Czułem się tak, jakbym był w jakimś śnie, gdy z Emerem minęliśmy las. Nadal panował mrok, nadal trwała noc i nadal padało światło Księżyca nad naszymi głowami. My, dwa cienie przesuwające się między drzewami, a potem między budynkami Miasta.
Prawie nie rozmawialiśmy. Wtedy, gdy milczałem, mogłem usłyszeć myśli mojej przeciwności. On, kimkolwiek był, podchodził bardzo sceptycznie do innych ludzi. Kazał trzymać dystans od Emera. Dlaczego? Bo mu nie ufał. Dlaczego? Bo już wiele razy go zawiódł. W jakiej sprawie? Takiej, o której nie mówi się nawet swojej przeciwności. To sprawa między nimi, ale dopóki ja i Emer jesteśmy wraz z nimi, nie mają zamiaru wzniecać ognia między sobą. Potrzebują przestrzeni, a my dwaj zgadzaliśmy się na nią.
-Diax. - Emer stanął i popatrzył na mnie.
-Co? - Spytałem. Nie mój głos w mojej głowie coś wyszeptał z irytacją.
-Ja... - Zacisnął usta. - On jest głodny.
-Kto? Że ty? - Zmarszczyłem brwi.
-On.
-Możemy coś zjeść, ale sam nie jestem głodny. Niedaleko powinien być jakiś sklep. - Mruknąłem.
-On myśli o tobie. - Otworzyłem szerzej oczy. Emer zrozumiał, o czym pomyślałem, więc sprostował: - Pachnie mu twoja krew.
-Czy ty tak na serio? - Zapytałem z irytacją. Tym razem w głowie wybrzmiało bardzo mocno zdanie "znowu, do cholery, zaczyna się". - Chyba nie chcesz zjeść człowieka.Zamilkł na chwilę, spoglądając gdzieś w bok. Panował tam tylko mrok.
-Ja nie chcę. - Przyznał. - Ale on jest głodny i musi.
-Możesz go powstrzymać. To tylko kilka godzin.
-Nie, bo obaj umrzemy. - Zacisnął usta w prostą linię.
-Gadasz głupoty. - Westchnąłem. Mój towarzysz w głowie stwierdził, że na moim miejscu nie byłby taki pewien. Ja zaś myślałem, że to nadal Emer i to on rządzi, nie jakiś...Przez chwilę zastanawiałem się czym on mógł być, ale zanim doszedłem do jakiegokolwiek wniosku, nie mój głos mi podpowiedział, że nie mamy za bardzo wyboru przy pijawce.
Pijawce?
Chwila, chwila, czy chodziło mu właśnie o wampira?
Gdzieś po mojej głowie odbiło się zirytowane "dopiero się domyśliłeś matole?".
-Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcę tego robić. - Pod kamienną maską białej twarzy dostrzegłem Emera, który miałby w tym momencie łzy w oczach. - Nie mam wyboru.
-Trzeba było zostać w pokoju. - Mruknąłem. - Spałbyś sobie spokojnie, a nie...
-Nie mógłbym spać.
-No dobra, mogłem zignorować Briana. - Wypuściłem z siebie powietrze ze zdenerwowaniem. - A ty mogłeś zostać i mnie zignorować. Skąd miałem wiedzieć, że będziesz musiał komukolwiek coś zrobić tylko dlatego, że jakiś krwiopijca nie umie raz a dobrze się najeść.
-A skąd miałbyś wiedzieć, że to nie spotka akurat ciebie? Też mogło to na ciebie paść. - Odparł cierpko zimnym głosem, aż poczułem niepokój. - Już zapomniałeś o Farendonelu? O tym, jak omal nie zabiłeś Warriora?
-To była samoobrona. - Skrzywiłem się. - Poza tym mógłbyś się już wypchać. Mówiłeś, że jesteś głodny i nie wytrzymasz kilku godzin, a gadasz jakbyś miał całą noc dla siebie.
-Bo chcę ci przypomnieć, że też nie jesteś święty. Czasem trzeba. - Znów odwrócił się i szliśmy dalej. - Następnym razem pomyśl, zanim cokolwiek z siebie wypalisz.Wypuściłem z siebie powietrze z irytacją.
-To on mnie podburza. - Mruknąłem. Emer zatrzymał się nagle i popatrzył na mnie.
-Dopiero to zauważyłeś?
-Nie. - Znów się na siebie patrzyliśmy. -A co?
-To spróbuj trzymać język za zębami, bo między nami jest... - Delikatnie kiwnął głową. - Ale oni dwaj nie bardzo chcą się kolegować.
-Wiem, ale denerwuje mnie to, że musisz... - Nie dopowiedziałem "komuś wyrządzić krzywdę".
-Eren powiedział mi, że twoją przeciwność to akurat wszystko denerwuje.
-Więc nazywa się Eren?
-Mhm. - Mruknął. - Bardziej poważnie niż on.
-Tak? To jak ma na imię?
-Przecież nie powie ci swojego imienia, gdy ma przezwisko.
-A, no tak.
-Sam ci się nie pochwalił?
CZYTASZ
Brzask Davida [Wersja 1]
FantasíaObdarzony magicznymi zdolnościami nastolatek dołącza do szkoły, gdzie codziennością jest obecność nienaturalnych umiejętności, magii i wiedzy. Poznaje przyjaciół i wrogów, którzy każdego dnia mijają go na korytarzu. David z czasem rozwija swoją moc...