Rozdział 12

47 6 0
                                    

Zapukałem do drzwi Emera. Po przeleżeniu niemal całego dnia w łóżku uznałem, że warto będzie zanieść mu książkę zwłaszcza, że nie wiedziałem skąd się wzięła w moim pokoju. Byłem pewien, że wrócił już z lekcji i pewnie coś czytał czy zajmował się czymś innym.

Usłyszawszy ciche mruknięcie, wszedłem do środka. Emer stał i patrzył za okno, opierając się rękoma o parapet.
-Cześć, przyszedłem z książką, którą znalazłem w pokoju, to twoja? - Zapytałem. Emer nawet się nie odwrócił.
-Tak, moja. Powiedzmy, że moja. - Rzekł. Powoli odwrócił się. Podałem mu książkę.
-Przepraszam, że tak wczoraj zapytałem. No wiesz, nie miałem zielonego pojęcia jak to mogłoby wyglądać i w ogóle wiesz...
-Nie, jest w porządku. Dopóki nie pozwalasz sobą manipulować to jest okej. - Powiedział, a następnie westchnął. - Nie daj Brianowi kierować twoim życiem Dawidzie.
-Miało nie być mówienia po imionach. - Zwróciłem mu uwagę. Pomachał głową.
-Skoro wiesz co mnie czeka to jakie to ma znaczenie?
-Nie wiem co cię czeka.
-Widziałeś to. - Emer zamknął oczy. - Byłem zemdlały, ale usłyszałem. Widziałeś co robiłem.
-No dobrze, widziałem. Ale to chyba nic nie znaczy.
-Brian prześladuje cię jak cień, mnie mniej, ale też ciągle jest gdzieś w pobliżu, jeśli to słyszał to jesteś... - Emer westchnął.
-Głupi?
-Nieodpowiedzialny. Bardzo nieodpowiedzialny.
-Czyli głupi. - Mruknąłem. - A co w takim razie mnie czeka?
-Lepiej, żebyś nie wiedział.
-Dlaczego wszyscy trzymają wszystko w tajemnicy?! Naprawdę nie możecie mi nic powiedzieć? - Podniosłem głos. Odwróciłem się w stronę drzwi i ruszyłem. Chciałem wyjść, ale klamka pokryła się zielonym blokiem kryształu.
-A dlaczego ty uciekasz? - Zapytał mnie. Odwróciłem się. Zobaczyłem jak trzymał wyciągniętą dłoń w stronę drzwi. Emer powolnym krokiem podszedł w stronę stolika i usiadł na jednym z krzeseł.
-Ja nigdzie nie uciekam, po prostu denerwuje mnie, że nikt nie chce mi nic powiedzieć. - Zacisnąłem moje dłonie w pięści.
-Zatem siadaj. Co chcesz wiedzieć? - Emer odetchnął i patrzył jak siadłem przy stoliku.
-Jaka kara mnie czeka?
-Zależnie od humoru Nicka. W najlepszym wypadku będziesz musiał przeżyć godzinę z jego uczniami sam na sam, w najgorszym możesz skończyć z poważnymi obrażeniami. Z tego co wiem to zdarzyło się nawet łamanie kręgosłupa na żywo... - Emer westchnął po raz kolejny. - Sadysta.

Zbladłem. Nie umiałem sobie wyobrazić cierpienia jakie mogłoby mnie czekać przy czymś takim. Godzina z jego uczniami sam na sam, bez żadnej ochrony? W n a j l e p s z y m wypadku? Za podglądanie miałoby mnie czekać jakieś sadystyczne cierpienie? Rozumiałem, że może to jest ważne i tak dalej, ale dlaczego ktoś miałby przyjmować za siebie aż taką karę.

Ja byłem tylko ciekawy.

-Myślę, że jeśli Brian tak bardzo Cię lubi to nie będzie z tobą źle chyba, że według niego to będzie sposób, żeby dostać cię w swoje ręce. - Emer westchnął.
-I tak nie będę zmieniał skrzydła. Tutaj jest moje miejsce.
-Mam nadzieję. Znaczy em... - Przełknął ślinkę. - Nie, żebym cię tu trzymał na siłę. Po prostu uważam, że tam byś tylko czuł się gorzej i ja... Ja nie potrafię sobie wyobrazić ciebie po drugiej stronie. - Emer westchnął.
-Przecież bym się nie zmienił, nawet jeśli by się tak stało. - Uśmiechnąłem się. Emer pomachał głową. Spuścił wzrok.
-Może o tym nie wiesz, ale odejście na drugi koniec szkoły zmienia osobę bardziej niż myślisz. - Westchnął. - Gdy ciebie nie było, miałem przyjaciela na początku tej szkoły. Też był świetnym uczniem, ale odszedł z naszego skrzydła...
-Brian go zgarnął? - Zapytałem.
-Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. A wiesz co było najgorsze? - Spojrzał mi w oczy. Zobaczyłem w nich łzy. - On nigdy już nie wróci. Charlot nigdy więcej tu nie wróci...
-Charlot? Kim on jest? - Podałem mu chusteczkę. Przetarł oczy i wydmuchał nos. Uspokoił się.
-Charlot był w porządku. Zawsze porządny, schludny, uczący się i spokojny. Do czasu aż nie uznał, że jego powołanie leży po stronie zachodu. Tam zdobył moc. - Emer zamknął oczy i zamilkł na chwilę. - Został jednym z najlepszych z zaliczeń fizycznych. Ochrzcili go jako Blake, mistrz ostrzy.
-Tak przejść z nauki na ćwiczenia fizyczne? To chyba było dziwne.
-Sam tak chciał. Zresztą zostawił naukę z tyłu i dołączył do elity z Warriorem, tym samym, który na ciebie naskoczył. Reszty chyba nie muszę opowiadać...
-Powiedz, ale jeśli nie chcesz to okej.
-W porządku. Po prostu stał się bardzo brutalny, szalony i jest pod specjalnym nadzorem, niemal nie może się ruszać, bo wciąż jest w kaftanie bezpieczeństwa. Po jego krwawym ataku na cywili dyrektorzy go zakuli, żeby nie miał siły władać ostrzami. Jedyne co usłyszałem, gdy przyszedłem go odwiedzić to były słowa, żebym popełnił samobójstwo albo on sprawi, że tego zapragnę. - Emer westchnął.
-Psychiczny jakiś... - Mruknąłem.
-Nie każdy tak kończy, ale odejście ze spokojnego miejsca pełnego znajomych do brutalnego i krwawego koszmaru bardzo zmienia ludzi. Albo się adaptujesz do tego koszmaru stając się koszmarem, albo zostajesz przez ten koszmar zmiażdżony. - Emer westchnął po raz kolejny. Wzdychał za każdym razem, gdy mówił o czymś dla niego ciężkim.
-A ty kiedyś o tym myślałeś? Że wiesz, jakbyś tam się przeniósł to kim byś był?
-Myślałem, ale nie umiem sobie wyobrazić jaki miałbym być. Zresztą nie odejdę. Lubię spokojne życie i ten typ jasności, który każdy tutaj ma ze sobą. A ty?
-Też lubię tu być. Tu jest tak dużo kolegów, dobrej energii, taki ciepły dom. Poznałem ze cztery osoby stamtąd, ale nie chcę tam być.
-Myślałeś jaką miałbyś tam moc? - Zapytał mnie. Wzruszyłem ramionami.
-Pewnie tą samą.
-Otóż niekoniecznie.
-No?
-Mógłbyś z dnia na dzień tracić swoją, a zyskiwać nową. - Emer rzekł. Parsknąłem śmiechem.
-Ale to głupie.
-Może i tak, ale tak bywa.
-A mógłbym wtedy też władać szmaragami?
-Może tak byś trafił, ale chyba nie jesteś moją przeciwnością. - Uśmiechnął się.
-Skąd wiesz? Hmm?
-Bo bym o tym wiedział.
-Ta, jasne.
-Przecież to się czuje.
-A widziałeś kiedyś taką przeciwność?
-Nie moją, ale widziałem.
-To jak to niby miałeś wyczuć? Nie kombinuj Emer.
-Ech, no dobrze, nie będę narazie cię w to wdrażał. Kiedyś może.
-Mogę popatrzeć na twoje książki? - Zapytałem. Emer wstał.
-Oczywiście, jeśli będziesz jakiejś potrzebował to nie bój się zapytać.

Brzask Davida [Wersja 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz