Rozdział 48.

143 18 24
                                    

media: d'Artagnan - Scharlatan

~~Asmodeus~~

– Gdzie Leviathan? – pytam Seraphina, chociaż znam odpowiedź na to pytanie – jest u Mephisto.

– U pana Mephistophelesa. Czy mam pójść po niego? – proponuje, a ja kręcę głową.

– Sam pójdę – wystarczająco wiele razy wysługiwałem się Separhinem, byleby nie musieć widzieć się z Mephisto. Jednak ile można? A Gabriel raczej nie ułatwi nam tej sprawy. Raczej wciąż będziemy zobowiązani wobec nowego króla, a to oznacza, że moje spotkania z Mephisto będą nieuniknione. Zabawne, że teraz to on gardzi mną jak niegdyś ja nim.

Jednak gdyby dał sobie wyjaśnić, zrozumiał, że nie kierowały mną złe zamiary. Robiłem to, by zapewnić Leviathanowi bezpieczeństwo. Nie sobie, a tylko mu.

Oczywiście ten dupek, Szatan, musiał wszystko przedstawić na czyjąś niekorzyść, przez co ja jestem tym złym i okropnym. W dodatku dziwi mnie tępota Mephistophelesa. Mammonowi udało się zaskoczyć, że Belz robił go w ciula, a ten? Ani razu nie przeszło mu przez myśl, że Szatan to raczej nie kumpel od kieliszka, a osoba, która sprzeda ci kosę, kiedy będziesz umierać?

– Jeśli pan tego chcę – oświadcza Serpahin.

– Taaaa, chyba nie mam wyboru. Weź sobie wolne, czy coś – wzruszam ramionami.

– Słucham? – pyta zdziwiony.

– Wolne... Miałeś ty kiedyś wolne? – pytam.

– Eeee... – zamyślił się – Nie?

– Widzisz, to teraz masz – uśmiecham się delikatnie.

– Ale co ja mam robić?

– Odpocząć, weź któregoś konia, pojeździj, możesz się napić... Zajmij się czymś, co lubisz robić – tłumaczę mu szybko. Nie wierzę, że ani razu nie dałem wolnego Seraphinowi. Temu, który pilnuje, żeby nic się nie rozjebało w drobny mak.

– Rozumiem – mówi.

~~

– Cześć, Mephisto – mówię, a fiołkowooki demon spogląda na mnie pogardliwie. No czego ja się spodziewałem. Uścisków i buziaków?

No chyba w snach.

– Zaraz zawołam Leviathana – mówi chłodno.

Nagle rozległ się krzyk Leviathana, więc nie wiele myśląc wprosiłem się do środka i pobiegłem do źródła tego hałasu.

– Co się stało? – pytam, a Mephisto również wchodzi do pomieszczenia i rozgląda się po nim.

– Nic.

– Jak to nic, krzyczałeś.

– Nie krzyczałem – oznajmia.

– Krzyczałeś – wtrąca się Mephisto.

– Nie! Idziemy już? Okej – mówi i wybiega. Znam tego małego smarkacza i wiem, że coś planuje. Po chwili zamyka nam drzwi przed nosem, a kiedy próbuję je otworzyć ani drgną. Mówiłem!

Wiem, że raczej nie próbował zapieczętować drzwi, więc gdybyśmy użyli magi, to wyszlibyśmy stąd bez problemu. Jednak to jakże głupie dziecko miało plan, który z łatwością zrozumiałem.

– Zamknął nas – mówię – I zapieczętował drzwi – kłamię. To chyba jedyna możliwość, by móc wytłumaczyć się przed Mephistophelesem.

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz