Rozdział 52

34 4 0
                                    

Siedziałem na schodach we wschodniej części budynku i cierpliwie czekałem na Briana. Wcześniej, gdy wspomniałem Emerowi o tym, jak bardzo zdenerwowałem dyrektora Faustyna, był równie zdziwiony, co niezadowolony. Nadal nie powiedziałem mu o Leonim, ale jak najbardziej starałem się dochować tajemnicy. Nie pisnąłem ani słówka. Czułem na sobie spojrzenia uczniów, tak samo kilku spytało się, czy rzeczywiście byłem sprawdzany. Zbywałem ich ciszą. Siedziałem w bluzie, bo czułem, że jest zimniej niż dotychczas.

Gdy Brian w końcu pojawił się niedaleko, wstałem i ruszyłem wraz z nim. Był w dobrym humorze, z delikatnym uśmiechem, ale idąc z nim czułem, że ten niepozorny spokój tylko ukrywa zwiększoną czujność. Słyszałem szepty i rozmowy, gdy ktoś mnie zauważył, ale nikt nie zbliżył się, a nawet niektórzy schodzili nam z drogi. Myślałem od czasu do czasu, dlaczego nawet Farendonel stał z tyłu i rzucił mi kilka przelotnych spojrzeń, gdy z pewnością mógłby w tym momencie raz na zawsze ze mną skończyć. Z jednej strony Brian był człowiekiem, a przynajmniej tak mi się wydawało, więc nie mógłby zareagować dostatecznie szybko. Z drugiej zaś to był dyrektor. Gdyby chłopak był dla niego zbyt niebezpieczny, to pozbyłby się go z naszego otoczenia.

Ale czy rzeczywiście tak było? W końcu nie stawał na drodze Erenowi, który z pewnością był o wiele bardziej zdolny niż Farendonel.

Ktoś coś za mną zawołał, ale nie chciałem tego słuchać. Próbowałem ich zagłuszyć, jakoś nie myśleć o tym wszystkim, bo mnie to przytłaczało. Przynajmniej Emer traktował mnie normalnie i sprawiał wrażenie, jakby nic a nic się nie zmieniło. W trakcie zajęć Brian zagadnął:
-Wiesz, że chyba znaleźli kolejnego?
-Hm? - Spojrzałem na niego. - Wybrańca?
-Tak. - Skinął głową.
-A dlaczego "chyba"?
-Niedługo po tym, jak w mniejszej akademii główny dyrektor stwierdził, że uważa tego jednego za Wybrańca, to tamten zniknął i trwają poszukiwania.
-Chyba też się przestraszył. Jak ja. - Spojrzałem w dół.
-Możliwe. Według współczłonka Kręgu jest idealnym przykładem równoważącego o zdolnościach zbliżonych do żywiołu gwiazd. Nie był tam zbyt długo, ale to wystarczyło.
-Czyli rzeczywiście jestem Obrońcą. - Powiedziałem sam do siebie.
-Pewnie. - Brian rzekł. - Może obędzie się bez jakiejkolwiek Wojny, skoro większość Wybrańców będzie spokojnymi dobrodusznymi dzieciakami.
-Chciałbym. - Stwierdziłem.
-Chyba każdy tego chce. Wojna nie jest rozwiązaniem jakiegokolwiek problemu. Powiem ci, że Krąg uważa, że Wojna będzie skierowana przeciwko Bractwu Źrenicy, aby raz na zawsze skończył się okres ukrywania nas i istot przed ludźmi. Oni muszą wiedzieć, że każdy byt zasługuje na szacunek, zwłaszcza te prawie ludzkie.
-To chyba dobrze, że będzie lepiej.
-Tak. Bardziej martwiłbym się o to, jak ty zareagujesz na takiego wroga.
-Będę dzielny, obiecuję. - Uśmiechnąłem się.
-Mam nadzieję. W końcu to ty jesteś naszym zwycięstwem.

Uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Byłem pewny, że po tym jak zrozumiałem moje znaczenie w tym wszystkim, z pewnością odnajdę się i poradzę sobie z tym wszystkim. Nawet jeśli nadejdzie ta jedna jedyna Wojna, będę gotowy i wygram z każdym wrogiem, bo to właśnie ja jestem Wybrańcem. Jednak zauważyłem, że Brian miał trochę inną aurę niż zwykle. To nie był ten dreszczyk strachu, nieuzasadnionego uczucia braku bezpieczeństwa, do którego zdołałem się przyzwyczaić. Czułem coś innego, jakby poza tą normalną było coś nieznajomego, dziwnego i równie nieuchwytnego. Starałem się nie zwracać na to uwagi, ale czym bardziej to ignorowałem, tym bardziej wyczuwałem tą obecność negatywnego uczucia. Z czasem zaczynałem rozumieć, że to coś zaczęło się wzmacniać w obecności Briana. Zacząłem zauważać różne szczegóły w jego zachowaniu, które do niego nie pasowały - czasem potrafił dłużej patrzeć na moje ręce podczas nauki samoobrony, a gdy ćwiczył ją razem ze mną, to miałem wrażenie jakby używał swojej mocy. Od czasu do czasu powiedział coś pod nosem. Któregoś razu stwierdził, że mogę wpaść na zajęcia wychowania fizycznego do chłopców z zachodniego skrzydła. Wtedy mieli zagrać w piłkę nożną, więc po krótkim namyśle zgodziłem się.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz