Rozdział 41.

121 15 6
                                    

media: Kamelot - March of Mephisto  

~~Asmodeus~~

– Asmodeus – syknął Mephisto w moją stronę, przysuwając się bliżej Leviathana. Tymczasem ja uniosłem miecz i skierowałem ostrze w stronę bandytów, którzy śmieli zakłócić nam wycieczkę konną.

Mephistopheles popełnił jeden karygodny błąd, a mianowicie zdradził bandytom nasze tożsamości, właściwie to zdradził moją, a skoro już ją znają, to nie odpuszczą tak szybko. W końcu obrabowanie samego Księcia Otchłani to nie lada wyzwanie. Nie liczyłem, że bandyta po usłyszeniu z kim ma do czynienia, ucieknie w popłochu. Gołym okiem widać, że mają nade mną przewagę, nie widzę na jedno oko, w dodatku podróżowałem z dwiema osobami, które nie są uzbrojone – każdy by zauważył, że będę starać się bronić swoich... bliskich. Głupi Mephisto, a jak mówiłem mu, że istnieje niewielka szansa, że nas zaatakują i ma się uzbroić, chociażby dla zmyłki, to narzekał. I co? Wyszło na moje!

– Proszę, proszę, co się stało, że sam Król Ciemności opuścił swoją fortecę i to... – przejechał wzrokiem po Mephisto i Levim – Na rodzinny spacerek? – znalazłem się bliżej tej dwójki, chociaż wiedziałem, że nie mogę ich ochronić w pełni. Być może kiedy ich lider – bo zgaduje, że musi być liderem – odciąga moją uwagę od otoczenia, ktoś właśnie skrada się od tyłu... Przeklinam Mephisto i jego nikłe zainteresowania poprawiania swoich umiejętności w walce. W ogóle... Jakim cudem Mephistophelesa dosięgnął ten zaszczyt i został mianowany na jednego z Książąt Otchłani? No ja się pytam jak, w ogóle się nie nadaje. Brak mu umiejętności w walce, właściwie jego umiejętności są ledwo przeciętne. Strategiem dobrym też nie jest. O żadnych ukrytych zdolnościach nie wiem. W ogólnym rozrachunku jest taki nijaki. Co wielokrotnie podkreślałem.

~~

Chyba sobie żartujecie – mówię odrzucając miecz na bok. Spoglądam z pogardą na nowego Księcia Otchłani, który miał zastąpić Dragona.

On – wskazuję palcem na leżącego na ziemi Mephistophelesa – Jest poniżej mojej średniej.

Dla ciebie każdy jest poniżej twojej średniej – wtrąca się Belzebub, którego piorunuje wzrokiem.

Ty... Potrafisz logicznie myśleć, w co czasami wątpię, kiedy cię słucham. Myślę sobie wtedy, jakim cudem ten idiota wpadł na taki genialny pomysł?

Lucifer ma idealne predyspozycje do zostania cichym zabójcą? A on – spoglądam na demona, który nie raczył wstać z ziemi – Nic, kompletnie nic w nim nie widzę. Będzie nam tylko zawadzać.

Masz rację Asmodeusie – na placu treningowym zjawia się sam Szatan, więc wszyscy – oczywiście poza Mephistophelesem, który wciąż sobie leżał – uklęknęliśmy na jedno kolano i pochyliliśmy głowy.

W porównaniu do was, Mephistopheles, prezentuje się mizernie. Asmodeus, najlepszy wojownik, jaki kiedykolwiek stąpał po Otchłani, Belzebub, skrzywdzony, były Anioł, który swoją zdolnością myślenia, potrafi zadziwić każdego oraz Lucifer, archanioł, który zbuntował się Bogu i nie pokłonił się ludziom. Racja, Mephistopheles, przy was to nikt. Żadnych osiągnięć, do niedawna był nikim, ale wiecie co? Ja widzę w nim nieoszlifowany diament – stwierdził Szatan.

~~

Wciąż podtrzymuję swoją tezę, że Szatan się mylił. To kawałek szkła, który udaje diament. Znam go tyle lat i nie poprawił się, jedynie co... Trzymał nas wszystkich w ryzach, żebyśmy się nie pozabijali.

– A no widzicie... Lubię zaskakiwać – uśmiechnąłem się szyderczo. Wiedziałem, że to ich nie odstraszy. Jesteśmy łatwym celem. Strata oka, sprawiła, że przestałem w pełni ufać swoim umiejętnością, a zacząłem bardziej dostrzegać potencjalne skutki i swoje słabości. A w tej chwili wiem, że jestem gotów oddać życie za to, by ocalić tych dwoje.

~~

Obudziłem się będąc obejmowanym przez brązowowłosego demona. I nie, nie mam tutaj na myśli Mephistophelesa; chodzi o Leviathana. To sen?

Próbowałem się poruszyć i zmienić pozycję, ale wtedy zalała mnie fala bólu. Dobra, to jednak nie był sen. Dostałem tęgi wpierdol... Właściwie nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się wyjść z tego cało. Ani tym bardziej Leviathanowi... A co z Mephisto?! Nie mówicie mi, że...

Odetchnąłem z ulgą widząc fiołkowookiego wchodzącego do sypialni w towarzystwie Seraphina.

– Uparł się, że będzie przy tobie – informuje mnie i ruchem brody wskazuje na śpiącego Leviathana, którego ostrożnie zabiera Serpahin.

Jasnowłosy siada na skraju łóżka, więc z trudem robię mu miejsca i zachęcam do położenia się obok.

– Przepraszam, tak naprawdę stałem tam jak kołek i pozwoliłem, żebyś oberwał za nas dwóch – mówi i ostrożnie układa głowę na moim ramieniu.

– Nie szkodzi, zawsze wiedziałem, że nie jesteś wojownikiem, ale to nie tak, że nie robiłeś nic... W jakiś swój pokręcony sposób chroniłeś Leviathana – stwierdzam.

– Obiecałem przecież... Jednak żałuję, że nie zrobiłem nic więcej...

– Nie jestem zły, nie ratowałeś swojego życia, tylko próbowałeś coś zrobić. Nie mam jak cię winić.

– Mówiłeś, że istnieje szansa, że bandyci mogą nas zaatakować – przypomina. Mogłem wziąć cokolwiek do obrony.

– Też, ale... Również za bardzo zaufałem samemu sobie. Powinienem nalegać byś coś wziął, a jeśli nie, to sam powinienem coś wziąć.

– Nie sądziłem... Ehh, zresztą nieważne – kręci głową i wstaje. Poprawia mi poduszkę nad głową.

– Tak właściwie to... Jak się stamtąd wydostaliśmy?

– Belzebub z Mammonem też wybrali się na przejażdżkę i jechali obok.

– Brakowało jeszcze Gabriela z Luciferem i bylibyśmy w komplecie – żartuje sobie, nie mogąc jakoś sobie wyobrazić tej dwójki w trakcie relaksującej konnej wycieczki.

– W podzięce będę musiał kupić dobrą whisky dla tego alkoholika. Myślisz... Połapie się jeśli dosypie mu tam arszeniku?

– Asmodeus – syknął i spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.

– I tak to zrobię – oświadczam dumnie.

– Wiem, że to zrobisz. Zawsze robisz mi na złość, ale chyba... To w tobie lubię najbardziej – mówi i opuszcza głowę zawstydzony. Nie mogąc się powstrzymać unoszę się do siadu i łapę jego brodę unosząc ją odrobinę.

Wciąż pamiętam, że mam misje do wykonania, a ja nawet w ogóle się nie staram. Mephistopheles praktycznie już mi je z ręki.

Całuję fiołkowookiego, który dość niezdarnie odwzajemnia pieszczotę. Taki niewinny, aż właściwie to jest mi go żal. Pewnie w tej główce roi się wiele scenariuszy, a ja wszystkie będę musiał podeptać. Nie potrafię kochać, nie w taki normalny sposób. A Mephisto powinien o tym wiedzieć. Powinien kazać mi spierdalać. Może wtedy Szatan dałby mi spokój? Pewnie musiałbym, z każdej strony, znosić upokorzenie, jakim obdarzy mnie sam król. Mała cena, ale... Mówimy tutaj o Szatanie. Nieprzewidywalność to jego drugie imię. 


Obiecany drugi rozdział na dziś. Kolejny rozdział... Cóż trudno Silverthorn stwierdzić kiedy, na pewno w przyszłym tygodniu

Archangeli ClamorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz