Rozdział 20

41 6 0
                                    

Jeszcze raz poszedłem na swoje piętro i zapukałem do Emera. Pociągnąłem za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Nie chciałem siedzieć sam w pokoju, ale nie miałem ochoty siedzieć z kimkolwiek z drużyny piłkarskiej. Zdenerwowali mnie, a raczej kapitan i jego decyzja.

Byłem wkurzony, a fakt, że moich kolegów z klubu też nie było, wcale nie pomagał, nawet pogarszał sprawę. Denerwowałem się na wszystko i wszystkich.

Ze złością trzasnąłem drzwiami od pokoju. Padłem na łóżko i ścisnąłem poduszkę. Poczułem się nieco spokojniej. Nie miałem zwyczaju przesadnie wyrzucać z siebie złości, bo zwykłe ściśnięcie pluszaka czy poduszki wystarczało. Położyłem się na plecach.

Wziąłem głęboki oddech.

Leoni miał rację. Że nie gra jest najważniejsza. Popatrzyłem na moje ręce, na których wisiały łańcuchy. Dopóki nie będę nad nimi panował to pozostaję na uboczu. Wiedziałem, że poradzę sobie. Nie jestem jak Cień.

Nigdy nie byłem.

Wstałem. Podniosłem się, postawiłem kilka kroków. Jakoś tak wyszedłem, pokręciłem się po znajomych, ale nie znalazłem żadnego z Podziemnych.

Nie wiem co robiłem później. Nie pamiętam. Przypomina mi się jedynie wieczór, gdy znów czekałem na Briana. Wtedy przyszedł, jak zwykle w dobrym humorze, choć od czasu do czasu spoglądał w stronę cieni pod drzewami. Jakby poprzednia noc w ogóle się nie wydarzyła.

Szedłem za nim w ciszy. Nie podobało mi się to. Za każdym razem Brian coś nucił, gwidał, szeptał sobie pod nosem, byle nie było takiej napiętej atmosfery. Za to wtedy milczał pomimo delikatnego uśmiechu na twarzy. Nasłuchiwałem otoczenia. Szum liści, gałęzi, rozmowy różnych osób, swoje własne rytmiczne kroki.

Gdy w tej ciszy znaleźliśmy się w miejscu cowieczornych ćwiczeń, Brian sporzał na mnie.
-To co? Zaczynamy?
-Nie bardzo. Mam zawiasy. - Cicho powiedziałem. Brian zamrugał, lekko unosząc brwi.
-Zawiasy?
-No łańcuchy. - Pokazałem nadgarstki. Białooki spojrzał się na nie, a następnie na mnie.
-Od kogo?
-Dyrektora Faustyna.
-Przecież dzisiaj nigdzie nie ruszał się z poza naszego piętra. - Rzekł. - Od kiedy je masz?
-Wczoraj przed południem, bo chciałem...
-Ja wiem, że trudno jest ćwiczyć prawie każdego wieczora i to męczy. - Uśmiechnął się. - Ale naprawdę nie musisz mnie okłamywać, wystarczy powiedzieć, że jesteś zmęczony.
-Ale mówię prawdę. - Powiedziałem. Brian z uśmiechem pomachał głową.
-Wczoraj wieczorem dałeś ładny pokaz swojej mocy, jak niby miałbyś mieć zawiasy od wczoraj rano?

Otworzyłem paszczę jakby wszystkie mięśnie mojej twarzy nagle się rozluźniły.

-Chyba nie powiesz mi, że ta salwa trzech nierównych kryształków z nikąd wbiła się w jej twarz tak bez powodu. - Uśmiechnął się. - W dodatku po stosunkowej linii prostej, a potem przypadkowo padłeś z wycieńczenia.

Byłem w kropce. Zapewne wyglądałem jak idiota z rozdziawionymi ustami i gapiący się na uśmiechniętego Briana.

-Tak, możesz dzisiaj mieć wolne, tylko następnym razem mnie nie oszukuj.
-No ale ja nie mogę używać mocy! - Napiąłem z całej siły moją rękę i... Nic się nie wydarzyło. Czułem jakbym rzucał, ale podczas rzutu kamień wylatywał mi z dłoni. Spróbowałem jeszcze raz. Brian westchnął ciężko.
-Naprawdę nie musisz, księciu. Jeśli tak bardzo Ci na tym zależy to zobaczę w inny sposób. - Wziął mój nadgarstek w swoją rękę. Spojrzał czy nie zawiązałem łańcuszka. Wsunął palec między moją dłoń, a pobłyskujący srebrnie metal.

-Jakąś tam siłę ma. - Rzekł. Popatrzył na mnie chwilę w ciszy.
-Hm?
-Więc? Co o tym sądzisz mały? - Zapytał mnie z uśmiechem.
-Nie wiem, dziwne.
-Wszystko w tej szkole możesz określić jako "dziwne". Nie masz pojęcia - Zaśmiał się. - jak dziwaczne wszystko tu jest.
Chwilę milczeliśmy, a on i jego białe oczy uśmiechały się w moją stronę.
-Jestem z ciebie dumny, mój uczniu. - Rzekł wreszcie. - Jeśli zrobiłeś to, o czym obaj myślimy, to możemy już zacząć zastanawiać się nad testami. W końcu nie będę cię trzymał w tak niskim przedziale.
-A, bo ja ten...
-Nie żartuję. - Przerwał mi. Dłońmi rozerwał łańcuszek najpierw na mojej prawej ręce, a następnie lewej. -Lepiej?
-Tak, dziękuję Brianie. - Lekko uśmiechnąłem się.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz