Rozdział 76

14 1 0
                                    


  Dotarłam do domu. Amanda i Janek dojrzeli mnie przez okno i wyszli na podwórko. Amanda nie umiała wyczytać z mojej twarzy czy jestem szczęśliwa, czy coś jest nie tak. Ja sama nie wiedziałam, ale miałam poczucie ulgi. W końcu wszystko się skończyło i miałam to już za sobą. Obóz był świetny, ale nie mogłam tak po prostu już nigdy nie wracać do mojego dawnego życia. Podczas obozu dużo myślałam, a teraz na reszcie czułam, że nie muszę myśleć o niczym. Choć tak właściwie, to było wręcz przeciwnie. Pozostało ostatnie kilka dni wakacji, a potem... nowa szkoła. Czy chciałam iść do tego technikum ? Tak, wiedziałam to już od dawna. Mówiłam to nawet Dawidowi... Nie ! Dawid już dla mnie nie istnieje. Ale obiecałam i pomimo, że Dawida już nie ma, obietnica została i postanowiłam jej nie łamać. Ale to nie zmienia faktu, że bałam się tego. Nie wiedziałam jak to się wszystko ułoży. Nawet sobie tego nie wyobrażam i rozmyślanie o tym odkładałam zawsze na później. Zostało kilka dni i chciałam je wykorzystać. W stajni czekała masa roboty.
Wprowadziłam Molly do stajni. Chciałam żeby odpoczęła po podróży w swoim boksie po brzegi wyścielonym słomą. Znów była u siebie i wiedziałam, że czuje się tu dobrze. Dragon parsknął na nasz widok. Podeszłam do ogiera i pogłaskałam go po chrapach. Stał opierając się na trzech nogach, jedną miał ugiętą. Ale wcale nie sprawiał wrażenia poszkodowanego. Kipiał energią.
- Codziennie robiłam mu okłady – powiedziała Amanda, która weszła do stajni i też oparła się o drzwiczki boksu Dragona.
- Dziękuję, że to dla niego robisz – odpowiedziałam – Ale on chyba woli to zrobić osobiście – dodałam, gdy koń szturchnął Amandę łbem.
Janek wszedł do stajni z wiadrem paszy. Dragon odruchowo postawił uszy do przodu i wyciągnął łeb go góry. Upominając się, by przypadkiem o nim nie zapomniał. Nigdy nie zachowywał się tak w stosunku do mnie. Dragon podczas mojej nieobecności bardzo się zmienił. Czuć było, że pomiędzy nim, a Jankiem powstała szczególna więź.
Usiedliśmy wieczorem wszyscy razem przy stole. Gdzieś w tle cicho leciały piosenki z radia. Janek robił grzanki w tosterze, a ja rozmawiałam z Amandą.
- Hodowca koni to całkiem fajny kierunek – powiedziała Amanda, oglądając ulotkę.
- Wiem. Jedyne co nie podoba mi się w tej nazwie to ,,szkoła".
- E tam... będzie fajnie – pozytywne nastawienie koleżanki dodawało mi otuchy.
- A ty ? Nie chciałabyś dokończyć szkoły ? Ostatnio mówiłaś, że byłaś na weterynarii...
Amanda zamyśliła się trochę – Dawne dzieje... Mam już duże braki. I tak byłby ze mnie weterynarz od siedmiu boleści. Albo uda mi się zostać dżokejem, albo już nic ze mnie nie będzie...
Uważam, że Amanda ma za małą wiarę w swoje możliwości, ale nie chciałam jej do niczego namawiać.
Następnego dnia wstałam rano i zeszłam do stajni. Amanda i Janek jeszcze spali, a ja byłam przyzwyczajona do wczesnego wstawania po obozie. Nie dało się ukryć, że west bardzo mi się spodobał. W końcu z jakiegoś powodu zgłosiłam się do zawodów. Przyjaciele jeszcze nic o tym nie wiedzieli. Postanowiłam, że ich zaskoczę i zrobię im niespodziankę. Wykorzystując okazję, że jeszcze śpią, wyszczotkowałam Molly i zarzuciłam siodło westernowe na jej grzbiet. Lekcje Agaty nie poszły na marne, bo czułam, że teraz spiny i nawet sliding stopy wychodziły nam z łatwością. Molly była najwspanialszym koniem na całym świecie. Pędziłyśmy szybkim galopem przed siebie i czułam się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie, u boku konia ze snów. Stanowiłyśmy jedność i nikt i nic nie byłoby w stanie tego zmienić.

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz