Nikt się nie spodziewał, że akurat teraz Pain przypuści atak na wioskę. Jego rudowłose marionetki o fioletowych oczach zaczęły się panoszyć po całej Konosze oraz dokonywać zniszczeń. Saiowi to sprzyjało. Chaos spowodowany atakiem, plątanina bohaterskich ninja oraz spanikowanych ludzi... Widać tak miało być - nawet świat tego chciał.
Jako że w wiosce nie było Hokage i nikt nie wskoczył jeszcze do roli przywódcy, shinobi działali zgodnie z swoimi sumieniami. W taki sposób przy celi Uchihy zostało tylko dwóch strażników, którzy i tak bardziej zainteresowani byli sypaniem się tynku z sufitu niż wyszukiwaniem zagrożenia oraz próbami pokonania go. Tacy rozproszeni, wręcz ogłuszeni, byli łatwym celem dla Saia. Nie zabił ich, jedynie ogłuszył. Nawet nie powadził się na związywanie delikwentów - uznał, iż nie będzie im odbierał możliwości ucieczki, gdyby Pain rozwalił budynek w drobny mak. O ile przed rozwaleniem takowego ci zdążą się obudzić. Przegrzebał nieprzytomnych i wynalazł przy jednym z nich klucz do celi (to było aż za proste). Wsadził go w otwór i zaraz drzwi stały otworem. Ujrzał to, po co się tu zjawił.
Uchiha miał związane oczy, skute ręce oraz nogi, nawet tułów. Nie mógł się ruszyć, by choćby podrapać się po brodzie. Sai wyjął ostrze. Sasuke uśmiechnął się, usłyszawszy dźwięk wysuwanej broni.
- Może chociaż byś mnie rozkuł, żebyśmy stoczyli honorowy pojedynek? - spytał zaczepnie. Sai nie odpowiedział.
Członek Korzenia podszedł do niego i wymierzył ostrze w jego plecy. Tak, by przeszyło serce i raz na zawsze zabiło ostatniego żyjącego Uchihę.
To nie tak, że tego chciał. Właściwie, to ostatnie miesiące nauczyły go emocji. Czuł się źle, zamierzając teraz zabić swojego rówieśnika. Wiedział, że zrani Sakurę, która była przecież dla niego dobra. Wiedział też, że zachowuje się niezwykle okrutnie, jednak... nie umiał inaczej. Był z Korzenia. I gdzieś u podstawy swojego istnienia bał się wrócić do Danzo bez krwi Uchihy na rękach. Bo jeszcze nie wrócił do organizacji. Schował się w jakimś pokoiku hotelowym i robił wszystko, byleby jego koledzy go nie namierzyli.
- Nie zwykłem działać honorowo, tylko skutecznie.
Sasuke zaśmiał się, gdy Sai przebił go ostrzem. Śmiech został zaprawiony o krew, która zaczęła cieć chłopaki spomiędzy warg. Sai był wyszkolony. W zabijaniu, ranieniu, byciu nieczułym. Doskonale wymierzył.
Nie minęło pół minuty, a Sasuke Uchiha nie żył.
*
Naruto dobiegł do kryjówki Paina. Przez ostatnie dwa dni w ogóle nie spał z powodu pośpiechu. Był wykończony, ale też ponuro zmotywowany. Nabuzowany. Dotarł bowiem do zabójcy Jiraiyi. Miał świadomość, iż te rudowłose postacie to nic innego niż kukiełki w rękach Nagato i nawet nie próbował walczyć z którąkolwiek.
Znalazł się najbliżej Konohy, od kiedy zaczęła się ta historia. Teraz Wioska pogrążona była w ferworze walki z wspomnianymi żywymi kukiełkami. Wszystkie tam były i wszystkie były nieludzko potężne. A mimo to Naruto nawet nie pomyślał o tym, by dołączyć do tej walki.
Gdy wpadł do jaskini pierwszym, co napotkał, była Konan. Piękna kobieta władająca papierem. Uzumaki się przygotował, złożył pieczęcie i papierzyska kobiety spotkały się z oszalałą, bezwzględną wodą. Zmiotły wszystkie techniki kobiety, a zanim ta zdążyła się przygotować - Naruto korzystając z czakry Kuramy, przyjął swoją świetlistą formą i zaatakował z pełnej pary rasenganem zaprawionym o jego naturę powietrza. Kula stała się wirem ostrego wiatru, który miał nieprzebytą ochotę rozerwać coś.

CZYTASZ
Daleko [Naruto]
FanfictionNie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przypadku pytanie brzmiało: "Co może pójść po myśli?". Odpowiedź nigdy zadowalająca nie była, ale chłopak...