Rozdział 11

41 6 0
                                    

Usiadłem na wygodnej pufie w pokoju Reda. Pokój oświetlały niewielkie lampki wykonane z ptaków origami z białymi światełkami. Oglądałem z daleka różne pudełka i leżące wszędzie małe mechanizmy. Na suficie szarego pokoju wisiało kilka połączonych razem żarówek wraz z metalową obudową, która nie miała ścianki tylko ze strony najbliżej podłogi. Na stoliku leżał stos kabli i innych różności, które Redaster zgarniał dłonią do pudełka, które trzymał w drugiej ręce.

-Przepraszam za bałagan, wczoraj zabrałem się za robienie kolejnego projektu i nie posprzątałem. - Red rzekł, spoglądając na mnie.
-Nic się nie stało, chyba każdemu się zdarza. - Odparłem.
-Gdyby mi się nie zdarzało to zbyt często to bym przyznał ci rację. - Odłożył pudełko na szafkę. - Chciałem zapytać, co tam się działo.
-Że gdzie?
-Na próbie Emera. Co tam widziałeś?
-Chyba nie powinienem o tym mówić...
-Chciałbym mimo wszystko wiedzieć. Jestem przecież jego kolegą, martwię się po prostu.
-Widziałem jak całą ścianę pokrył szmaragdami jednym ruchem ręki. Potem widziałem jak tylko słabł... - Spojrzałem w bok. - Tylko nie mów nikomu, że widziałem.
-Dobra. - Rzekł.
-A ta plotka, o której mówiłeś wcześniej to napewno fałsz?
-Wyobrażałbyś sobie jakiekolwiek stworzenie inne niż człowiek w naszym skrzydle? - Red stanął i popatrzył na mnie. - Ja nigdy nie widziałem takiego przypadku.
-Więc mówisz, że nie...
-Nie mam żadnych przejawów jakiegoś wampira czy czegokolwiek. - Red usiadł na drugiej pufie, którą sobie przyciągnął naprzeciw mnie.
-Chyba wiesz czym jesteś.
-Nie mam żadnego światłowstrętu, nie czuję dziwnych głodów, światło księżyca mnie nie rusza. - Oparł się o łokcie. - Nie mam nic nienaturalnego, więc nie ma szansy, żebym był jakiś inny.
-No. A u nas ktoś w drużynie nie jest człowiekiem?
-Chyba wszyscy są. Może Coal i Iranos, ale chyba są normalni. W ogóle widziałeś już kogoś, kto nie jest człowiekiem?
-Nie... Są straszni?
-Musiałbyś sam ocenić. - Ziewnął.
-To znaczy?
-Możemy spojrzeć za okno. Z odrobiną szczęścia kogoś dostrzeżesz. - Odsunął zasłonę. Otworzył okno, a ja wstałem i popatrzyłem za nie.

Przyglądałem się niezbyt oświetlonej drodze chodnikowej obok naszego skrzydła. Drzewa szumiały przy cichym wietrze, trawa powiewała, a rozgwieżdżone niebo rozciągało się nad wysokimi drzewami. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do mroku, dostrzegałem wśród cieni ruch. Ujrzałem sylwetkę leżącą na trawie, osobę czytającą książkę. Było bardzo ciemno, ale mimo to widziałem jak kartkuje ona strony. Obok siedziała druga postać, klepiąc pierwszą po ręku. Wyglądali jak dwójka ludzi. Gdy osoba czytająca książkę ją odłożyła, para świecących, żółtych oczu ukazała się. Ta osoba usiadła i coś powiedziała do klepiącej postaci.

-Fajnie wyglądają takie ślepia, co? - Red uśmiechnął się. - Widzę, że się w nie zapatrzyłeś.
-Wcale nie. - Mruknąłem. - Po prostu nigdy takich nie widziałem.
-Jeszcze zdążysz je zobaczyć. Wrryn często czyta tutaj jakieś pisma, więc akurat masz okazję popatrzeć.
-Wrryn? Dlaczego takie przezwisko?
-Bo jak jest księżyc to zdarza mu się warczeć, nawet w dzień z tego co słyszałem. Żywy wilkołak, ale dziś nie zmienił się, bo nie ma księżyca. Nie zauważyłeś jego paznokci, co?
-Niewiele widzę w ogóle w ciemnościach.
-Przywykłeś do siedzenia przy świetle, dlatego musisz chwilę popatrzeć w mrok, żeby widzieć. Ja często robię przerwy, gasząc światła. - Red rzekł. - Siedzenie ciągle przy sztucznym świetle żarówek jest niezdrowe dla oczu.
-No.

Patrzyliśmy cicho na Wrryna i drugą osobę. Dostrzegłem niewyraźny uśmiech siedzącej obok dziewczyny. Siedziała w dużej bluzie z kapturem, na którym były sztuczne uszy. Domyśliłem się, że należała ona do czytającego książkę.

-A kim ona jest? - Zapytałem.
-Nie wiem. Nie znam się z dziewczynami, chyba jestem dla nich zbyt nudny. - Red uśmiechnął się pod nosem.
-Nie jesteś nudny.
-Uwierz mi, już mały Lapiser wzbudza ich większe zainteresowanie niż ja. Mało którą obchodzą moje gadaniny o kabelkach, tranzystorach i innych technicznych pierdółkach.
-Nie mów tak brzydko...
-Wybacz jeśli przeszkadza ci to. Często zdarza mi się wymknąć takowe słowo, zwłaszcza jak mnie kopnie prąd, nawet lekko. - Spojrzał na mnie.
-Chyba jesteś tym bardziej zainteresowany niż nauką, prawda?
-Nie muszę się starać. Mam bardzo dużo czasu na to, żeby wszystkiego się nauczyć, a tymczasem mogę poświęcać swój czas na majsterkowanie. Setki lat chyba mi wystarczą, prawda?
-Setki? Dlaczego aż tak długo?
-Może więcej. Jak nadejdzie Wojna to się przekonamy. A kiedy nadejdzie - nie wiadomo. Jak będzie to pewnie wtedy odejdę.
-Wojna?
-Koniec świata. - Red rzekł. - Koniec wszystkiego. Taki sąd ostateczny.
-O... A opowiesz mi o niej coś więcej?
-Jesteś chyba na to trochę za mały. Masz nie wiem... 12 lat? Po co masz się martwić tym, co będzie za wieki? Jesteś jeszcze dzieciakiem i powinieneś być szczęśliwym. - Red uśmiechnął się.
-A ty jesteś niby dorosły? Przecież masz z 15 lat. - Odparłem z nutą irytacji. Redaster zamknął oczy i cicho zachichotał.
-Chciałbym mieć, na ile wyglądam.
-No a nie masz tyle?
-Nie, mam prawie dziewiętnaście lat. - Rzekł z rozbawieniem. - Chciałbym być taki wysoki i przystojny jak ci w moim wieku.
-Żartujesz sobie ze mnie?
-No nie. Mam ciało nastolatka, ale już jestem dorosły. Fakt faktem, że Emer w wieku tych 14 lat jest mojego wzrostu, no ale tak wyszło i tak wyglądam.
-A w jakim wieku jest reszta klubu?
-Gold ma około tyle co Lapiser, tak z 10 czy 11, Emer ma 14 z tego co wiem, ja mam 18 i trochę, a Iron około 20. Nie mam zielonego pojęcia ile może mieć Coal.
-Dlaczego? Wygląda na mniej więcej tyle co Emer...
-Jest bardzo małomówny jeśli chodzi o jego historię. W ogóle mało się odzywa, nie lubi odwiedzin i rozmawia przede wszystkim z Ironem. To nie tak, że nas nie lubi, po prostu źle czuje się w towarzystwie innych, bo czasem bywają dni, gdzie jest naprawdę otwarty na zabawy i wspólne spędzanie czasu klubowo.
-A on jest człowiekiem? - Zapytałem.
-Pewnie tak. Raczej byśmy o tym wiedzieli, gdyby było inaczej.
-Myślałem, że może po prostu nie chce pokazywać siebie jako wiesz... Coś innego...
-Nie, uczniowie zmiennokształtni mają obowiązek na niektórych zajęciach być takimi, jakimi są naprawdę. Zdarzyło mi się wychodzić wieczorami, na takich godzinach nie widziałem, żeby wyglądał inaczej.
-A Iranos? Co z nim?
-Chyba jest normalny, ma tylko inną budowę od nas.
-Co z tym... Tym chłopakiem, którego nie chcieliście w klubie?
-Scoot jest starszy o rok od Emera. Jest człowiekiem, ale jak wiesz, nie lubimy go. Jest ze środkowego skrzydła to myślał, że jest idealny, żeby do nas dołączyć. - Red odszedł od okna. Opadł na pufę. - Wyobraź sobie, że jest neutralny, ma władzę nad kamieniami, które są niby naszą podstawą, był starszy od Emera, na randze B. Szarowłosy, inny od każdego z nas, ale łączący nas, niestety tylko w teorii i mocy. Praktycznie nie jesteśmy podzieleni. Właściwie to jesteśmy jednym klubem i od zawsze jesteśmy zgraną ekipą, za to on nigdy nie umiał się zgrać.
-No może...
-To nie tak, że my go odrzucamy z góry. On sam nas zniechęcił do siebie. - Rzekł. - Próbował na siłę znaleźć się jako ktoś ważny wśród nas, ale nie jest jednym z nas.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz