Rozdział 38

37 4 0
                                    

Tego wieczora wyszedłem z Lapiserem, Goldem i Pendragonem. Wraz z nami wyszedł Bill, którego Niebieski namawiał na wspólny wypad na koncert od paru tygodni. Z tego co słyszałem, to Bill wyszedł tylko dlatego, że "potrzebował inspiracji" do swojej muzyki. W prawdzie zajmował się budowaniem niewielkich modelów różnych maszyn, figurek i budynków, jednak sam powiedział, że nieco zaniedbał muzykę, którą tworzył w towarzystwie Jay'a. Ten zaś miał niedługo koncert. Traktował je jako specyficzne zaliczenia, bo był pewny, że w ten sposób osiąga coraz więcej swoją mocą. Byłem bardzo ciekawy jak wyglądałoby przeciążenie w jego przypadku.

Razem, zwartą, dość głośną grupką, szliśmy ku centrum, dokładniej ku ogromnej hali sportowej, na której od czasu do czasu odbywały się różne wydarzenia. Już wcześniej mogliśmy dosłyszeć dobiegającą stamtąd muzykę, ale jakoś nie myślałem o tym za bardzo. Przypominałem sobie historię, którą opowiedział mi Farendonel. Spoglądałem nieufnie na zacienione korony drzew, czasem poruszające się przez powiew wiatru. Dostrzegałem światła w mieszkaniach. Czy oni nie mogli spać? A może nie chcieli? Jest też możliwość, że ktoś zapomniał zgasić światło.

Obserwowałem też szczyty budynków. Bill również zdawał się spoglądać w górę, choć bardziej udzielał się w grupie niż ja. Starałem się jakoś ukryć fakt, że byłem bardzo niepewny. Nikt najwidoczniej tego nie dostrzegł, a przynajmniej na to wyglądało. Mogłem się obronić, ale czy zdołałbym to zrobić, gdyby ktoś zaatakował mnie z zaskoczenia? Nie bardzo. Brian coś wspominał o tym, że może mnie nauczyć choć odrobiny samoobrony, ale odmawiałem. Nie widziałem powodu, żeby uczyć się ciosów i jakoś nie czułem potrzeby. Miałem w końcu swoje ręce i jakoś sobie poradziłem w potyczce z Warriorem.

To dodawało mi otuchy.

Na miejscu było podobnie co zwykle - tłum, głośna muzyka, a na scenie głośny zespół złożony z kilku osób. Z daleka dostrzegałem tylko niewyraźne sylwetki wśród kolorowych świateł i dymu. Lapiser na kogoś wskazywał palcem i coś krzyczał, nie zrozumiałem co, ale wszyscy wpadliśmy w tłum, przeciskając się ku scenie. Mnie i Goldowi udało się jako pierwszym. Czułem się ogłuszony i oddalony od wszystkiego przez dudniące przy mnie nagłośnienie, mocny głos wokalistki i grających na instrumentach ludzi. Nie widziałem ich twarzy, ubrań, jedynie ciemny cień długowłosej wokalistki w pobłyskującej kurtce i dopasowanych spodniach do jej długich nóg. Krzyczeliśmy, tak jak tłum, ale nie tak jak kobieta na scenie. Nie słyszałem ani nie znałem słów, które śpiewała, ale ci, z którymi przyszedłem, doskonale je znali. Nie wiedziałem skąd, ale tylko z uśmiechem ruszałem się i coś krzyknąłem w dźwięk muzyki. Dym raz po raz gęstniał i opadał, sztucznie tworzony przez specjalną, niewielką maszynę na scenie.

W którymś momencie zauważyłem, że Gold i Bill gdzieś zniknęli. Pomyślałem, że pewnie niedługo znajdą się spowrotem albo wrócą do akademii. W końcu każdego mogła rozboleć głowa od tak głośnej muzyki, skakania i krzyczenia. Pendragon i Lapiser bawili się w najlepsze, ja nieco mniej, ale też bardzo dobrze. We trójkę tonęliśmy w dymie i przebijających przez niego światłach. W końcu przyszedł Bill. Tak minęło kilka utworów, aż nie zauważyłem jak Lapiser zbliża się do mnie i krzyczy mi do ucha:
-Idę po Golda!
-Dobra! - Zawołałem, a Niebieski zniknął między ludźmi. Nieco zbliżyłem się do Billa. - Nie widziałeś ostatnio Golda?!
-Nie! - Odpowiedział. - A co?!
-Nic!

Świetnie bawiliśmy się, aż nie nastała chwila przerwy. Zespół wykonał bardzo dobrą robotę, ale tak, piętnaście minut na zjedzenie czegoś, wypicie szklanki wody i chwili rozluźnienia. My też potrzebowaliśmy nieco ochłonąć.

-Lapiser nadal nie wrócił? - Zapytałem Billa i Pendragona.
-Nie widziałem ani jego, ani Golda. - Przyznał pierwszy z nich.
-Chodźmy ich poszukać. - Zaproponował drugi. - Najwyżej wrócimy do akademii.
-Dobra. - Bill ruszył jako pierwszy, a my za nim. W głowie miałem zamęt i jeszcze obijała się muzyka, powodując niewielki ból głowy. Rzeczywiście przesadziłem, nie powinienem był stać przy samej scenie.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz