Rozdział 77

13 1 0
                                    


 Dragon zaczął szaleć i arabić się, gdy został puszczony na padok razem z Molly i Ambrozją. Unosił wysoko nogi i głowę popisując się przed klaczami. Molly podbiegła do niego, a za nią Ambrozja mniej zainteresowana. Konie ruszyły razem galopem na drugi koniec pastwiska.
- Nie wydaje mi się, żeby noga w czymkolwiek mu przeszkadzała – powiedziałam do Amandy, która razem za mną stała przy padoku.
- Nie słyszałaś co mówił weterynarz ? Prawie nie miał szans na powrót do zdrowia. Moim zdaniem, źle zrobiłaś, że wypuściłaś go z boksu. Co jeśli znowu coś nadwyręży ?
- Moim zdaniem jest zdrowy. Ale dla pewności zadzwonię do weterynarza. Niech go przebada.
Amanda dalej patrzała ze skwaszoną miną.
- A ty co o tym myślisz ?! – zawołałam do Janka, który szedł właśnie do stodoły po widły – Czy jego noga jest już zdrowa ? – dodałam, gdy podszedł bliżej.
- Nie wygląda na chorego – stwierdził, gdy spojrzał na ogiera szalejącego na padoku.
,,Dzięki, że mnie popierasz" – Amanda wysłała mu piorunujące spojrzenie. Podczas całego wypadku to ona zachowywała zimną krew. Miała już tego dosyć.
Po południu do stajni przyjechał weterynarz z kliniki. Starszy pan w okularach, siwych włosach, przerzedzonych łysiną i białym fartuchu klęknął przy Dragonie w boksie i starannie oglądał niegdyś złamaną nogę konia. Obstukał ją specjalnym młoteczkiem, podotykał palcami w różnych miejscach w wielkim skupieniu. Aż w końcu wyprostował się i zdjął okulary. Całą trójką staliśmy spięci, oczekując co powie.
- To niemożliwe – fuknął w końcu coś pod nosem – Jego noga wygląda na całkowicie zdrową. Nie pozostało ani śladu złamania – zwrócił się do nas już bardziej poważnie, wciąż zszokowany – Czy mógłbym zobaczyć go w ruchu ?
- Oczywiście ! – odrzekłam zadowolona tą wiadomością i wyprowadziłam konia na ujeżdżalnię niemalże w podskokach.
Stanęłam na środku, zachęcając konia do marszu wokół ujeżdżalni wymachnięciem uwiązu. Dragon szedł ochoczo i zmieniał strony na moje polecenia. Później kłusował i galopował, a na koniec podszedł do mnie i podążał moim śladem.
- Czy to aby na pewno ten sam koń ? – niedowierzał weterynarz.
- Tak, to on. We własnej osobie.
- To cud. Dałbym sobie głowę uciąć, że już nigdy nie wróci w pełni do zdrowia. Najwidoczniej los dał temu koniowi jeszcze jedną szansę.
Wszyscy się uśmiechnęliśmy.
- Dragon może powoli wracać do sportu. Ale małymi krokami. Gdyby coś się działo, będziemy w kontakcie – weterynarz pożegnał się i wyszedł.

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz