Rozdział 52

15 1 0
                                    


 Amanda puściła Ambrozję na wybieg. Konie od razu się rozpoznały. Molly zarżała radośnie, a Ambrozja puściła się galopem w ich stronę zarzucając ochoczo łbem. Dragon stał na baczność z uszami postawionymi do przodu, obserwując uważnie całą sytuację, po czym wrócił do skubania trawy. Gdy Molly ruszyła cwałować razem z Ambrozją po padoku, Dragon zerwał się z miejsca i usiłował dogonić klacze.
Pomimo że konie były bardzo szczęśliwe, wieczór wcale nie był wesoły. Siedziałam sama w pokoju i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie chciałam siedzieć w tym pokoju, ale też nie chciałam z niego wyjść. Smutek przemienił się w wewnętrzną frustrację i zaczęłam walić pięścią w poduszkę.
Amanda i Janek siedzieli w salonie na parterze. Nie odzywali się do siebie. Czuć było, że każdy z nich chciałby zacząć rozmowę, ale żadna rozmowa nie była stosowna do sytuacji. Jak można normalnie rozmawiać jeśli wydarzyła się taka tragedia ?
- Biedna Iza... - zaczęła w końcu Amanda, która okryła się kocem i usiadła na kanapie. W pokoju było chłodno, gdyż okno było otwarte na oścież, a na dworze była chłodnawa noc. Niebo było zachmurzone i nie było widać księżyca ani gwiazd.
- No... - skwitował Janek – Myślę, że powinnaś z nią porozmawiać.
- Ale jak ? Jak ja nawet nie wiem co powiedzieć...
Janek wyrazem swojej twarzy przyznał jej rację.
- Wezmę prysznic. – powiedziała Amanda i poszła do łazienki.
Usłyszałam szum lejącej się wody. Uznałam, że nie wytrzymam już dłużej w tym pokoju i tylko na to czekałam. Widziałam przez okno, że konie w dalszym ciągu stoją na padoku. Ubrałam szybko sztyblety i zeszłam do stajni po schodach. Amanda nie mogła mnie przyłapać. Miałam tylko nadzieję, że Janek również mnie nie zauważy. Zabrałam siodło z siodlarni i ruszyłam z nim w stronę ciemnego padoku.
- Molly ! – zawołałam półszeptem, a klacz od razu zjawiła się na miejscu.
Osiodłałam ją, wskoczyłam na grzbiet i stępem wyjechałyśmy przez tylną bramę prosto na leśną ścieżkę.
Drogi w lesie nie były oświetlone, a ja bezmyślnie popędziłam klacz do galopu. Było to śmiertelnie niebezpieczne, ale tym momencie straciło to dla mnie znaczenie. Nie patrzałam dokąd jadę. Bezgranicznie zaufałam klaczy i na luźnej wodzy pozwoliłam jej wybierać drogę. W lesie szumiały ciemne drzewa i gdzieniegdzie przebiegała jakaś sarna lub zając. Gdybym myślała w tej chwili normalnie, byłabym przestraszona na amen. Teraz to było nic. W pewnym momencie usłyszałam stukot kopyt galopującego konia gdzieś w oddali za nami. Spojrzałam w tył. Ujrzałam sylwetkę ciemnego konia. Przecież to Dragon ! Skąd on się tu wziął ? Przeskoczył ogrodzenie ? Ale nie, on nie jest sam ! Ktoś na nim jedzie. Tylko kto ? W ciemnościach nie umiałam rozpoznać. Zerwał się gwałtowniejszy wiatr. Molly wciąż pędziła przed siebie galopem, a Dragon był coraz to bliżej. Teraz dopiero byłam przestraszona. Cała ta sytuacja stała się jakaś taka przerażająca. Zwolniłam konia, gdy poczułam że ktoś jedzie zaraz za mną. Bałam się odwrócić, by spojrzeć kto to. Słyszałam tylko szelest liści uginających się pod kopytami kłusującego konia oraz jego ciężki oddech. Ale nie ! Przecież tak nie może być ! Tam jest Dragon. Muszę zobaczyć kto jedzie na moim koniu. Odwracam się.
- Dawid !?

  Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. To naprawdę był on. Cały i zdrowy. Wyglądał tak jak zawsze, a nawet lepiej. Od razu rozpoznałam tą jego kraciastą koszulę. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę w milczeniu, jak zahipnotyzowana. Czułam jak moje serce stoi w miejscu, aż nagle wszystkie emocje puściły.
- Dawid ! Jak dobrze że jesteś. Tak się martwiłam. Ten telefon z Ameryki... a oni powiedzieli mi że nie żyjesz – gadałam tak szybko, że nawet nie zwróciłam uwagi, że Dawid nie wypowiedział jeszcze ani słowa.
Zamilkłam. Nie, to jednak nie był ten sam Dawid. Coś się zmieniło. Wydawał się być jakby lżejszy, przeźroczystszy. Nie uśmiechał się. Sprawiał wrażenie jakby mówił tylko to co było konieczne.
- Iza, nie rób tego więcej. Uważaj na siebie. To niebezpieczne – mówił stanowczo, ale z troską.
Nie zrozumiałam. Co tu się właściwie dzieje ?
- ... ale oni powiedzieli mi że nie żyjesz – powtórzyłam swoje poprzednie słowa. Z moich szklanych niebieskich oczu ledwo co nie popłynęły łzy – Dlaczego mnie okłamali ? – pytałam z nadzieją, że właśnie tak się stało.
- To prawda.
Te słowa były potwierdzeniem moich najgorszych obaw. W takim razie jak to możliwe, że widzę go siedzącego na Dragonie tuż przede mną ? Widzę ducha ? Ale nie boję się. Przecież to Dawid. Czy ja już zwariowałam ?
- A teraz wracamy do domu. Nie wyprawiaj więcej takich głupstw jak galopowanie w ciemnym lesie. Jedź za mną.
Pokiwałam głową. To było jak zaklęcie i automatycznie wykonywałam jego polecenia.
  

Tymczasem w domu Amanda chciała zajrzeć do mojego pokoju i sprawdzić jak się czuję.
- Iza, jesteś tu ? – spytała gdy zobaczyła, że w pokoju mnie nie ma.
Zeszła na parter i zapytała Janka.
- Widziałeś Izę ?
- Nie. Tu jej nie ma. A co ? Nie jest w swoim pokoju ?
- Nie, nie ma jej tam.
Automatycznie podjęli decyzję, że muszą mnie poszukać. Sprawdzili wszystkie pokoje na parterze i na piętrze.
- Tutaj nigdzie jej nie ma. Musimy ją znaleźć. Przecież w takim stanie może zrobić sobie krzywdę. – powiedziała Amanda.

 Podjechaliśmy pod tylną bramę. Zeszliśmy z koni, zdjęliśmy siodła i puściliśmy oba konie na padok. Dawid złapał mnie za rękę. To było dziwne uczucie. Jakbym obudziła się z wcześniejszej hipnozy. Znów zaczęłam myśleć i przez głowę przelatywało mi pełno pytań. Znów mogłam trzymać Dawida za rękę. To było coś nierealnego, co jednak się działo.
- I pamiętaj, nie płacz. Teraz świat jest łatwiejszy. Żyj tak jakby nic się nie stało. Nie jestem tego wart. – udzielił mi cennych wskazówek.
Nie odpowiedziałam nic. To wszystko było takie niezrozumiałe. Czy to możliwe ? Przecież tak. Jestem tu i to wszystko się dzieje. Jednak mój rozum podpowiadał mi co innego. Takie rzeczy się nie zdarzają. Wszystkie myśli się poplątały i nie wiedziałam już zupełnie nic.
- To ja... pójdę schować siodła. – była to jedyna rzecz, którą wiedziałam, że muszę zrobić. – Ale zaczekaj tu ! – powiedziałam wykonując charakterystyczny ruch rękami – Zaraz wrócę. Zaczekasz ?
Dawid kiwnął głową.
Chwyciłam siodło i niosłam je do siodlarni. Po drodze natknęłam się na Amandę i Janka z latarkami, szukających mnie w stodole.
- Iza ! – zawołała Amanda i podbiegła do mnie wraz z Jankiem, świecąc mi latarkami po oczach. – Gdzie ty byłaś ?!
- W lesie – odpowiedziałam obojętnie.
Amanda się załamała – Jesteś ty mądra ?! Samemu w nocy po lesie jeździć ?
- Nie byłam sama – mówiłam odkładając siodło na wieszak. Amanda miała pytający wyraz twarzy, także uprzedziłam ją z pytaniem i od razu dałam odpowiedź – Byłam z Molly i Dragonem. – widząc że ta odpowiedź jej nie wystarcza, by się na mnie nie gniewać, od razu dodałam – i z Dawidem.
- Z Dawidem ?! Iza, ocknij się ! Przecież on nie żyje. – Amanda chwyciła mnie za ramiona. Uważała że wszystko to sobie zmyśliłam.
- Prawdę mówię ! Byłam z Dawidem. On stoi tam na padoku. Z resztą nie mam czasu. Muszę tam iść.
Amanda i Janek poszli za mną. Stwierdzili że muszą mnie mieć na oku.
Stanęłam na padoku.
- Dawid ? – rozejrzałam się dookoła – Dawid ?
Dawida już nie było. Spuściłam głowę rozczarowana.
- A przecież obiecał, że zaczeka...

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz