda na mnie błagalnie.

– Mam wrażenie, że coś ukrywasz Asmo. I to cię pcha do jakiś samobójczych eskapad... Co się dzieje? Wiem, że nasze relacje nigdy nie były dobre, właściwie to mam wiele pretekstów, by wystawić cię za drzwi, ale... Nie chcę również robić przykrości małemu, gdyby dowiedział się, że wystawiłem cię rannego za drzwi – patrzę jak Asmo kładzie swoją dłoń na mojej, wyszarpuję ją szybko. Raczej nie zrobił tego umyślnie?

– Wiem, że nasza relacja była zła, a wręcz okropna. Masz prawo mnie nienawidzić, ale... Proszę cię tylko o to.

Dziwnie było przebywać w towarzystwie Asmodeusa, który... Wyglądał tak żałośnie. Pamiętam te czasy, kiedy potrafił wrócić z walki i wciąż zachowywać się jak kawał skurwysyna.

– Leviathan się o ciebie martwi. Martwi się, bo ciągle wracasz poobijany i jesteś ciągle zły – skoro już Asmodeus zniżył się do takiego poziomu i prosi mnie o pomoc, to wykorzystuję chwilę na powiedzeniu mu o obawach Leviathana.

– Wiem, ale... teraz jest dla mnie bardzo trudny czas – opuszcza głowę. Kładę mu rękę na ramieniu. Nie zapomnę mu tych wszystkich razów, kiedy był dla mnie okropny, ale też nie mogę go całkowicie zignorować. A najwidoczniej... Coś w końcu do niego dotarło.

– Zajmę się Leviathanem – obiecuję mu – Jednak byłbym cholernie wdzięczny, gdybyś nie umierał i nie łamał serca małemu – dodaję.

– Raczej ci tego nie obiecam – mówi i unosi głowę.

– Domyślam się – wzdycham głośno. Czy ja właściwie wiem, w co się pakuję?

– Może masz czas w tę sobotę? – Asmo szybko zmienia temat.

– Może i mam, a co?

– W stolicy organizowany jest festiwal z okazji zabicia Boga... Pójdziesz ze mną? To znaczy ze mną i Leviathanem – poprawia się szybko.

– Jasne – odpowiadam.


Ugh, ten rozdział w notatkach Silverthorn prezentował się lepiej...

A teraz pytanie, który bohater jest waszym ulubionym? I który wątek jest dla was najciekawszy? 

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz