Rozdział 22

31 5 1
                                    

Nadszedł mój pierwszy egzamin. Nie miałem się czym martwić, bo właściwie wszystko, co do tej pory ćwiczyłem z Brianem było tym, co musiałem umieć. Stworzyć coś ze swojej mocy, umieć ją wykorzystać. Z samego rana wybrałem się, zjadłem śniadanie i skocznym krokiem poszedłem pod windę. Jak zwykle było tam sporo osób, ale znalazło się odrobinę miejsca dla mnie, a więc wepchnąłem się między kolegów, koleżanki i nieznajomych. Nie lubiłem ciasnych pomieszczeń, gdy wokół jest dużo ludzi. Właściwie nadal nie lubię tłoku w małej przestrzeni, choć minęło tyle czasu, ale wtedy miałem ważniejsze rzeczy na głowie.

Po czasie dojechałem windą do dyrektorów. Tam Faustyn wstał zza biurka i stanął na porannym świetle Słońca padającym z okna na suficie, a ja stanąłem naprzeciw niego, również na słonecznym, ciepłym blasku.

To nie jest wymagane, aby każdy egzamin zdawać przy Słońcu czy Księżycu. Czasem to wzmacnia moc, pozwala na nieco więcej, rozluźnia, odstresowuje czy daje uczucie spokoju, ale nie trzeba pokazywać swoich umiejętności w takiej czy innej porze dnia. Taka jest tradycja szkolna, aby Świetliści byli na świetle, a Mroczni w cieniu czy świetle Księżyca. Kiedyś każdy egzamin musiał dziać się o ustalonej porze dnia, nocy, wschodu czy zachodu, przy danych fazach, czasem nawet temperaturze czy sile wiatru, ogółem warunkach pogodowych. Za wtedy współczesnych mi czasów nie trzeba było tak starać się o każdy szczegół świata wokół, aby można było podejść do egzaminu. Faust lubił robić to na Słońcu, żeby zachować choć odrobinę starej tradycji, Brian zaś robił takie egzaminy tylko na życzenie uczniów

Tak staliśmy chwilę, aż dyrektor nie chrząknął. Wtedy zaczął mówić:
-Rozpoczynamy test końcowy rangi D. Aby wykazać, że jesteś godzien zdobycia tytułu poziomu C typu bezpośredniego, twoim zadaniem będzie wykorzystanie swojej mocy bez użycia zewnętrznych bodźców i ukazanie mi jej efektów w przeciągu dwóch minut. Czy jesteś gotów rozpocząć egzamin?
-Tak. - Powiedziałem pewnie, patrząc jak Faustyn wyjmuje zegarek z kieszeni.
-Odliczanie czasu rozpocznie się, gdy powiem "start".

Kiwnąłem głową. Nie bałem się, ale czułem napięcie swoich mięśni, zwłasza rąk. Moc we mnie nie buzowała, była to raczej ekscytacja. Co będzie potem? Jak będzie to wyglądać jak już mi się uda? Czy będę umiał więcej? A może coś jeszcze innego? W końcu mając te -naście lat mogłem jeszcze domyślać się, co to zmieni w moim dotychczasowym życiu szkolnym, choć dobrze znałem strukturę tego egzaminu.

-Zatem... Start. - Usłyszałem kliknięcie. Czas start. 120 sekund do mojej dyspozycji. Wystarczająco dużo jak na mnie, nawet za dużo. Napiąłem mięśnie dłoni, ale nie za mocno, tak, żebym poczuł naprawdę delikatny rzut kamieniem, nie taki jak na początku swojej nauki. Nie przeleciał nawet dwóch centymetrów, a zacisnąłem na nim dłoń. Otworzyłem ją.

Wśród kilkunastu kryształów na spodzie mojej dłoni ujrzałem jeden, jakby odłamany skrawek, który być może nie był za szczególnie równy, ale przezroczysty. Położyłem go ostrożnie na dłoni Fausta jak najdelikatniej tylko potrafiłem, aby nie zrobić mu przypadkiem krzywdy, a ten po raz kolejny sprawił, że zegarek kliknął.

Schował zegarek spowrotem i w dłoniach obejrzał kryształek. Odłożył go na biurko.
-Uczniu, dowiodłeś swojej potęgi. Z dumą zostajesz przyłączony do poziomu mocy C typu bezpośredniego. - Rzekł, po czym uśmiechnął się delikatnie. - A tak nieformalnie, moje gratulacje. Miło mi widzieć, że moi uczniowie rozwijają się.
-Dziękuję dyrektorze. - Odpowiedziałem spokojnie. Spojrzałem na moją dłoń. Jeszcze nie wróciła do całkowitej normy, nieco skrzyła się od światła wpadającego przez ogromne okno.
-Daj mi znać, jeżeli chciałbyś zmienić grupę, z którą masz zajęcia.
-Dlaczego? Coś jest z nimi nie tak, dyrektorze?
-Wydaje mi się, że nie, ale z każdym egzaminem masz możliwość zmiany grupy. Niektórym przeszkadza choćby różnica poziomów.
-Ach... Emm... - Przed moimi oczyma ukazała się Crystal, która chwyciła mnie za ramię, gdy chciałem wyjść. Zrobiło mi się nieco gorąco. - Nie, to nie jest dla mnie problem.
-Możesz mieć też inne powody. W razie takich jestem do twojej dyspozycji, ale tylko w godzinach dziennych.
-Dyrektorze, a czy mogę wiedzieć dlaczego nie mogliśmy się ostatnio zbliżać do waszego pokoju? - Zapytałem z ciekawości. Nie zaspokoił jej do tamtej pory nikt, nawet ten wredny Render nic nie wiedział, tylko roznosił spekulacje po szkole. Nie miałem możliwości lepiej dowiedzieć się, aniżeli od samego dyrektora. Brian pewnie milczałby równie bardzo co na ćwiczeniach, a więc mogłem mieć nadzieję, że przynajmniej Faust mi pomoże.
-Zacznijmy od tego, że chciałbym cię przeprosić za zlekceważenie sprawy. - Faust chrząknął. - Często zdarza się tak, że uczniowie mają "ważną sprawę", a tak naprawdę jest to banał i głupota, a czasem też głupie żarty.
-Ale ja nie miałem nigdy powodu, żeby żartować z dyrektora ani z Briana. - Jęknąłem, patrząc na podłogę. Pogłaskał mnie po głowie.
-Rozumiem, ale nie znam waszych intencji. Następnym razem postaram się ciebie wysłuchać, dobrze? - Na jego słowa spojrzałem na jego twarz i kiwnąłem głową.
-Dobrze, dyrektorze.
-Musięliśmy przyjąć gościa, nie chcieliśmy, aby uczniowie go męczyli. W razie potrzeby Mike był cały czas dostępny do pomocy. Póki co udostępniliśmy pokój dla tej osoby, nieco odosobniony, żebyście nie zaglądali i nie przeszkadzali. - Faustyn spojrzał się na drzwi windy. - Jeśli będzie się tutaj dobrze czuć, to być może zostanie jedym z nauczycieli.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz