Rozdział 26.

141 21 27
                                    

media: Ava Max - OMG What's Happening

~~Gabriel~~

Nigdy nie sądziłem, że spotkam Belzebuba w świecie śmiertelników. Właściwie to... Nie powinno mnie to interesować, ale kiedy tylko Belzebub mnie dostrzegł, podszedł do mnie. Raczej nie zamierzał przekazać mi dobrych wieści.

– Mam dla ciebie niepokojące wieści – mówi. Cieszyłem się, że tym razem nie zabrałem Nata do miasta. Nie wiedziałbym, jak miałbym go przedstawić. Kolega z pracy? Ogólnie kolega? W dodatku imię Belzebub raczej nie jest imieniem nadawanym przez ludzi.

– Szatan chcę mnie widzieć? – ostatnim razem zaznaczyłem, że nie chcę być niepokojony przez kogokolwiek z Otchłani, dopóki to nie będzie ważne. Raczej nie będę w stanie wytłumaczyć się Natowi, gdzie znikam ani dlaczego wracam ubrudzony w krwi. W dodatku taki widok może poruszyć jakieś trybiki w jego umyśle i zacznie miewać przejawy wspomnień, które usunąłem – teoretycznie jest to trwały proces, ale można przełamać tę barierę. I wtedy jego wspomnienia zaczną wracać. A to wtedy nie będzie nic dobrego.

Już wcześniej zauważyłem, że umysł Natanael wciąż się nie poddaje. Kiedy śpiewałem mu tamtą kołysankę... Może jeszcze nie przypomniał sobie całego wspomnienia, ale... Zaczął kojarzyć słowa, być może emocje. Jeśli wróci mu jedno wspomnienie, najbardziej błahe... Zaczną się pytania, być może zacznie sam doszukiwać się prawdy...

– Twój brat jest poważnie ranny – oświadcza i chowa dłonie do kieszeni.

– Żartujesz sobie ze mnie, prawda?!

– A mówiłem, żeby wysłać kogoś bardziej normalnego. Już nawet taki Asmodeus byłby lepszy w przekazywaniu wiadomości – burczy pod nosem.

– Ja... – nie wiem co powiedzieć. Może i z Luciferem przez ostatnie kilka wieków nie miałem dobrej relacji. Nie takiej, jaką mieliśmy przed jego upadkiem, ale... To wciąż mój brat.

~~

– Powiedziano mi, że jesteś poważny ranny – mówię i gapię się na Lucifera, który jak gdyby nic pił sobie kawkę, siedząc przy ogromnym stole.

– Tak? – dziwi się – Fakt, że byłem ranny, ale moja rana nie była śmiertelna, ani nic z tych rzeczy... Właściwie to Michael będzie musiał lizać swoje rany, nie ja – odpowiada spokojnie.

– Michael? – teraz to ja się dziwię. Chociaż nie wiem, czemu. Wiem, że nasz brat raczej już nie widzi w nas rodzeństwa, a wrogów.

– Spotkaliśmy się przypadkiem i zamiast pójść na piwo jak istoty cywilizowane, to postanowił mnie przerobić na jakiś szaszłyk. Nie wiem, co on tam robi w tym Niebie, ale niech poćwiczy sobie walkę, bo prawie to ja przerobiłem go na szaszłyk – śmieje się i poważnieje. Bierze łyk z kubka i spogląda na mnie.

– Skoro Michael tak mizernie walczył, dlaczego go nie zabiłeś? – pytam.

– To wciąż nasz brat, głupi, bo głupi, ale wciąż jest naszym bratem.

– On nas nienawidzi – zauważam – A ciebie to już w szczególności.

– Taaaa... Zdążył mi przypomnieć, jaką to zakałą rodziny byłem.

Siadam na krześle obok Lucifera i wbijam wzrok przed siebie.

– Michael... On zawsze taki był? Oschły? – pytam. Sam nie wiem, dlaczego akurat teraz zamierzam rozmawiać o Michaelu. Może... Chcę go zrozumieć?

Lucifer spojrzał na mnie i westchnął głośno.

– Nie, nie był takim bucem zawsze. Kiedy żyli nasi rodzice, raczej byliśmy blisko. Ja i on, bo ciebie jeszcze wtedy nie było, a nawet kiedy ty się pojawiłeś, to czekaliśmy, aż podrośniesz, by móc spędzać wspólny czas razem, we troje. Potem rodzice umarli i cała odpowiedzialność spadła na Michaela. Zmienił się. Chyba poczuł się w obowiązku zastąpić nam, a w szczególności tobie rodziców – wzrusza ramionami – Odsuwaliśmy się od siebie, a wtedy Bóg wyjechał ze swoim planem stworzenia dzieła idealnego i... Szlag wszystko trafił. Ale myślę, że Michael nas nienawidzi nie tak naprawdę.

– Interesujące, pamiętam inne słowa, którymi opisywał cię. I pewnie robi to samo ze mną.

– Pewnie tak, ale Michael... W środku jest ciepłą kluchą. Raczej uznał, że nienawidzenie mnie sprawi, że zagłuszy wyrzuty sumienia spowodowane tym, że zawalił jako nasz opiekun. Chciał wczepić w ciebie tą nienawiść, żebyś nie skończył jak ja... A teraz to już mu się pomieszało w głowie – mówi i drapie się po głowie – Wychodzi, że ja jestem tym normalnym z rodzeństwa – śmieje się.

– W to wątpię... To ty odstawiłeś rewolucję w Niebie – przypominam mu.

– Kto to już tam pamięta? Ty jesteś ich wrogiem numer jeden, Gabryś, nie ja... Taaaa, my sobie tutaj plotkujemy, a twój kochaś pewnie umiera z tęsknoty.

– Michael za mocno musiał cię uderzyć – mówię – Lucifer nie wypowiedziałby do mnie takich słów.

– No wiesz... Ostatnim razem, kiedy próbowałem ci przemówić, do rozsądku groziłeś mi, że mnie postrzelisz, więc wziąłem sobie groźbę do serca.

– Kłamiesz, Lucifer – oświadcza, ale nie ciągnę dłużej tego tematu. Przecież... Jest dobrze. Nat powoli oswaja się z nowym uczuciem.

Nikt już nie ucierpi.

~~

– Co ty tutaj robisz?! – wydzieram się na Natanaela, którego zastaję przed chatką. A tyle razy mu tłumaczyłem! Złapałem go za nadgarstek i zaprowadziłem do środka, zamknąłem drzwi z hukiem i spojrzałem na niego.

– Ja... – zaczął, ale nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa, dlatego też postanowił się ode mnie odwrócić i zniknąć w sypialni.

Złapałem go i przycisnąłem do ściany.

– Tyle, kurwa, razy tłumaczyłem, że masz nie wychodzić sam na zewnątrz – warczę, patrząc mu prosto w oczy. Ten kulił się od samego mojego spojrzenia. Później wymażę mu te wspomnienia... Albo i nie, zostawię je, by pamiętał, co go będzie czekać, kiedy znów złamie moją prośbę!

– Czy ja naprawdę proszę o tak wiele?! Czy ty naprawdę nie pojmujesz powagi sytuacji? – gryzę się w język. Źle, jeszcze powiem, coś, co może zabrzmieć dziwnie. Muszę trzymać się ustalonych wydarzeń – Bagatelizujesz swoje zdrowie?! A co gdyby powrócił twój zanik?! I udał się sam gdzieś? Mogła ci się stać krzywda! – oczy Natanaela zachodzą łzami. Uderzam w ścianę obok niego i odsuwam się.

– Nie pokazuj mi się na oczy, dopóki nie przemyślisz swojego bezmyślnego zachowania! – krzyczę na niego, odchodząc kilka kroków.

– Ale... – zaczyna.

– Zamilcz, Natanael, po prostu zamilcz – warczę w jego stronę.

Muszę pomyśleć, co mam teraz zrobić. Wymazać mu pamięć? Możliwe, że przypomniał sobie coś i... próbuje odejść. Istnieje też jeszcze większe prawdopodobieństwo, że wyszedł bez konkretnego powodu. Jednak na zewnątrz, będąc w dodatku samemu, jego życie jest zagrożone. Michael... Może nie osobiście go zabije, ale zleci, by zrobili to za niego.

Krążę po salonie, przeklinając co rusz. W końcu zatrzymałem się, by wziąć papierosa i zapalić. Nie robiłem tego, bo chciałem, po prostu... Ludzie w takich sytuacjach palą...

– Gabriel – młody chłopak przytulił się do moich pleców i zaczął cicho szlochać.


Jak Silverthorn uwielbia te rozdziały, kiedy Gabrysiątkowi przełączają się osobowości. Chociaż... trochę tutaj trochę do głosu dochodziła ta "normalniejsza" osobowość (o ile Gabryś ma jakąś normalną osobowość) 

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz