media: d'Artagnan - Volkerschlacht
~~ Asmodeus~~
Miałem wrażenie, że każdy się na nas gapi, a w szczególności na mnie. W końcu to dziwne było, że pokazywałem się... z kimś. W dodatku cały obrazek wyglądał dość komicznie. Król Ciemności, największy postrach Otchłani, idzie w towarzystwie jednego z książąt Otchłani, niosąc na baranach małego chłopca.
Nikt by nie uwierzył, że to ja.
Kątem oka zerkam na Mephistophelesa. Obiecałem mu dać trochę czasu na przemyślenie całej sytuacji. Jednak miałem nadzieję, że jednak... Nie wyobrazi sobie za dużo. Robię to, by cała misja się powiodła, a Szatan nie zacząłby karać Leviathana.
Nie interesuje mnie to, że Mephisto może później poczuć się urażony, staram się tylko zapewnić chłopcu bezpieczeństwo.
Właściwie to... Dlaczego miałem z tym taki problem? Przecież wcale to nie było takie trudne. No dobra wciąż jest, bo teraz wszystko zależy od odpowiedzi Mephisto. Co ja zrobię jeśli odmówi? Mam dalej próbować go rozkochać w sobie? A może prosto z mostu rzucić w niego oskarżeniami? Nieeee... Szatan raczej nie chciałby, bym dzielił się swoją tajną misją z innymi. W dodatku ma zabezpieczenie w postaci bezpieczeństwa Leviathana – może mnie zmusić do wszystkiego, a on w zamian wspaniałomyślnie nie skrzywdzi chłopca.
– Auć – syczę, kiedy Levi ciągnie mnie za włosy.
– Uważaj – mówi, a Mephisto parsknął śmiechem. No bardzo zabawne! Do cholery, to, że nie widzę na jedno oko, nie sprawia, że jestem kompletnie ślepy!
– No uważaj, Asmo! – zaczyna się wiercić.
– Ty, bo zaraz zrzucę cię i będziesz iść na piechotę – grożę mu.
– Wujek Belzebub kupi mi szczeniaczka – chwali się.
– I co może jeszcze? – prycham. Wiem, że Belz robi to wszystko na przekór mi. A skoro obiecał młodemu pieska, to na bank przyniesie mi koszyk małych szczeniaczków, Levi pokocha je wszystkie, a ja, zamiast jednego pieska będę mieć ich całą gromadkę.
– Tylko szczeniaczek! Ty mi nie kupiłeś szczeniaczka – skarży się.
– Nie wyrzuciłem cię z domu, a mogłem... Więc nie narzekaj, że ci ze mną źle – pytam, a Levi tylko się śmieje. Będę musiał urządzić sobie pogawędkę z Belzem na temat rozpieszczania mi dziecka. To, że nie zamierzam niszczyć mu życia i przygotowywać go do objęcia mojej pozycji Księcia Otchłani, nie oznacza, że może być rozpieszczany.
Na początku, owszem, rozważałem opcję przygotowania go do przejęcia mojej pozycji Księcia, ale odkąd jest pod wpływem tej klątwy... To bez sensu, zniszczę mu tylko życie. Bo co to za życie? Masz pozycję, ale jakim kosztem? Nawet gdybym złamał klątwę... Przenigdy mu nie pozwolę na iście w moje ślady.
~~Mephistopheles~~
Zostałem na noc, w posiadłości Asmodeusa, nie zrobiłem raczej tego z własnej woli, a przez namowy Leviathana. Asmodeus raczej nie chciał wyjść na jakiegoś natręta, więc nie udzielał się w tym temacie.
Zaskoczył mnie tym pocałunkiem i wyznaniem.
Podobam mu się? Ja?
Raczej to dziwne, zważywszy, że nie przepadaliśmy za sobą. Aczkolwiek z drugiej strony... Skoro Belzebub mógł coś poczuć do swojego wieloletniego przyjaciela, to czemu Asmodeus nie mógł niczego poczuć do wieloletniego wroga? Bo właśnie tym byliśmy – wrogami. Asmo zawsze miał trudny charakter, więc trudno stwierdzić, czy cokolwiek czuł do mnie przed pojawieniem się w jego życiu Leviathana, bo dopiero od tamtej pory zrobił się otwarty. Może nie pokazywał tego zawsze, ale... Potrafił zaprzeczać sobie. Najbardziej zapadła mi w pamięć ta sytuacja, na przyjęciu u Szatana, kiedy kazał Leviathanowi zejść z oczu, by po chwili dodać, że ma być mimo wszystko w zasięgu jego wzroku. Okazał tym samym jakieś cieplejsze uczucia względem innej osoby.
Fakt, że przez kilkaset lat, był na mnie wściekły za to co stało się z Leviathanem, ale... Dość szybko nasze relacje się poprawiły. Właściwie to były lepsze niż zawsze.
– Pan Asmodesu jest w swoim gabinecie – informuje mnie Seraphin, czyli najwierniejszy sługa Asmodeusa, to on zajmuje się całą posiadłością i dbaniem, by inni nie wymigiwali się od swoich obowiązków.
– Dziękuję – mówię, chociaż wiem, gdzie można znaleźć Asmodeusa, o ile przebywa na terenie posiadłości. W końcu wciąż musi złamać ciążącą klątwę na Leviathanie.
Nie dbałem o to, by zapukać do drzwi, tylko po prostu wszedłem do środka. Asmodeus siedział przy biurku i pił.
– To tylko ty, Mephisto – mówi – Usiądź sobie... Gdziekolwiek – całe pomieszczenie było zawalone księgami, więc nie było tutaj nigdzie miejsca. Chwyciłem pierwszą lepszą książkę i przyjrzałem się jej.
– Ostrożnie, zapłaciłem za nią majątek, a to jedyny egzemplarz – mówi, po czym wstaje i podchodzi do mnie. Odbiera ode mnie księgę i ostrożnie odkłada ją na inny stos książek.
– Przyszedłeś do mnie w konkretnym celu...? – pyta i kładzie swoją dłoń na moim policzku, delikatnie go gładząc. Nie ma bandaża na zranionym oku, więc czuję się, jakbym był na spotkaniu z psychopatą.
– Ja... Chodzi o ten pocałunek – mówię, a Asmo odsuwa się ode mnie.
– Słucham, może będę w stanie rozwiać twoje wątpliwości.
– Byliśmy wrogami – zauważam, a Asmo marszczy brwi – Nie żebym starał się nie wierzyć w szczerość twoich uczuć, po prostu... Zawsze byłeś dla mnie niemiły, dlatego zastanawiam się... jak długo to trwało?
– Wystarczająco długo, bym stracił rachubę czasu – oświadcza.
– To... – urwałem, nie wiem, w jaki sposób to skomentować.
– Dziwne? Niepojęte? Dobrze wiesz, jaki mam charakter i do łatwych on nie należy. Raczej mój stosunek do miłości jest, a raczej już był, podobny do tego Szatana. I raczej nie czułbym się, dobrze wiedząc, że Szatan będzie wykorzystywać moją drugą połówkę do trzymania mnie w ryzach.
– Wciąż może to zrobić – zauważam.
– Teraz? Jego nic już nie interesuje poza jego tronem. Zauważyłeś, że nawet nie zamierzał podbić Nieba, chociaż miał okazję? Właściwie jesteśmy tylko ozdobą do momentu kiedy Niebo naprawdę upomni się o swoje i zaatakują nas – wzrusza ramionami – Zresztą... Do niczego cię nie zmuszam Mephistopheles, obiecałem dać ci czas i słowa tego dotrzymam. Jeśli twoja odpowiedź będzie twierdząca, będę szczęśliwy, jednak jeśli będzie przecząca... Cóż mówi się trudno. Nie będę ci się naprzykrzał. Wciąż będziesz tutaj mile widziany – stwierdza.
– A co jeśli... A co jeśli moja odpowiedź nie będzie jednoznaczna? – pytam.
– W jakim sensie?
– Co jeśli będę chciał spróbować być z tobą, mimo że nie czuję nic do ciebie?
– Wtedy... Spróbuję cię w sobie rozkochać – zmniejsza dzielącą nas odległość. Kładzie swoje dłonie na moich biodrach i przyciąga mnie bliżej, do pocałunku.
Ufff, Silverthorn zdążyła, bo w sumie za trzydzieści minut musi wyjść do pracy xD
CZYTASZ
Archangeli Clamoris
Short StoryPo odkryciu romansu jednego z archaniołów ze śmiertelnikiem Bóg postanowił ukarać go, wyrzucając go z Nieba. Archanioł po upadku szukał swojego ukochanego, ale nie wiedział, że minęło kilkadziesiąt lat od ujawnienia jego romansu, a jego upadku - to...