Rozdział 6

46 6 0
                                    

Siedziałem w sali, którą nazywali czytelnią. Gdzieś w tle grała cicha muzyka, ale nie przysłaniała dźwięku przerzucanych stron różnych czasopism i książek, które czytały osoby siedzące ze mną w tym samym pomieszczeniu. Ja zaś przeglądałem obrazki w komiksach, choć unikałem czytania "dymków". W tym samym czasie zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego.

Dlaczego? Bo właściwie zwątpiłem, że to miejsce dla mnie. Myślałem, że może się pomylili czy to ja w jakiś sposób zepsułem swoje przeznaczenie.

Wokół mnie było tylko kilka osób przy innych stolikach, kojarzyłem ich z twarzy. Nigdy nie miałem pamięci do imion, do dziś zdarza mi się zapomnieć czyjegoś imienia, zaś wygląd doskonale znam. Czasem się na tym łapię, ale jestem wzrokowcem, tak jakoś właśnie jest.

Cicho odsunąłem krzesło. Wstałem i skierowałem się do wyjścia. Ledwo zamknąłem za sobą drzwi sali, przed moją twarzą ukazała się wysoka postać. Wyglądało na to, że był to ten sam chłopak, którego zobaczyłem będąc niedaleko windy. Z bliska blizny jego twarzy wyglądały dość przerażająco i niepokoiły mnie. Patrzył na mnie z góry, a jego cień mnie przysłaniał.
-Cześć? - Niepewnie go przywitałem. On zaś oddychał spokojnie i przyglądał mi się. Fakt, względem niego byłem niski w tamtym czasie, ale nie na długi okres czasu.
-A więc to tak wygląda największa znajdula szkoły. - Rzekł.
-Chyba mnie z kimś pomyliłeś. - Spróbowałem bokiem odejść, ale mnie zatrzymał.
-Połowa mojego piętra bezustannie podśmiewa się tylko z jednego, jednego jedynego przegrywa. - Wskazał palcem przed moją twarz. - Ciebie.
-Wybacz, ale nie chcę rozmawiać, mam dużo... - Zacząłem, ale on mi przerwał.
-Ale ja chcę sobie uciąć z tobą małą pogawędkę.

Czułem się zagrożony. Ewidentnie nadszedł moment, w którym miałem oberwać, tak samo jak niektórzy z moich znajomych. Niestety, wcale mnie ten fakt nie napawał entuzjazmem.

-Opowiedz mi grzecznie, jak to jest po sześciu miesiącach pójść i wrócić z pustymi rękoma? - Uśmiechnął się.
-Wcale nie. - Powiedziałem. - Ja zawsze coś ze sobą przynoszę.
-A kto gapił się na moją dziewczynę? Kto akurat przypadkiem trafił na termin, gdy ona późniejszym czasem poszła na próbę? A oczywiście, kto wrócił przed czasem?
-Zostaw mnie w spokoju, nic ci nie zrobiłem. - Powiedziałem. W myślach czułem zdenerwowanie, że taka osoba jak on wytykała mi coś, co nie było ode mnie zależne. W dodatku usłyszenie o jakiejś jego dziewczynie mnie zdziwiło. Co ma jakaś dziewczyna do tego, kim jestem i dlaczego wróciłem wcześniej?

Mimo myśli, iż jego dziewczyną mogłaby być ta, która w dziwaczny sposób zakochała się w dyrektorze, to uznałem, że jest ona zbyt abstrakcyjna. Na kogo innego mógłbym się patrzeć?

Rozjaśniło mi się w głowie. To mogła być ta dziewczyna z windy.

Wysoki chłopak złapał mnie za kołnież i podniósł do góry. Spróbowałem uwolnić się od jego uścisku, ale to nie skutkowało. Wiłem się w powietrzu jak robak na haczyku i modliłem się w duchu, żeby nie bolało to, co stanie się za chwilę.
-Nikt, ale to nikt nie ma prawa nawet się na nią gapić, nawet taki przegryw bez mocy jak ty. - Groźnie rzekł.

Miał według mnie głupi problem. Nie gapiłem się na nią, spojrzałem tylko na chwilę, przecież nawet nie wiem jak się nazywała, nie pamiętałem nic a nic, totalne zero.

Za to zacisnąłem ręce na jego nadgarstku. Próbowałem go odciągnąć, ale nie miałem wystarczająco siły. W dodatku czułem, że się męczę od ciągłych prób oswobodzenia się. Mimo to nadal próbowałem, coraz bardziej starając się pozbyć silnej ręki, która być może mogłaby skruszyć moje kości.

Nagle puścił. Usłyszałem stukot czegoś małego o ziemię. Upadłem. Słyszałem jego krzyki pełne zdenerwowania. Spojrzałem. Jego ręka była cała brudna od krwi, a po nadgarstku ciągnęła się otwarta rana, na której widok miałem mdłości. Próbójąc nie patrzeć, podniosłem się z podłogi, omal nie upadając, i uciekałem. Dopiero gdy wybiegłem przed szkołę, uspokoiłem się. Nienawidziłem widoku krwi. Usiadłem na schodku z nadzieją, że mnie nie gonił. Miałem kilka niewielkich siniaków i bolała mnie lekko głowa, ale tak poza tym nie miałem żadnych ran.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz