Rozdział 55

25 3 0
                                    

Spędziłem tydzień, będąc pod ręką Briana. Przez ten czas bacznie obserwowałem Warriora, który wciąż rzucał mi takie same, zirytowane spojrzenia. Nie widziałem Blake'a, a Farendonel zdawał się ignorować moją obecność. Czasem przychodziłem do Emera, żeby porozmawiać, ale nic nie czytałem. Nie miałem ochoty na książki i nie czułem potrzeby spędzania czasu przed nimi. Zamiast tego skupiłem się na nauce tego, co Brian uznał za potrzebne dla Obrońcy - obrony siebie i innych.

Trzeciego dnia Brian przyniósł na ćwiczenia swój składany miecz. Był wykonany ze stali, ale nie był ciężki. Bardzo łatwo rozkładał się i składał, choć trzymanie go było trochę niewygodne. Domyślałem się, że rączka broni była przystosowana do ręki Briana, a nie czyjejkolwiek, przede wszystkim nie mojej. Zamiast uczyć mnie walki za pomocą jego miecza, dał mi do ręki patyk. Spojrzałem na niego pytająco. Brian wtedy uśmiechnął się i powiedział, że nie zawsze można mieć broń pod ręką, więc warto nauczyć się robić ją samemu, tym bardziej patrząc na mój Potencjał. Pomógł mi stworzyć niezbyt doskonałe ostrze z diamentu na końcu drewna. Pozwalało mi to wyczuć wagę, żeby poznać ilość siły, którę muszę włożyć w każdy ruch.

W kilka dni potrafiłem obronić się za pomocą klingi, po tygodniu umiałem również odpowiadać ciosami, które nie były wystarczająco groźne, żeby kogoś poważnie zranić. Brian uśmiechał się, gdy widział moje postępy. Ja również, ale ciągle czułem tą dziwną zmianę w jego aurze, która mnie rozpraszała. Od tego czasu starałem się nosić ze sobą patyk.

Dyrektor Faust nie odzywał się do mnie ani mnie nie wzywał. W ramach odpoczynku od mojego samotnego podejmowania nieodpowiedzialnych decyzji zajął się sprawą Harroda. Sprawił, że poza tym, co dowiedziałem się od Lapisera, żadna inna nowinka nie pojawiła się między uczniami. Zdołał ukrócić plotki, a wszelkie próby naśmiewania się z chłopaka czy dogryzania mu kończyły się dość nieprzyjemnie. Brian nic nie mówił, bo Faust nawet jemu kazał milczeć. Za to Brian opowiedział mi nieco o Felixie, swoim synie, który już chodził i potrafił już czytać. Nie wykazywał żadnych zdolności co do Potencjału, ale nawet Margaret zaczęła odczuwać, że z pewnością coś w nim siedzi. Wyjście tego czegoś było kwestią czasu, który dla dziecka mijał z niesamowitą prędkością. Dyrektor był przekonany, że po osiągnięciu swojego pierwszego zaczątka Potencjału Felix przestanie tak szybko rosnąć. Dziwne było to, że jego kuzyn Roderic rósł normalnie i jak na dziesięciolatka był całkiem dziecinny, gdy Felix w ciągu miesięcy zdobył już zdolności kilkuletniego dziecka.

Po tym tygodniu, w trakcie którego Amet mieszkał w naszym skrzydle, piętro niżej niż ja, zdarzyło się coś, co wzburzyło falę strachu wśród uczniów. Zanim w ogóle do tego doszło, w środku nocy usłyszałem stukanie do moich drzwi. Jeszcze nie spałem, więc otworzyłem je, żeby zobaczyć za nimi Ameta w piżamie. Na jego twarzy widziałem powagę i strach, patrzył mi w oczy i w jedynej ręce trzymał poduszkę.

-Co tu robisz? - Spytałem. Amet spojrzał na korytarz i bez mojego zaproszenia schował się w moim pokoju.
-Zamknij drzwi. - Powiedział, a ja posłusznie to zrobiłem. - Miałem przeczucie, że nie jestem bezpieczny w swoim pokoju.
-Dlaczego?
-Obudziłem się i wiedziałem. - Stwierdził. - Mieszkasz najbliżej, więc...
-Jasne. - Uśmiechnąłem się, ale Amet nie był w humorze, aby go odwzajemnić. - Obronię cię przed pająkiem w kącie.
-To nie pająk. - Odparł. - Ja wiem, że coś niedaleko mnie było nie w porządku, że musiałem uciekać.
-Dobra, przecież to nie problem, żebyś tu siedział.
-Siedział? Daj mi się przespać, nawet na podłodze. Nie mam zamiaru wracać do siebie.
-No dobra, choć lepiej byłoby, żebyś zasnął w łóżku niż na podłodze.
-Mnie to bez różnicy, byle by było bezpiecznie. - Odpowiedział.
-Może pójdziesz spać u Lapisera? Ma u siebie dwa łóżka. - Zasugerowałem. Amet chwycił mocniej poduszkę.
-Jeśli mnie zaprowadzisz i będę w jednym kawałku.
-Z twoją mocą i moją bez problemu przejdziemy.
-Może. - Odparł i spojrzał na drzwi. - Naprawdę mam wrażenie, że nie mogę wyjść.
-Chodź. - Odpowiedziałem i uchyliłem drzwi. Chwyciłem kryształowy odłamek w rękę i poprowadziłem Ameta oświetlonym korytarzem. Szedł za mną, ale czułem jak miarowo szurał poduszką o ziemię, dając mi znak, że nadal jest niedaleko. Wszystko było widoczne, ale tak czy siak rozglądałem się. Na schodach schodziliśmy cicho i powoli, a Amet na tą chwilę znów stworzył sobie lewą rękę, którą trzymał się poręczy. Wystarczająco dobrze słyszałem stukania kryształów ametystu o stal, co czułem jego zaniepokojenie. Na szczęście nie szliśmy długo, a na stukanie do drzwi właściciel zareagował niemal natychmiastowo. Lapiser popatrzył na nas.
-Śpię u ciebie. - Amet oświadczył, a Lapiser wzruszył ramionami.
-A ty Diax? - Spytał.
-Nie. Tylko przyszedłem dla towarzystwa. - Uśmiechnąłem się. Amet zniknął za drzwiami wraz z Lapiserem, a ja wróciłem do siebie. Bacznie obserwowałem korytarze, choć nie czułem strachu.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz