Rozdział 15

15 1 0
                                    


 Pierwszą przeszkodę Molly pokonała bez problemu. Kolejne dwie też nie były dla nas wyzwaniem. Dawid stał przy barierce i przyglądał się naszemu przejazdowi. Odwróciłam się na chwilę by go zobaczyć, a przed nami stała kolejna przeszkoda. Molly wiedziała co robić. Obeszło się bez zrzuconej tyczki, ale ja ledwo utrzymałam się w siodle. Czekał na nas bardzo wąski szereg i musiałam zwolnić konia, co nie było takie proste, bo Molly pędziła jak wiatr. Tym razem było blisko wyłamania, ale przytrzymałam klacz na wodzy. Udało się. Do pokonania parkuru zostały nam dwie przeszkody. W tej chwili ogarnęło mnie wielkie skupienie. Ta przeszkoda była wysoka, ale na szczęście mój koń jest wyjątkowo wspaniały, że nie było z tą przeszkodą problemu. Dosłownie przeleciałyśmy nad przeszkodą. Ostatnia przeszkoda była taka niska, że nie było żadnych obaw i słusznie, bo została przeskoczona z wielkim zapasem. To koniec.
- Brawo Molly ! Bezbłędnie przejechałyśmy parkur. Świetnie się spisałaś !
Wyjechałyśmy na środek się ukłonić, a publiczność biła nam brawa. Po raz pierwszy od wczoraj się uśmiechnęłam. Zeszłam z klaczy i podeszłam do Dawida.
- Gratulacje ! Wspaniale wam poszło. Byłyście genialne. – powiedział Dawid, przytulił mnie, a Molly poczęstował marchewką.
Przyglądałam się przejazdom innych uczestników. Prawie każdy koń zrzucał tyczki z wysokiej przeszkody. W końcu przejazdy się skończyły i wszyscy czekali ze zniecierpliwieniem na wyniki. Po 30 minutach zaczęto wywoływać zwycięzców po nagrody. Trzecie miejsce, drugie... nie miałyśmy już szans żeby stanąć na podium. W tej chwili przewodniczący jury wypowiedział :
- Pierwsze miejsce, sprzęt dla konia oraz pobyt z koniem w ośrodku wypoczynkowym zdobywa... Izabela na klaczy Molly !
-Aaaa !!! – krzyczałam, a ludzie bili brawo głośniej niż poprzednio, lecz najgłośniej bił Dawid.
Wszystko było super dopóki nie poszłam odebrać nagrody. Weszłam z klaczą na środek, odebrałam sprzęt dla konia i karnet do ośrodka. Sędzia podał mi puchar do ręki, ale był on tak ciężki, a ja źle chwyciłam, że upuściłam puchar na ziemię, a sama zwichnęłam sobie nadgarstek.
- Auć... - trochę to bolało.
Dawid podbiegł, odebrał nagrodę za mnie i zeszliśmy na bok.
- Nic Ci nie jest ? Zabiorę Molly do stajni i pojedziemy do szpitala.
- Przestań, zaraz masz samolot a ... a to nic takiego – pomimo że ręka mnie bolała.
- Nie mów! Zaczekaj tu zaraz przyjdę i pojedziemy.
Nie sądziłam, że Dawid nie pojedzie na samolot z powodu mojej zwichniętej w dziwny sposób ręki.
Byliśmy w szpitalu o 21.00. Doktor powiedział, że obejdzie się bez gipsu, ale bez koni muszę się obejść. Było to dla mnie jeszcze gorsze niż gips. Nie wytrzymam teraz bez jazdy. Za dużo się dzieje. Dawid odwiózł mnie do domu. Staliśmy pod furtką.
- Twój samolot odleciał 40 minut temu ... - powiedziałam po cichu. Z jednej strony się cieszyłam, że został ale w końcu i tak wyjedzie – Przepraszam, że rujnuję Ci życie...
- Ty mi ? Raczej ja Tobie. Przecież widzę co się dzieję. Myślisz, że mi nie jest przykro ? Jest, tak samo jak Tobie. Ale nie mogę nic zrobić. Polecę jutro o 11...
- Pojadę z Tobą na lotnisko ! Odprowadzę Cię.
Dawid pierwszy raz mnie pocałował i odjechał. Stałam jak słup patrząc się w ciemną drogę, jak czerwone światła motoru nikną w mroku, a odgłos silnika ginie w przestrzeni. To co się dzisiaj stało było dziwne. Bardzo dziwne...

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz