Nie pamiętam co wtedy robiłem, gdzie w końcu się znalazłem, ile czasu minęło. To było tak, jak przy zasypianiu - zamykam oczy i chwilę później, nawet nie wiem kiedy, zasypiam. Później budzę się po ośmiu godzinach, przeważnie zapominając sen. Nie wiedziałem jak to działa, ale to było coś bardzo podobnego z tą różnicą, że to nie było kilka godzin, a zdecydowanie dłużej.
Wróciłem do budynku, gdzie nie było już Briana, a spora część uczniów zniknęła razem z nim, głównie ci z zachodniego skrzydła. Dyrektor Faust wyglądał tak, jakby znów się zestarzał, ale zaczął nosić broń. Podziemni zniknęli, poszukiwałem ich, pytałem, ale nikt nie miał pojęcia. Nikt poza dyrektorem.
Usiadłem wraz z Faustem przy biurku. Było ciepłe, przyjemne popołudnie. Słońce wpadało przez okno i padało na nas. Drewniane biurko było pełne papierów, które Faust rzucił byle jak. Część z nich była podpisana, część pomięta... Na widok mojego spojrzenia na nie wszystkie machnął ręką.
- Brian pewnie gdzieś ich uwięził, jestem tego pewny. Tak samo zniknęło wiele innych osób, ale... - Chrząknął. - Chyba celował przede wszystkim w ciebie. On wie, że jesteś z nami, a przynajmniej tak uważam.
- Jasne, że jestem z wami. Chcę uwolnić moich przyjaciół.
- Uczniowie obawiali się twojego zniknięcia. To znaczy, ja również, ale pod innym względem. Oni uważali, że zdradziłeś nas, Świetlistych.
- Nigdy!
- A ja obawiałem się, że stracę Wybrańca, który pomoże wprowadzić pokój. Nie wiem gdzie zniknął Brian z Felixem i uczniami, ale z pewnością mamy pomoc Kręgu. Neutralni też opuścili budynek, jednak poszli swoją drogą.
- A Emer i pozostali? Jeśli są uwięzieni, jak ich uwolnimy?
- Jeśli nie zdradzili nas, jest też szansa, że Brian ich unicestwił na dobre, tak jak Crystal.
- Nie ma prawa tego zrobić. - Czułem w sobie strach i przerażenie. Patrzyłem z nadzieją na Fausta, ale odwrócił wzrok.
- Nie ma. Tak samo jak ja nie mam prawa dalej oszukiwać władz. - Spojrzał na kartki papieru. - Ludzie już wiedzą, a Bractwo Źrenicy zaczęło wycinkę tych, którzy zdają sobie sprawę z nas. Z nas i z innych.
- W takim razie chcę sprawdzić co z moją mamą i siostrą...
- Jestem pewny, że żyją. - Na moje zdziwione spojrzenie wyjaśnił. -Znałem twoją mamę. Z pewnością podadzi sobie z każdym człowiekiem Źrenicy.
- Czy tak mówicie wszystkim uczniom, dyrektorze?
- Nie. - Faust westchnął. - Nie jestem takim typem osoby.
- A... Co ze mną?
- Skoro wróciłeś, to myślę, że będziesz pomocny. My... Ja sam sobie nie poradzę na Wojnie. Brian zabrał artefakty bez mojej wiedzy. Jego uczniowie znów stali się tak wolni jak w przeszłości. Nie liczę na to, że uda się znów pogodzić się, kiedykolwiek, gdy posunął się aż do zamordowania tak bliskiej mi osoby i do ograniczenia mojego jedynego syna.
- To jego wina? Myślałem, że to przez Zwiastun czy jak mu tam...
- Nie tylko to jest jego "zasługą". Poza tym z pewnego źródła dowiedziałem się, że ten jeden Zwiastun został zachęcony do pozbycia się Anny. - Ściągnął brwi. - Nie rozumiem tylko tego, w jaki sposób ktoś go wykończył. To nie jest tak proste i ciche, aby uciekło czyjejkolwiek uwadze.Spojrzałem na niego pytająco, Faust wypuścił z siebie powietrze.
- To są ludzie, którzy po części są martwi. Dzięki temu przekleństwu są... Bardziej jak wiecznie niezaspokojone stworzenia, których nie da się powstrzymać podczas walki.
- A skąd wiadomo, że no... "Są po części martwi"?
- Dopiero przy ich ataku, gdy wykorzystują swoje przekleństwo, widać ich wyschnięte, martwe części. Zawsze to obejmuje jedno oko.
- Okropne. - Wzdygnąłem się.
- Dlatego nie da się ich pozbyć, gdy są po części martwi.
- Straszne, że ktoś taki był z nami w budynku.
- Straszne było to, że to dosięgnęło kogoś tak młodego. Raczej spotyka to osoby w wieku trzydziestu, może czterdziestu lat, nie młodych ludzi.
- Dyrektorze, a czy naprawdę będziemy musieli walczyć?
- Nie mamy lepszego wyboru, właściwie to jest to jedyna opcja. Nie możemy się poddać.
- A co, jeśli Brian wygra?
- Wtedy... - Spojrzał w okno. - Nie wiem. Wtedy cała nadzieja zostaje w Wybrańcach, choć boję się, że może mieć pod swoją ręką któregoś z nich.
- Któregoś z nas. - Westchnąłem. - Nie jestem pierwszym. Widziałem innego Wybrańca, który mi o tym powiedział. Był bardzo zimny i mówił, że jest bezwględny dla ludzi...
- Miejmy nadzieję, że to nie był Architekt. Gdyby to był on, cała Wojna byłaby tylko szybką porażką dla nas.
- Nie, to chyba nie był on.
- Żeby tylko. - Faust wstał i powoli spacerował po pokoju. - Mimo wszystko uważałbym na niego. Gdybyś go znów spotkał, powiedz mi o tym, a ja poproszę Krąg o rozmowę.
- Powiedział, że nie mogę, że nie znajdą do niego drogi. - Popatrzyłem na podłogę. - Widziałem, że był potężniejszy niż ja, bałem się go. Nadal nie chciałbym go spotkać.
- Nie zrobiłby ci krzywdy, w końcu jesteście podobni.
- Bardziej boję się, że mógłby zrobić coś ludziom Kręgu albo moim przyjaciołom.
- Rozumiem.
- A co z innymi? Czy Krąg ich znalazł?
- Nic mi nie wiadomo. Wyrocznia trzyma wszystko pod swoją ręką i nikomu tego nie udostępnia.
- A chłopak, który zniknął? Ten z żywiołem gwiazd?
- Znaleźli go, umarłego w podobny sposób co większość posiadaczy żywiołu gwiazd. Przez próżnię w płucach. - Faust zamknął oczy. - Nie chcę wiedzieć jak bardzo to boli, ale to przypadłość posiadania tak niesamowitych zdolności.
- Czyli ślepy trop?
- Zdecydowanie.
- Dyrektorze, a czy mogę jakoś... Pomóc w mieście? Jakoś zatrzymać Bractwo Źrenicy?
- Tym zajmuje się Krąg. Póki co sami musimy się przygotować na ewentualne niebezpieczeństwa.
- A czy mogę wrócić do swojego pokoju?
- Tak. Nie opuszczaj terenu budynku, a jakbyś bardzo tego potrzebował, musisz mi o tym powiedzieć.W odpowiedzi skinąłem głową i wyszedłem schodami. Winda była wyłączona, tak jak większość elektrycznych urządzeń. W nocy wszystkie światła były wyłączone, bo nikt ich nie potrzebował - wszyscy spaliśmy. Nauczyciele nie prowadzili zajęć, a uczniowie sami organizowali spotkania i zabawy w salach zajęć. W końcu cały budynek był pusty i do naszej dyspozycji. Mimo bezpieczeństwa między nami czułem, że jest tam bardzo pusto, że ruch panuje tylko w czasie dnia, a wieczorem wszystkie korytarze pustoszeją. Dopiero o poranku wszyscy budzimy się do życia. Jedzenia nie brakowało, a lodówki były jednymi z niewielu działających urządzeń. Niektórzy z nas zajmowali się przygotowywaniem swojej mocy i jakiejkolwiek broni, żeby ćwiczyć walkę. Część z uczniów uważała Wojnę jako zemstę na tych, którzy nas gnębili, więc bardzo zależało im na dobrej obronie. Inni obawiali się ran i wszystkiego, co może się tam wydarzyć. Wszystkim zależało na tym, aby wygrać i aby zapanował spokój. Niech Brian przestanie być okropny, zmieni się i wróci do nas, do szkoły. Tego wszyscy chcieliśmy.
Któregoś poranka z rana wpadł do nas Felix, cały zziajany, zmęczony i omal nie mdlejący. Przypomiał już nastolatka, który przybiegł do Roderica. Ten zaś wraz z dyrektorem Faustynem dowiedzieli się od ciemnowłosego, że Brian ukrył się poza granicami Miasta i tam przygotowuje się do ataku. Jeśli odpowiednio nie pośpieszymy się - będziemy na przegranej pozycji. Opowiedział cały plan ataku, jaki usłyszał, wyjaśnił wszystkie znane mu szczegóły. Po tym Felix powiedział, dlaczego tu przybiegł i opowiedział wszystko, w pewny sposób zdradzając Briana. Nie czuł się z tym dobrze, że jego ojciec popadał w jakiś dziwny obłęd, którego nikt nie kontrolował. To brzmiało okrutnie, ale Felix nie chciał, aby ktoś taki mógł być nieograniczony. Kochał swojego ojca, ale nie takiego, jaki był przy przygotowaniach na Wojnę. Mimo wszystko nie mógł u nas zostać. Powiedział, że wyszedł niepostrzeżenie, więc musi wrócić, aby nie było podejrzeń. Ciepło pożegnał się z Roderic'em i wybiegł poza wysokie drzewa otaczające Akademię.
Wtedy wszyscy przyspieszyliśmy tempo przygotowań. Ja skupiłem się na wykonaniu swojej broni i czegoś, co mogło przypominać zbroję. Pomogłem kilku osobom z tym samym problemem, ale żadne z nas nie było w tym profesjonalistą. Dyrektor Faust starał się nas wspomóc, ale to nie wystarczyło, żeby ktokolwiek z nas stworzył coś, co rzeczywiście można nazwać zbroją. Salę do występów wykorzystaliśmy jako miejsce do ćwiczeń. Mój kawałek ściany był najbardziej zniszczony - podziurawiony, pocięty, przebity w jednym miejscu na zewnątrz, z powbijanymi, skrzącymi się kawałkami diamentu.
Finalny dzień nadchodził, a ja coraz bardziej przygotowywałem się. Kierowała mną złość, że Brian dopuścił się tego wszystkiego. Chciałem sprawiedliwości, odzyskać przyjaciół, zwyciężyć mrok i pokazać mu, że jego droga nie jest tą dobrą. Nie chodziło mi o to, aby zabić kogokolwiek, ale żeby zatrzymać ich, obronić się, walczyć dla lepszego jutra bez ran.
Marzenia zawsze są towarzyszem celu.
CZYTASZ
Brzask Davida [Wersja 1]
FantasyObdarzony magicznymi zdolnościami nastolatek dołącza do szkoły, gdzie codziennością jest obecność nienaturalnych umiejętności, magii i wiedzy. Poznaje przyjaciół i wrogów, którzy każdego dnia mijają go na korytarzu. David z czasem rozwija swoją moc...