Rozdział 11

17 1 0
                                    


To był już trzeci dzień. Jak ten czas szybko leci. Było bardzo upalnie, a koń był bardzo brudny. Przez jakąś godzinę czyściłam Molly, a Dawid nie mógł mi pomóc bo się spóźnił ,,małe problemy ze sprzętem"... Na szczęście w stajni było chłodno. W końcu udało mi się osiodłać konia. Dawid ustawił nam dość trudny parkur. Przez ten upał przeszkody wydawały mi się wyższe i dwoiły mi się w oczach. Molly też nie była chętna do skoków. Cały czas wyłamywała. Dawid zamienił się w ostrego trenera i kazał choć raz przejechać bezbłędnie parkur. Szkoda, że nie mówił co mamy poprawić. Po jakimś czasie przejechałyśmy prawie wszystkie przeszkody. Został tylko szereg na końcu. Nie było mowy o przejechaniu go poprawnie. Molly pierwszą przeszkodę z szeregu zrzucała, a drugą wyłamywała. I tak na okrągło. Postanowiłam dać sobie spokój. Dzisiaj i tak już nie damy rady, ale w takim tempie nie damy rady przygotować się do zawodów. Jeszcze ten upał... A chyba każdy jeździec przyzna, że jazda latem w długich bryczesach jest męcząca. No ale czego się nie robi dla koni. Byłam załamana. Dawid chciał mnie pocieszyć i postanowił zabrać mnie na basen. Jak dla mnie idealny wybór jak na taki upalny dzień. Poszłam wziąć szybki prysznic i przebrać się w strój kąpielowy, a Dawid zajął się Molly. Rozsiodłał ją i zaprowadził na padok. Klacz pobiegła kłusem się napić, a potem leniwie poszła schować się w cieniu drzew.
Wsiedliśmy na motor, podjechaliśmy jeszcze do domu Dawida i pojechaliśmy na basen. Było bardzo fajnie. Woda była bardzo ciepła, przynajmniej dla mnie, bo od razu do niej weszłam podczas gdy Dawid zdążył dopiero zamoczyć nogi. Po pływaniu chciałam się poopalać, ale zrobiło się strasznie duszno i niebo zaczęło się zachmurzać. Zanosiło się na deszcz. Gdy się szybko osuszyliśmy, pojechaliśmy z powrotem. Zaczął podać deszcz i padało coraz mocniej. Potem zaczęło grzmieć, a przecież Molly stoi na padoku i to jeszcze najprawdopodobniej schowała się pod drzewem przed deszczem. Musieliśmy szybko być w domu. Gdy dojechaliśmy pobiegłam po klacz i zaprowadziłam ją do boksu. Była cała mokra, dobrze że nic jej się nie stało. Założyłam jej derkę, Molly cała się trzęsła. Nie wiedziałam czy to z zimna, czy ze strachu. Siedzieliśmy przy niej z Dawidem, aż nagle usłyszeliśmy wielki huk. Piorun uderzył w naszą małą stodołę z sianem.
- O nie ! Tam jest siano ! Teraz na pewno wszystko się spali...
- Spokojnie. Trzeba zadzwonić po straż. A resztę siana przeniosłem dzisiaj obok siodlarni po treningu.
- Uff... - To mnie trochę uspokoiło.
Przyjechała straż i ugasiła płomienie. Dużych strat nie było, tylko trzeba będzie naprawić kawałek dachu. Kolejny wóz strażacki jechał kilka domów dalej. Strażak powiedział, że mamy dziś nie wychodzić z domu. Siedzieliśmy z Dawidem do późna w stajni, a na dworze wciąż lało. Molly była wciąż wystraszona, a przecież nie będę siedziała całą noc w stajni, byłam za bardzo zmęczona. Niektórym może się wydawać że zrobiłam coś bardzo dziwnego, ale dla mnie to było normalne. Miałam taki mały pokój z garderobą. Rozsypałam tam słomę na podłodze, postawiłam wiadro z wodą i wprowadziłam klacz na górę. Molly przy mnie była spokojniejsza, a ja też mogłam zasnąć bez obaw o Molly.

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz