Rozdział 3

61 6 0
                                    

Po pół roku przyszedł dzień, w którym miałem dostać przydział przez próbę. Byłem zmęczony, bo poprzedniej nocy nie mogłem spać. Martwiłem się. Przynajmniej Edziek ze mną siedział przez te kilka godzin i jeszcze raz powtarzał mi jak wygląda taka próba, co robić, a czego nie. Próbował mnie pocieszać, ale nie bardzo umiał. Zagłuszenie moich przykrych myśli było ciężkie - ciągle wyobrażałem sobie te przykre scenariusze, gdzie dzieje mi się jakaś krzywda albo sobie nie poradziłem. Jaki to byłby wstyd przyjść, nie mając mocy, nie wynosząc nic z tej podróży... Tym bardziej po nieprzespanej nocy czułem, że nie będę w stanie dziś przejść tego, co mnie czeka. Bałem się, że przez zmęczenie coś mnie zrani, bo nie zareaguję wystarczająco szybko. Zawsze mogłem wrócić awaryjnie i stracić swój mały honor. Nie mogłem czekać dłużej czy uciekać. To była moja jedyna szansa, na którą czekałem i nie mogłem jej zmarnować. Wtedy było to coś ogromnego i jeden z moich najważniejszych momentów w życiu, w każdym razie tak uważam. To mnie przytłoczyło jeszcze przed rozpoczęciem, więc byłem bardzo spięty. 

Wychodząc z pokoju myślałem, że w przypadku awaryjnego powrotu może musiałbym zmienić pokój albo nawet skrzydło... Choć właściwie to mogłoby wyjść na to samo, gdyby jednak mi się udało. Potem minąłem kilku kolegów, którzy jedynie życzyli mi powodzenia i ruszali dalej, idąc na zajęcia, do znajomych czy jeszcze gdzieś indziej. Mijali mnie dalej, ja też ich mijałem w wąskich korytarzach skrzydła, gdzie były pokoje, a potem w przestrzeniach, gdzie gromadzili się, żeby razem pójść na zajęcia. Zacisnąłem rękę na ramiączku plecaka. Nie chciałem pchać się w tłumy znajdujące się grupowo pod ścianami i ogromnymi oknami, więc trzymałem się środka korytarzy. Schodziłem schodami, na których też byli uczniowie, ale czułem się nieco lepiej, bo miałem trochę przestrzeni wokół siebie. Tego ranka Emera nie widziałem - być może jeszcze spał lub był już na lekcjach. Mogłem jedynie zastanawiać się co mój przyjaciel robi i gdzie się znajduje. Bardziej skupiałem się na swoich wątpliwościach dotyczących próby. Musiałem znaleźć przejście do windy, która mnie zawiezie do dyrektorów. Problem tkwił w tym, że nie chciałem zaczynać mojej podróży od problemów z uczniami z innego skrzydła. Spojrzałem na zegar ścienny. Jeszcze było trochę czasu do wschodu Słońca. Mogłem poczekać, ale uznałem, że czym szybciej wyruszę, tym szybciej wrócę.

Przeszedłem więc jak najszybciej w stronę wyjścia, ale skierowałem się w lewą stronę. Wokół mnie było wiele osób, na które starałem się nie patrzeć. Patrzyłem na ziemię i starałem się wymijać każdą osobę. Wiedziałem, że jeśli spotkam kogoś neutralnego czy mrocznego to nie powinienem patrzeć mu w oczy. Jeden z kolegów z sąsiednich pokoi, Leoni, mówił że dopóki nie mam swojej mocy to nie powinienem patrzeć w oczy kogokolwiek, kto nie jest z naszego skrzydła szkoły. Leoni był trochę starszy ode mnie. Był blondynem, ale malował sobie poszczególne pasma włosów jasnoniebieską farbą, takiego koloru jak jego oczy. Uważałem go za naprawdę sympatyczną osobę, choć trochę zamkniętą w sobie. Jego Potencjał należał do żywiołu wody, jeśli się nie mylę to słodkowodnej. Był na poziomie C. Posłuchałem jego rady i nie podnosiłem wzroku znad swoich butów. Stojąc w tłumie nie wyróżniałem się, więc nie czułem na sobie spojrzeń gdy przechodziłem.

Tłum się rozrzedził dopiero, gdy znajdowałem się przy samej windzie. Moja ciekawość zaczęła mnie szturchać od wewnątrz. Przecież otaczają mnie ludzie i stworzenia, których w życiu nie widziałem. To moja okazja, aby ich zobaczyć. Może nawet do kogoś zagadam? Ukradkiem odwróciłem się i spojrzałem w tył.

Zaraz tego pożałowałem. Napotkałem zimny wzrok wysokiego chłopaka, który stał przy przeciwległej ścianie do windy. Jego twarz była surowa i jednocześnie piękna, ale przez jego policzki i nos biegła widoczna blizna, a na ramionach miał kilka siniaków. Miał na sobie szarą bluzę z kołnierzem przypominającym kaptur. Coś było na niej napisane, ale przez tłum nie mogłem zobaczyć go dokładnie. Widziałem dobrze jedynie jego popiersie. Jego włosy stały jak w burzy, nieładzie. Był starszy, tego byłem całkowicie pewien. Już mogłem przypuścić, że nie jest niżej niż ranga C. Nie wiedziałem ile się na niego gapiłem, ale czułem też jego spojrzenie. Czytał ze mnie jak z kartki. To było dziwne uczucie, z jednej strony czułem strach, a z drugiej dziwny spokój. Sam nie wiedziałem co tak naprawdę się dzieje. Oderwałem od niego wzrok, odwracając się w stronę stalowych drzwi. Na karku siedziało mi zimno jego spojrzenia, lecz nie odwróciłem się po raz kolejny.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz