v3

3.8K 276 38
                                    

Młody Uzumaki obudził się koło godziny ósmej. Wstał i poszedł do łazienki, gdzie pierwszą rzeczą, wykonaną przez niego było spojrzenie w lustro. Dalej był chłopcem zwanym Naruto Uzumaki. Nic się nie zmieniło od wczoraj, no może z jednym wyjątkiem. Pod jego oczami wykwitły sine cienie. Wynik małej ilości snu. Że też akurat dzisiaj musiała go złapać bezsenność, której przez długi czas nie mógł zwalczyć. I dodatkowo w nocy przeżył mały szok, gdy przypadkiem odkrył, że był cały zlany potem. Lecz nie czuł się chory, słaby, roztrzęsiony.. Czuł się normalnie, a jednak był rozgrzany do prawie 40°C. Nie potrafił pojąć tej anomalii, więc po prostu ją zignorował i po jakimś dłuższym czasie sen sam przyszedł.
Gdy już ogarnął wszystkie potrzeby fizjologiczne, oraz się ubrał i przygotował sobie drobny suchy prowiant, udał się do siedziby Hokage.
Tym razem nie pukał, tylko wszedł. Piąta już miała arcyważne dokumenty przygotowane w formie zwoju. Przestrzegając go przed trudnościami owej misji, oddała mu go. Naturalnie, schował dokumenty za pomocą Fūjutsu. Po chwili blondyna już nie było w gabinecie, tylko stał przed bramą. Wioska już była wybudzona z letargu. Dzieciaki maszerowały do akademii, dorośli robili drobne zakupy w okolicznych straganach. Inni przesiadywali w kawiarenkach, delektując się wolnym porankiem, a niektórzy przygotowywali się na misje lub je wykonywali.

Westchnął, nabrał porządną ilość powietrza do płuc i ruszył. Przeszedł przez bramę, by po chwili zacząć skakanie po gałęziach drzew. Posiadał dużo czakry, więc mógł pokonywać duże odległości dosyć sprawnie. A niesamowita wytrzymałość, charakteryzująca jego klan, tylko mu pomagała. Jedyną rzeczą, która go mogła spowalniać, to naturalne potrzeby, takie jak zmęczenie, głód, pragnienie. Niestety, dłuższe postoje nie były najlepszym pomysłem. W końcu ktoś mógł go zaatakować, a będąc solo, podział na warty był niemożliwy. To był minus wykonywania samotnie misji.

*
Kyuubi układał sobie wszystko w głowie. Musiał wszystko dokładnie przemyśleć. Wziąć pod uwagę wszystko, co może się stać.
Sytuacja miała kilka rozwiązań, te skrajnie dobre i złe. Mimo to był pewny, że szczęśliwe rozwiązanie spraw w tej historii jest znikome. Nawet bardzo.
Prychnął.
Teraz wszystko zależy od tego niebieskookiego dzieciaka. A on może albo leżeć tutaj i co jakiś czas patrzeć co się dzieje, albo wziąć się do roboty i mu pomóc.
Odpowiedź, na to pytanie była oczywista.

*
Zbliżała się już jedenasta godzina jego samotnej misji. Niebo zdążyło sczernieć, już nie posiadało barwy jego tęczówek. A las spowił mrok i czerń. Naruto nie chciał już się zatrzymywać, ale burczenie w brzuchu dało mu jasno do zrozumienia, że nie on tu decyduje na temat postojów, tylko jego organizm. Przystanął wśród drzew. Wziął porcję suchego prowiantu i kilka łyków wody.
Gdy ugasił swoje pragnienie, usiadłszy przy konarze ogromnego drzewa (na którym się oparł), zaczął myśleć.
Czuł się dobrze. Tak, jakby mógł wszystko. Chciał działać, a nie siedzieć i odpoczywać. Miła odmiana. Ostatnio był w stanie przesiedzieć cały dzień pod drzewem, na polanie. A jakby było tego mało, to od wczorajszego wieczoru, ból w oczach nie powrócił. To upewniło go, w tym, że nie ma się o co martwić.
Nagle, jak na zawołanie, Uzumaki wyczuł czyjąś obecność. Przymknął powieki. Idealnie. Miał czystą ochotę kogoś pokonać.
Po chwili, może dwóch minutach, usłyszał cichutki świst. Coś leciało w jego stronę z zawrotną szybkością. Zareagował od razu imponując przeciwnika. Złapał iglicę natartą silną trucizną, w taki sposób, aby nie wbiła się w jego ciało. Samego jego to zdziwiło. Miał szczęście, że mu się to udało.
Upuścił iglicę i się podniósł z ziemi. Spojrzał na oprawców. Stali wkoło niego. Było ich czterech. Każdy w czarnych ubraniach przeplatających się z bandażami na rękach, oraz nogach. Twarze mieli zasłonięte maskami.
- Poddaj się i oddaj nam zwój. - Powiedział jeden z nich.
Naruto spojrzał na niego zamglonym wzrokiem. Te piękne, niebieskie tęczówki wydawały się teraz niebezpieczne i nieokiełznane.

*
Kyuubi obserwował uważnie poczynania blondyna leżąc za znajomymi, jak i znienawidzonymi kratami. Widział jak czuł się z daleka od Konohy. Z jaką determinacją atakował. Nie. Nie chronił dokumentu, tylko atakował przeciwników. Nie zdziwiłby się, gdyby jeden z nich podkradł się, zabrał świstek papieru i uciekł. Szkoda tylko, że to było niemożliwe.
Prychnął.
Co za szczęście, że ten dzieciak jest z rodu Uzumaki'ch. W końcu ich smykałką było Fūjutsu. A co za tym idzie, nawet jeśli nie spędził lat, czy też miesięcy na nauce pieczęci, to podstawy wychodziły mu nawet dobrze. I to całkiem nieźle, że był w stanie skonstruować prostą pieczęć. Miał ją na lewym nadgarstku, zakrytą przez pomarańczowy kombinezon. A te kilka czarnych linii ukrywało arcyważne dokumenty.
Znów prychnął.

Nawet jeśli blondyn zostanie pokonany, to te półgłówki w życiu się nie domyślą gdzie ukrył zwój. A nawet jeśliby odkryliby tą niepozorną zbieraninę linii i okręgów, to nawet biorąc pod uwagę, że nie była ona skomplikowana, nie poszłoby im szybko z "otwieraniem" jej. No chyba że posiadali w swoich szeregach kogoś znającego się na rzeczy. Ale nie wyglądali na takich.
Lekko się uśmiechnął widząc, jak chłopak powala trzeciego z nich. Został mu jeden przeciwnik. Nie zabijał ich, tylko ogłuszał. Pierwszego załatwił jakimś ruchem Taijutsu nauczonego przez Sannina. Drugiego pokonał rasenganem. Trzeciego zresztą też. Po chwili do swoich towarzyszy dołączył czwarty, załatwiony za pomocą techniki Jutsu-fū: Ame no tsubasa*. Chwileczkę..

*
Zdyszany spojrzał na wszystko wkoło. Na ziemi leżały cztery postacie, znokautowane za pomocą technik wietrznych i walki wręcz. Był z siebie dumny. W końcu udało mu się ich wszystkich pokonać. Teraz wzrok przeniósł na siebie. I on niestety oberwał. Miał kilka obić, w paru miejscach rozcięcia, lecz na szczęście nic poważniejszego.
Chwilę tak stał, aby potem się ocknąć, byle jak zabandażować rozcięcia i ruszyć dalej. Nie mógł tu zostać. W końcu oni byli żywi. I mogli się przegrupować, aby zaatakować ponownie. Wolał nie ryzykować.
Więc zaczął skakać z jednej gałęzi na drugą. Odczuwał skutki prawie dwunastogodzinnej drogi, małej ilości postojów, niewyspania się, no i tej walki. Wiedział, że do Suny ma jeszcze z dwa dni drogi, jak nie więcej. Mimo wszystko, to był zadowolony.

*
Minęły kolejne godziny. Uzumaki padał. Choć dzielnie się trzymał, postanowił odpocząć. Tylko chwilkę.

Zaprzestał dalszej drogi, oparł się o drzewo iglaste. Zamknął oczy. Jego ostatnią, przelotną myślą, było ustawienie klona jako wartownika. Lecz był już zbyt zmęczony, aby zajmować się takimi "błahostkami". Zasnął nie zauważywszy, że ktoś go obserwował.


  * 
Długość części: 1002 słów
*Jutsu-fū: Ame no tsubasa - jutsu wiatru: deszcz ostrzy
Technika wymyślona przeze mnie. Nie wiem czy coś takiego było w anime bądź mandze, ale tutaj to jedna z technik używanych przez Naruto. Polega na "deszczu" wietrznych pocisków (tzw. jakby iglic, które można wykryć tylko za pomocą technik wzrokowych). Ostrza pozostawiają po sobie cienkie cięcia.  

Daleko [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz