Rozdział 39

13 1 0
                                    


 Lato powoli dobiegało końca. Noce robiły się coraz chłodniejsze, a dni coraz krótsze. Słońce bladło z każdym dniem i chowało się za chmurami. Życie toczyło się jak najzwyklejsze dni, podczas których nie dzieje się nic ciekawego. Janek siedział przed komputerem, obrabiał zdjęcia z wyścigów i grał w swoje ulubione gry. Dragon pasał się na pastwisku. Ja czyściłam Molly w boksie i dokładnie rozczesywałam jej ogon. Dawid rozmawiał z kimś przez telefon na piętrze, po czym zszedł po schodach do stajni i minął mnie bez słowa, wychodząc na podwórko. Amanda siedziała na płocie przy ujeżdżalni spoglądając na wielkie, zachodzące słońce, przybierające pomarańczową barwę. Od czasu do czasu zerkała na Ambrozję szalejącą na ujeżdżalni - biegała tam i z powrotem, przeskakiwała najprzeróżniejsze przeszkody i strzelała baranki. Dawid podszedł do Amandy i usiadł na płocie obok niej. Jego mina przybrała ponury wygląd.
- Wiesz co ? – odezwał się w końcu.
- Co ? – odpowiedziała Amanda, która nie rozumiała o co chodzi.
- Bo zbliża się koniec lata – mówił, a widać było, że to co mówił sprawiało mu trudność.
- Noo... - drążyła Amanda, dalej nie umiejąca się połapać.
- I .. I..
- I ?
- I muszę wrócić z powrotem na uczelnię. – powiedział szybko i się załamał.
- Aha. – powiedziała, teraz już nieco skwaszona Amanda.
- Jak mam powiedzieć to Izie ? Nie chce żeby znów było jej przykro...
- Musisz jej to powiedzieć w odpowiednim momencie.
- No czyli kiedy ? Co oznacza ,,odpowiedni moment" ? Nie ma czegoś takiego.
- Nie możesz jej tego powiedzieć kiedy będzie w dobrym humorze, bo ją zasmucisz, ale też nie możesz tego powiedzieć gdy będzie miała zły dzień, bo wtedy ją jeszcze bardziej zdołujesz. Ale powiedzieć jej musisz.
Dawid siedział jeszcze chwilę w milczeniu, po czym poszedł z powrotem na górę. Pozwolił Amandzie samotnie obejrzeć zachód słońca. Znów minął mnie bez słowa.

 

Dawid przez kilka już dni chodził jakiś posmutniały. Prawie nic nie jadł, nawet gdy Janek przyniósł ze sklepu jego ulubione ciastka. Wcale się do mnie nie odzywał, z resztą tak samo do innych. Brał swój motor i znikał z nim gdzieś na cały dzień. Nie miałam nawet chwili żeby z nim porozmawiać. Chociaż on i tak nie był ostatnio zbyt rozmowny. Byłam zajęta moją nową stajnią (ściany same się nie pomalują) , którą zawdzięczam Delance. I otóż kolejny problem. Muszę jakoś pomóc Delance. Miałam tysiąc pomysłów na minutę, ale po przemyśleniu żaden z nich nie okazałby się skuteczny. W końcu moje pomysły się skończyły i nie wiedziałam na czym mam się skupić.
Kilka dni później Dawid przyszedł do stajni.
- Pójdziemy do cukierni ? – zapytał poważnym głosem.
Westchnęłam.
- Tak – skinęłam głową – krótka przerwa dobrze mi zrobi.
Odłożyłam pędzel i poszłam się szybko przebrać.
W cukierni siedzieliśmy w ciszy przy jednym stoliku. Jadłam swoje ciastko, a Dawid wciąż wpatrywał się w swoją filiżankę herbaty. W niektórych momentach otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć. Po czym zapadał jakby w bezdech i znów nic nie mówił. Widziałam, że jakoś siedzenie w tej cukierni mu nie leży, więc zaproponowałam, żebyśmy wrócili do domu.
Na podwórku było już ciemno. Usiadłam na huśtawce na werandzie. Dawid usiadł obok mnie. Spojrzałam na otwartą, lekko już zaschniętą puszkę farby.
- Przepraszam, że zabrałem Ci niepotrzebnie czas. – powiedział w końcu.
- Nic się nie stało. W końcu sobie odpoczęłam, a przecież nigdzie mi się z tym nie śpieszy...
- Przepraszam, że Ci nie pomagam.
- To nie Twoja wina. Przecież widzę, że coś Cię gryzie. Powiesz mi w końcu o co chodzi ?
- Bo... - Dawid wziął głęboki wdech – muszę znowu wyjechać do Stanów. – spuścił głowę na dół.
- Wiem. – uśmiechnęłam się lekko.
- Wiesz ?! – zdziwił się
- Wiedziałam, że to się kiedyś stanie. Mam nadzieję, że nic to nie zmienia ?
- Nie, oczywiście że nie ! Ale... nie chcę żeby wyszło tak jak ostatnio...
- To była moja wina. Nie wiem jak mogłam tak pomyśleć. Obiecuję, że już tak nie zrobię.
- Nie obwiniaj się. – powiedział spokojnie, sylabami Dawid. Chwytając mnie za ramiona, jakby chciał mną potrząsnąć.
Nastał chwila ciszy. Siedziałam dalej na huśtawce z wzrokiem wpatrzonym w jeden skrawek ciemnej trawy.
- Muszę jechać. – powiedział Dawid tak jakby wcale tego nie chciał.
- Jedź, poradzę sobie.
Dawidowi poprawił się humor, że nie sprawi mi przykrości. Poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam cicho płakać. Bo pomimo tego, że wiedziałam, że to się kiedyś stanie, że to dobrze, że chce się uczyć i wiedziałam, że to dla jego dobra, to w głębi duszy było mi przykro, że znów przez tyle czasu nie będę mogła go zobaczyć.

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz