Rozdział 12.

218 29 11
                                    

media: Saltatio Mortis - Nachts weinen die Soldaten

~~Asmodeus~~

– Zapomnij, w niczym ci nie pomogę! – krzyczę, kiedy w mojej rezydencji pojawia się Mephistopheles – Jesteś chodzącą tragedią i mam przez ciebie same problemy – warczę w jego stronę.

– Chciałem tylko zobaczyć, co z Leviathanem – mówi cicho.

– Teraz sobie przypomniałeś? Przez ciebie, Levi nigdy nie będzie miał szansy na normalne życie, na zawsze uwięziony w ciele dziecka – mówię i łapię Mephsito za fraki.

Parę wieków temu, pomogłem mu znów w pozbyciu się demonów. W tym samym czasie anioły najechały na Otchłań. Tego ataku nikt się nie spodziewał, więc również nikt nie był gotowy.

Kiedy wróciłem z Mephisto moja rezydencja była zgliszczami, a służba – w większości – nie żyła. A Leviathan... Wolałbym, żeby zginął niż żeby oberwał rykoszetem, któryś z aniołów uznał, że przeklęcie go będzie doskonałym pomysłem. I tak od kilku wieków, Leviathan jest dzieckiem. Nie dorosłym uwięzionym w ciele dziecka, po prostu dzieckiem. Jego czas został zatrzymany. Jedynym sposobem na odwrócenie wszystkiego jest zabicie tego, kto go przeklną, ale... Nie mam nawet poszlaki.

Spędziłem wiele nocy na próbie cofnięcia klątwy, ale... To bezskuteczne.

Całą winą obarczyłem za to Mephisto. Gdyby nie nalegał, byłbym tego dnia obecny. I zdecydowanie nie pozwoliłbym, by stała się jakakolwiek krzywda.

– Asmo? – usłyszałem cichy głosik Leviego.

– Świetnie, obudziłeś go – warczę w stronę jednego z książąt Otchłani – Jesteś z siebie dumny?

– Wciąż nie zdjąłeś klątwy? – pyta.

– A niby jak? Levi jest odporny na wszystko, mam dwa rozwiązania, albo Levi umrze, albo zabiję tego, który go tak skrzywdził. A wiesz, że to wcale nie jest tak łatwe? Wytropienie tego sukinsyna? Ale możesz sobie pogratulować, bo gdyby nie twoje chęci zmienienie Otchłani, wszystko byłoby dobrze! – drę się.

– Również dobrze możesz obwiniać Gabriela za to, co się stało. W końcu ten atak był zadośćuczynieniem za zabicie Boga – tłumaczy mi.

– No i co z tego? Gabriel to świr, ale nieszkodliwy świr... A ty... A może specjalnie wyciągnąłeś mnie, co? Może jesteś szpiegiem, hmmm?

– Popadasz w paranoję.

– Czyżby? Za każdym razem, kiedy się zjawiasz, zawsze coś się dzieje.

– No wypraszam sobie. Nie zmuszałem cię, byś opiekował się Leviathanem, poprosiłem cię, żebyś chwilowo się nim zajął, dopóki nie znajdę mu nowego domu! – wydziera się na mnie.

– Nie kłóćcie się! – krzyczy Levi i tupie nogą – Nie przeszkadza mi, że wciąż jestem dzieckiem!

– Powinno ci to przeszkadzać, nie możesz realizować swoich celów, będąc chłopcem – przypominam mu.

– Ale wtedy musiałbym odjeść, a tak mogę być tutaj! – upiera się.

– To zawsze byłby twój dom – oznajmiam i klękam, by objąć chłopca.

Staram się raczej nie okazywać Leviathanowi głębszych uczuć, ponieważ... Boję się, że Szatan zacznie wykorzystywać go przeciwko mnie. Nie stanę się kolejną marionetką jak Gabriel, który w pełni poddaje się, kiedy Szatan wspomni o jego kochanku.

Lewiathan mógłby wtedy być kartą przetargową, która trzymałaby moją lojalność w ryzach, bo właśnie tak Szatan sprawdza naszą lojalność – szantażem, że skrzywdzi osobę, która jest nam droga. Dlatego szuka w nas słabości, którą jak to on mawia: przekształca w motywację do działania. A ja nie zamierzam dać mu żadnego pretekstu do tego, że Leviathan może być moją słabością. Chociaż kto wiem, może sam zdołał wywnioskować to.

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz