Rozdział 61

18 1 0
                                    


Następnego dnia była zbiórka na placu.
- Cześć ! Jestem Iza. Pewnie już co niektórzy mnie tu znają – spojrzałam na Patryka – Dzisiaj poprowadzę indywidualne treningi skokowe dla chętnych. Także kto chce, to idźcie po swoje konie, ustalcie kolejność i zapraszam.
Jako pierwsza na ujeżdżalni pojawiła się Meredith na swojej zimnokrwistej skarogniadej klaczy. Obie były dość masywne. Nie chciałam ocenić, bo ich nie znałam, ale od razu na pierwszy rzut oka wydała mi się zbyt zarozumiała. Przeczucia mnie nie myliły. Meredith była bardzo pyskata. Ustawiłam na początku małe przeszkódki. Dziewczyna traktowała klacz zbyt surowo. Co chwilę popędzała ją palcatem. Na moje uwagi, żeby tego nie robiła, nie zwracała uwagi. Po czasie oburzyła się, dlaczego nie podwyższam jej przeszkód. Klacz miała potencjał. Skakała naprawdę przyzwoicie, ale Meredith robiła za mały półsiad. Co chwilę zwracałam jej na to uwagę, ale równie dobrze mogłabym gadać do ściany. Po treningu czułam się załamana na duchu. To była tragedia. Ta dziewczyna wyczerpała mnie psychicznie i miałam wrażenie, że nie dam już rady poprowadzić kolejnego treningu. Naprawdę było mi szkoda konia. Usiadłam na chwilę, wypiłam łyk wody cytrynowej i zaczekałam na kolejną osobę. Następna na ujeżdżalni pojawiła się Nika na karo srokatym wałaszku. Parę razy z nią rozmawiałam w stołówce i całkiem się polubiłyśmy. Koń był niewielki, ale całkiem skoczny. Udało im się skoczyć 80 cm. Konik lubił przechodzić przed przeszkodą do kłusa i Nika musiała go pilnować. Kazałam jej przytrzymać go łydkami i było dobrze. Dziewczyna nie wierzy w możliwości swojego wałaszka , przez większość treningu musiałam ich głównie dopingować. Czekałam na następną parę z nadzieją, aby byli choć w połowie tak pojętni jak poprzedni. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, moim oczom ukazał się Patryk na Rewii.
- Zastanawiałem się czy przyjść, bo ostatnio kiepsko nam idzie... ale nie mógłbym tego przegapić.
- Zapewne wcale nie jest źle – podniosłam go na duchu.
- Wolałbym żebyś ty na niej pojeździła.
- Ja ? – zdziwiłam się, choć tak naprawdę bardzo chciałam na niej pojeździć – Mogę ?
- No oczywiści ! Jeśli chcesz...
Podał mi wodze. Pogłaskałam konia na przywitanie. Usiadłam w siodle, a Patryk pomógł mi wyregulować strzemiona. Wokół zebrał się tłum gapiów. Patryk dołączył do reszty i stanął za płotem.
- Właściwie nie wiem czy to dobry pomysł...
Przecież koń był bardzo spokojny. Teraz już wsiadłam i nie ma odwrotu. Zakłusowałam. Rewia na początku zarzuciła łbem, ale poluzowałam wodze i od razu opuściła głowę i rozluźniła szyję. Szła płynnym tempem i skręcała od łydki prawie tak dobrze jak Molly. Zupełnie nie ten sam koń, na którym jeździłam kilka lat temu. Zmieniła się zarówno w wyglądzie jak i w zachowaniu.
- Nie no, nie wierzę – Patryk patrzał szerokimi oczami.
Zagalopowałam i nakierowałam klacz na stojącą na ujeżdżalni 80-cio centymetrową stacjonatę. Rewia wyrwała do przodu, ale odchyliłam się, wzięłam ją na siebie i klacz idealnie odmierzyła foule i płynnie przefrunęła nad przeszkodą.
- Świetna robota ! – zawołałam do Patryka – Ogromny progres. Nie wiem czego ty od niej chcesz... Koń idealny !
Ucieszył się z pochwały, ale wciąż był pod wrażeniem.
- Co ty z nią zrobiłaś ? Ten koń cię uwielbia !
Zaśmiałam się, zdjęłam kask i oddałam Patrykowi.
- Wsiadaj. Teraz twoja kolej. Uwierz mi, że będzie tak samo.
Wsiadł na konia, nie dowierzając w moje słowa. Kazałam mu przejechać parę kółek kłusem i galopem, a ja stanęłam z boku i obserwowałam. Świetnie jeździł, ale brakowało tu jednego elementu. Wsłuchania się w konia. Rewia wysyłała wyraźne sygnały, że wolałaby pozmieniać to i owo. Wystarczyło tylko ją zrozumieć.
- Popuść wodzę – instruowałam – Taak, jest świetnie – Rewia kłusowała rozluźniona, a Patryk od razu poczuł zmianę w prowadzeniu konia – Teraz zagalopowanie, spokojnie – Przyłożył łydkę za popręg, a klacz zagalopowała – Siedź w siodle, wczuj się w rytm. Cały czas luźne wodze i wolta !
- To niemożliwe ! Masz magiczną różdżkę czy jak ? – Rewia chodziła jak w zegarku.
- Jeźdź na przeszkodę. Cały czas siedź w siodle, ty decyduj kiedy macie się wybić, weź ją na siebie, kontroluj foule, zmniejsz albo dodaj, musisz to wyczuć – starałam się mówić spokojnie, dla mnie to było takie oczywiste, ale słuchacze za barierką najwidoczniej już byli zmieszani i się pogubili. Na szczęście Patryk okazał się dobrym uczniem. Przeszkodę przejechali perfekcyjnie – To dla was za mało !
Patryk był zadowolony, a ja ta samo jak on. Byłam z nich dumna ! Podniosłam poprzeczkę na metr. Skok po raz kolejny okazał się świetny. 110 cm a potem 120 !
- Łiii barwo ! – szczerzyłam się jak pies do kiełbasy, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
- Jesteś świetna ! Dziękuję. Naprawdę dziękuję – wołał Patryk stępując Rewię.
- Z moim koniem zrób to samo ! – rozległy się głosy z widowni – I z moim też !
Zaczęli bić brawa. Byłam przepełniona z radości. Czyżbym naprawdę była takim dobrym trenerem ? Nigdy tak o sobie nie myślałam...
- Na dzisiaj już wystarczy – odetchnęłam zmęczona.

- Obozowicze pokochali cię za treningi sokowe ! – powiedziała Agata gdy wpadła na mnie wieczorem w stajni – To naprawdę był świetny pomysł.
- Cieszę się – uśmiechnęłam się i poszłam napoić Molly.
Przy boksie Rewii natknęłam się na Patryka.
- Jeszcze raz dziękuję za trening.
- To nic takiego – już od początku wiedziałam, że chcę coś z tym zrobić. Nie miałam pojęcia czy tak w ogóle się da, ale... - Muszę cię czegoś nauczyć.

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz