Rozdział 5

54 7 0
                                    

Nikt na mnie nie czekał po drugiej stronie. Ba, pojawiłem się niedaleko prawego skrzydła szkoły. Udało mi się zabrać tylko niektóre rzeczy, bo część z nich zostawiłem w chatce. Nie czułem się szczególnie poruszony tym faktem, bo w dłoni ściskałem coś, co było warte więcej niż trzykrotność mojego poprzedniego ekwipunku, a wartość kryształka dla mnie była jeszcze większa.
Poszedłem do głównego wejścia szkoły, gdzie spotkałem się ze sporą ilością osób, które jak zwykle zbierały się przy windzie i w samym holu. Nie czułem na sobie spojrzeń i bez problemu przedostawałem się przez ten tłum. Przemknąłem przez korytarze, które były puste. Uczniowie najwyraźniej byli na lekcjach, a mi wracało się lepiej, gdy nikt znajomy mnie nie widział.
Otworzyłem drzwi mojego pokoju, za którymi najwidoczniej nic się nie zmieniło. Położyłem na stoliku wszystko co przeniosłem, a następnie wyjąłem z szafy czyste i świeże ubrania wraz z ręcznikiem. Ruszyłem do łazienki, gdzie umylem się i zmieniłem odzież. Potem wróciłem do pokoju. Brudne ubrania rzuciłem w kąt pokoju, ale nie zwróciłem na nie uwagi, bo moje spojrzenie przykuwało moje kryształowe znalezisko.

Usiadłem i wziąłem go do rąk. Zdawał się jaśnieć, gdy był bliżej mnie. Obracałem go w dłoniach. Był mój. Mogłem zrobić z nim różne rzeczy - sprzedać, schować, użyć go do stworzenia czegoś. Mój dziecięcy umysł podjął inną decyzję - postanowiłem mieć go wciąż przy sobie. Na swojej szyi. Właściwie to sam nie wiem dlaczego kiedyś taki pomysł narodził się w mojej głowie. Być może to była część znalezienia tej swojej mocy, a może po prostu przypadkowa idea. Wyciągnąłem z rogu szafki rzemyk, klej i nożyczki. Kawałek rzemyka odciąłem i klejem przykleiłem tak, żeby powstała zawieszka na górze klejnotu. Resztę rzemyka przeciągnąłem przez nią i oto moje znalezisko zostało moim wisiorkiem.

Zaraz uświadomiłem sobie pewien fakt. Nadal nie wiedziałem co tak właściwie było moim Potencjałem. Nie przyszedłem z pustymi rękoma, ale z pustym zużyciem półrocznej nauki. Tak, miałem ten kryształek, być może był wiele wart, ale co było moją małą mocą? Nie władałem ogniem, nie potrafiłem zmienić wszystkiego w złoto, nie mogłem rozkazywać światłu, żeby zgasło. Poczułem się głupio. Co miałem ze sobą zrobić, skoro tak naprawdę niczym nie zawładnąłem?

Opadłem na łóżko. Moja prawa ręka osunęła się na moje czoło, odkrywając je z włosów. W głowie już domyślałem się co mnie czeka. Śmiech. Szyderstwa. Żarty jaki nieporadny jestem, jakim palantem musiałem być, żeby nie zdobyć mocy, a w dodatku zająć czas nauczyciela. Każdy z kolegów mnie wyśmieje. Miałem ogromną nadzieję, że następnego dnia nikt nie przyłapie mnie na wyjściu ze szkoły, żeby ominąć całe towarzystwo czekające w klasach. Bałem się nawet śmiechu ze strony młodszych dzieci, z którymi spędziłem pół roku w jednej klasie. Z pomrukiem niezadowolenia przekręciłem się na brzuch i schowałem głowę w poduszkę.
-Niech to szlag. - Powiedziałem do poduszki. Po chwili ciszy jeszcze raz mruknąłem, mając ochotę po prostu zamknąć się w pokoju i nie dzielić się z nikim takimi śmiesznymi problemami.

Leżałem tak dłuższą chwilę dopóki nie zgłodniałem. Wtedy usiadłem normalnie na łóżku. Uspokoiłem się, wstałem i wyciągnąłem z szafki paczkę zapieczętowanych ciastek. Smak owocowej marmolady rozpuszczał mi się w ustach i pozwolił na chwilę zapomnieć o moim problemie. Siedziałem na podłodze i zajadałem się kruchym wypiekiem dopóki nie usłyszałem pukania do drzwi. Szybko wstałem, szafkę zamknąłem, a ciastka położyłem na niej.

Zawiało zimnem zza drzwi. Brian wszedł do mojego pokoju. Był wyższy od mnie o dwie głowy. Nie wydawał się być szczególnie smutny czy zmęczony, a także na jego skórze nie widziałem ran.
-Dzień dobry, dyrektorze. - Powiedziałem.
-Nie taki dobry jak bardzo bym chciał. - Odpowiedział, ale mimo to posłał mi uśmiech. Nadal źle się czułem widząc te puste oczy. Usiadł przy stoliku na krześle.
-Co się stało? - Zapytałem niepewnie. Wziąłem ciastka i usiadłem przy stoliku, na którym leżał rzemyk z kryształem. Brian spojrzał na niego.
-Tak właściwie to chciałem z tobą porozmawiać na poważnie.
-Chodzi o tą dziewczynę, prawda?
-Nie tylko. Ten diament jest twój?
-Diament? To chyba zwykły kryształ.
-Zobaczmy. - Brian podniósł moje znalezisko do rąk. Z kieszeni spodni wyciągnął niewielki scyzoryk z metalu. Ostrym spodem kryształu przejechał po pierwszym lepszym ostrzu, które się wyciągnęło. Metalowy zawijas opadł na stół, a w ostrzu powstał rowek.
-Czysty diament. Jest zbyt twardy jak na zwykły kryształ. - Brian rzekł. Położył go bliżej mnie, a scyzoryk schował. - Skąd go masz?
-Znalazłem go, gdy uciekałem. Leżał w wodzie, w jasnej grocie ze ścianą...
-Ze ścianą kryształów. - Brian dokończył za mnie. Oparł się na rękach. - Ciekaw jestem kto kolejny odwiedzi to miejsce.
-To znaczy? Wiesz gdzie to jest?
-Nie wiem, ale niektórzy uczniowie też tam byli. Nieliczni. Każdy z rangi conajmniej C. Kryształowa Grota jest miejscem, gdzie sam nigdy nie byłem i nie wiem czy kiedykolwiek będę.
-Myślisz, że będę tak samo miał conajmniej C?
-To jest pewne. Poza tym muszę bardzo Cię przeprosić za ten cóż... Incydent. Jak pewnie się domyślasz, jestem nie tylko dyrektorem. - Sięgnął po ciastko, które zaczął obracać w dłoni. - Osoba, która chciała Cię wykorzystać, tak naprawdę na celu miała spotkanie ze mną. Była ona przez pewien czas moją podopieczną, ale byłem zmuszony wydalić ją ze szkoły. Niestety powód był cóż... Niecodzienny i wymagał ode mnie cierpliwości. Zmusiła mnie do spotkania i żebym ją przytrzymał jak najdłużej. Z tego samego powodu co została wyrzucona. - Na białej skórze zobaczyłem lekki rumieniec.
-Po prostu wyrzucona uczennica. - "Fanka Złego Pana" pomyślałem ukradkiem.
-Jeżeli masz jakieś rany poza siniakami to powiedz mi o tym. To ważne. - Rzekł Brian, po czym ugryzł ciastko.
-Wszystko jest w porządku. Martwię się tylko swoim Potencjałem, bo jeszcze nie mam mocy. - Ciszej powiedziałem jakby w obawie, że ktoś inny to usłyszy.
-To ostatni z twoich problemów. - Brian wziął do ust resztę ciastka i przełknął. - Ona nadal może na ciebie polować. Na ten moment masz też wybór, który jest naprawdę niełatwy. Nadal przed tobą są trzy ścieżki.
-Wybieram nadal tą samą. Nie przekonuj mnie, dyrektorze.
-Powiem Ci, że naprawdę czuję, że powinieneś dołączyć do moich podopiecznych. Nie będę Cię zmuszał ani szukał w tobie jakiegoś mistrza, ale czuję, że powinieneś dołączyć do mnie. Oferuję Ci nieznane i świat, którego do tej pory nie znasz.
-Nie, dziękuję. Nie chcę i boję się uczniów.
-Każdy z nich jest uczniem, nie potworem. Jestem w stanie panować nad każdym z nich, a jedynie są agresywni względem uczniów światła. Jeśli wybierzesz moją drogę to będę mógł zostać twoim najlepszym nauczycielem i być może nawet towarzyszem.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz