Rozdział 51

14 1 0
                                    


Pewnego wieczoru gdy siedziałam na werandzie usłyszałam odgłos samochodu podjeżdżającego pod bramę. Nie odwróciłam się, byłam zbyt zajęta wpatrywaniem się w konie. Furtka się otworzyła. Ktoś szedł po placu i dopiero wtedy dotarło do mnie, że należałoby się odwrócić. Choć wieczory były jasne, dopiero po krótkiej chwili wpatrywania dojrzałam dziewczynę w czarnych włosach. To Amanda !
- Co ty tu robisz ? – zapytałam zszokowana – Mieliście zostać jeszcze przez kilka dni.
- Naprawdę myślisz, że będę sobie spokojnie odpoczywać na wakacjach, jeśli wiem, że mojej przyjaciółce przydarzyło się coś złego ?
Amanda usiadła obok i objęła mnie ramieniem gdy zobaczyła że jestem blada jak ściana, a na dodatek miałam rozmazany tusz.
- Widzę że cieszysz się z mojego widoku... - zakpiła – Co się stało ? – Amanda sama wystraszyła się swojego pytania i bała się usłyszeć odpowiedź.
Nie odpowiadałam. Szukałam odpowiednich słów, ale nie umiałam ich znaleźć. Zauważyłam Janka wynoszącego torby z samochodu.
- On... jego... już nie ma. – wykrztusiłam z siebie
- Kogo ?! – Amanda nachyliła się nade mną jakby chciała wydusić ze mnie odpowiedź. – Kogo ? – jej oczy z zaciekawienia stały się wielkie, czarne i błyszczące. Ręka zaczęła jej się trząść. Bała się, o kogo to chodzi.
- Amanda ! Trzeba wyprowadzić Ambrozję z bukmany ! – zawołał lekko poirytowany Janek.
- Dawid nie żyje ! – krzyknęłam, ale krzyknęłam najbardziej do samej siebie. Wybuchłam płaczem i pobiegłam do swojego pokoju. Amanda osłupiała. Zastygła w bezruchu. Nie było to dla niej taką tragedią jak dla mnie, ale ta informacja bardzo nią wstrząsnęła. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Tego się nie spodziewała. Janek też to usłyszał. Podszedł do Amandy. Widać była smutek na jego twarzy, ale starał się nie okazywać emocji. Szturchnął lekko Amandę i poszli wyprowadzić Ambrozję z bukmany.

Stajnia PodkowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz