v25

1.5K 118 6
                                    

Z budynku wyszły dwie osoby.
Pierwszy był chłopak o bardzo jasnej cerze. Miał czarne oczy i oklapnięte włosy w tym samym kolorze. Był strasznie chudy, co udowadniała przyległa bluzka odsłaniająca cały, płaski brzuch. Na dłoniach miał krótkie rękawice, które umyślnie nie osłaniały wszystkich palców. Całe nogi okrywały czarne spodnie. Na czole miał ochraniacz z symbolem Konohy. Druga postać, również męska, zdawała się być bardziej kolorowa od pierwszej. Ubrany był w luźne czarne spodnie do kostek i ciemną, obcisłą bluzkę z rękawami do przedramienia. Na rękach miał a'la bandaże w czerwonym kolorze. Jego skóra była w podobnym odcieniu, co ta czarnowłosego. Oczy miał bordowe, rzadko spotykany odcień. Natomiast jego włosy były popielate, podobnie jak te mistrza Hatake. Ochraniacz z symbolem wioski umiejscowiony był na czole.
Nie to żeby coś, ale Sakura czuła się lekko niekomfortowo. Przed chwilą leczyła rany shinobi, potem poszła do Hokage, a teraz była tutaj. I "witała się" z dwoma nowymi członkami drużyny, którzy mieli zastępować Naruto i Sasuke aż do ich powrotu.
Kim oni tak właściwie byli? Nigdy wcześniej ich nie widziała. Na pewno nie chodziła z nimi do Akademii Ninja, nie leczyła ich ran oraz nie była z nimi na żadnej misji. Skąd się wzięli?
- Cześć - odezwał się jako pierwszy czarnowłosy, posyłając jej (albo jemu) lekki uśmiech.
- Cześć - zawtórował mu drugi, lecz nie wykrzywiał ust w żadnym grymasie. Oczy miał skupione na Sakurze, minę jakby obojętną.
Zielonooka uśmiechnęła się i odpowiedziała.
W głębi duszy posiadała wiele pytań i wątpliwości, lecz żadnym nie pozwoliła wyjść na zewnątrz.

*
Znał kilka faktów, elementów układanki.
Wiedział, że sprawca chciał dopuścić do wojny lub zaognienia stosunków między wioskami. Że musiał znać siedzibę Kazekage oraz mieć swobodny dostęp na jej teren - mógł być jednym z pracowników lub się za owego podawać. Musiał znać się na odwzorowywaniu pisma, w innym wypadku dokument nie wyglądałby jak autentyk.
Na tym kończyły się zdobyte informacje. Minęło niewiele czasu od odkrycia sfałszowanego dokumentu. Jak na razie o sprawie nie było głośno - wiedział jedynie Kazekage, jego rodzeństwo oraz rada. Ta stosunkowo mała liczba pozwalała na ewentualne rozeznanie się w sprawie, zanim zdrajca zorientuje się, że plan nie wypalił. Oczywiście mógł to być ktoś z zewnątrz, ale jeśli tak było, musiał wcześniej dokładnie poznać siedzibę. Gaara bardziej był skłonny wierzyć w wroga na swoim terytorium, niż poza nim.
Sprawa, mimo iż dotyczyła świstka papieru - była bardzo poważna. Treść dokumentu wskazywała jasno, iż Piasek nie chce dłużej żyć w przyjaźni z Liściem i wytacza mu wojnę. Gdyby taki list poszedł dalej i dotarł do Kraju Ognia... To by była swoista masakra. Może i Piąta mogłaby uznać to za pomyłkę, gdyby nie idealnie sfałszowane pismo Kage oraz inne elementy. Genialna robota, to trzeba było przyznać twórcy tego... dzieła. Jednakże była to genialna robota skierowana przeciw nim, także nie mieli czym się zachwycać, ale co potępiać. Pokój powinien trwać.
Chociaż utrzymanie go kosztowało dużo.
Czerwonowłosy nie przespał się w nocy nawet godziny. Przyzwyczajony był to braku snu, za czasów, gdy Ichibi zamieszkiwał w jego ciele. Mimo, iż jego relacje z Bijuu były zerowe, to momentami tęsknił za czasami, gdy rzekomy był w nim zapieczętowany.
Przyzwyczajenie. Niby nic szczególnego, lecz potrafi wpłynąć na funkcjonowanie w wręcz niewiarygodnym stopniu.
- I jak? - Spytał, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich jego siostra.
- Nic - odpowiedziała lakonicznie, lekko rozdrażniona. Była zmęczona i sfrustrowana. Niemalże całą noc trwała rozmowa z radą, przez co praktycznie nie zmrużyła oka. Czuła się gorzej niż źle i najchętniej obdarłaby ze skóry tego, kto podłożył list rzekomo napisany przez Gaarę.
Kazekage jedynie kiwnął głową i powrócił do wykonywanej wcześniej czynności. Tak, mowa tu o wypełnianiu dokumentów.
Ach... skąd się to bierze?
Nocne skrzaty nie mają co robić i bawią się w biznes-ninja czy jak?

*
Witaj, mój drogi gościu tejże biblioteki
Mam nadzieję, że podoba Ci się to miejsce, w końcu sam je stworzyłem! Chociaż, nie było to proste, a serce boli na myśl, że nie ma nikogo, kto by dbał nią. Cóż, nieważne.
Zacznijmy może od początku, czyli od Ciebie. Tak, wiem jak to brzmi, lecz to prawda. Wszystko miało swój początek w Tobie, a skoro tutaj jesteś, to zapewne chcesz wiedzieć czym jest "wszystko". Więc słuchaj uważnie, drogi Ty. Nie wiem kim jesteś, choć podejrzewam, że jesteś z znanego klanu, który już istniał za moich czasów. No i masz w sobie zapieczętowanego Bijuu. Ach, ale przechodząc do sedna.
Uczciwie muszę przyznać, iż nie cieszę się z tego, że to czytasz. Miałem nadzieję, że świat nigdy nie będzie tego potrzebował - mojego małego ubezpieczenia, Ciebie. Nie jesteś jedyny, przed tobą byli inni. Lecz u nich to się nie pokazało. Nie było takiej potrzeby, świat nie wymagał ratunku. Ale teraz jest inaczej, czyli tak, jak przewidywałem.
Wszystko zaczęło się od drobnych zmian, które zapewne odczułeś. Potem doszły bóle... niestety bez nich się nie obejdzie - Twój organizm musi przejść drobne zmiany, korekty. Potrzebuje "utwardzenia", w końcu jesteś ubezpieczeniem świata, musisz być twardy.
A dlaczego ty? Cóż... spytaj tych, co zagrażają temu padołowi oraz tych, którzy cię urodzili, no i jeszcze tych, co umieścili w tobie Bijuu. Tu można by przyczepić się faktu, że Ogoniastych jest całe dziewięć... ale raczej tej samej matki nie masz, co reszta jinchuuriki. Chyba.
Ile to będzie trwać?  Tego niestety nie wiem. Zaplanowałem wiele, przewidziałem jeszcze więcej, lecz i moje umiejętności są ograniczone. Twoje też, ale żyjesz. Ja umarłem wieki temu. Moje kości zdążyły się w proch obrócić, a ludzie zapomnieli o mnie, jak to bywa z przeszłością.
Posłuchaj mnie, drogi Ty, ja już nic nie mogę zrobić. To miejsce to pamiątka po mnie, a to, co ci daję to ostatni upominek ode mnie. Kocham świat i nie chcę by zginął. Każdy pragnie chronić swego kochanka, może wiesz, o czym mówię? A zresztą...
Jesteś silny, więc zrób, co trzeba.
Nie myśl, po prostu działaj.
Na zawsze zapomniany
Założyciel biblioteki

*
Plan działania nie był skomplikowany.
O dwunastej cała czwórka miała pojawić się przy bramie wioski, gotowa do wyruszenia na misję. Z kolei misja nie była ekstrawagancka. Mieli jedynie eskortować jakiegoś jegomościa do wioski rybackiej leżącej na ziemiach kraju Ognia.
Wszystko miało zająć kilka niedługich dni.
Lae zjawił się w wyznaczonym miejscu pół godziny przed czasem. Z swoją obojętną miną, oparł się plecami o mur ogradzający wioskę i czekał.
Słońce świeciło, chmury powoli toczyły się po widnokręgu, ludzie robili to, co mieli robić. Życie wioski spokojnie trwało, nieświadome o jego istnieniu. Czy ktoś tutaj jeszcze go pamiętał? Chłopak szczerze w to wątpił. Jego tragedia została zapomniana, jak setki innych, wcześniejszych.
A poza tym, zanim wioskę zdążyła obiec owa czarna wieść, on już wstępował do ANBU Hokage. A świat bywa nieczuły, czasami aż za bardzo nieczuły.
- Lae? - Usłyszał czyiś głos koło siebie. Od razu zareagował i spojrzał w kierunku, skąd dobiegło go jego imię.
Niedaleko niego stał drugi, nowy członek drużyny, na którego miał uważać. Nazywał się chyba Sai. W prawdziwość tego imienia wątpił.
- Również jesteś przed czasem - zauważył nowo przybyły.
- Jak widać - odparł jedynie. Nie chciał grać w grę, którą proponował mu czarnowłosy. Zaufanie? Przyjaźń? Proszę was... - Dlaczego mnie wcześniej zaatakowałeś? - Zadał pytanie. Wcześniej, jeszcze przed spotkaniem z drużyną, gdy przechadzał się po uliczkach Konohy, już bez swojej maski ANBU, Sai zaatakował go za pomocą stworzonych przez siebie, dziwnych stworzeń. Celowo wtedy nie użył żadnej z swoich technik, tylko jakieś podstawowe, mało skomplikowane. Nie chciał siać zamętu oraz pokazywać, co umie.
- Przepraszam za tamto - mówił pogodnym tonem z lekkim uśmieszkiem na ustach. - Jesteśmy w tym samym zespole, więc chciałem zobaczyć jak silny jesteś. Dzięki temu spotkaniu, dowiedziałem się, że jesteś...
- Nie kończ - przerwał mu - mało mnie obchodzi, co o mnie sądzisz, Sai. Byłem ciekaw tylko twojego motywu.
Nim Sai zdążył odpowiedzieć, na horyzoncie pojawiła się Sakura. Szybko pokonała dzielącą ich odległość i stanęła koło nich.
- Już jesteście - zauważyła oczywiste i spojrzała na jednego i na drugiego. Sai lekko się uśmiechał przymykając oczy. Lae natomiast patrzył na nią z swoją pokerową twarzą. Żadnego, choćby drgnięcia emocji. Nic. Jakby jego twarz była bardzo realistyczną maską. Kto wie, może nią była? Może obaj nosili maski, chowając wszystkie odczucia głęboko w sobie? Tak, jak robił to Sasuke?
Sai otworzył oczy. Tęczówki miał tak ciemne, że aż zlewały się z źrenicami.
Lae oderwał oczy od dziewczyny i spojrzał na drogę, którą tu przybyła. Los chciał, że akurat złapał wzrokiem tych, których mieli eskortować.
Grube ryby interesu, przemknęło mu przez myśl, jeśli wynajmują ninja, to ile muszą mieć wrogów? 
Odpowiedź zdawała się być oczywista.

*
- Nieudana próba wywołania konfliktu między wioską Piasku, a wioską Liścia? To było do przewidzenia - stwierdził Treham przeglądając zapiski. - Młody, Piąty Kazekage i Ślimacza Księżniczka. - Mruczał. - Następna próba będzie... nie będzie jej? Ciekawe...
Zwinął obszerny zwój. Trzymając go, wyszedł z sali zapisów historii i poszedł do innej, po krętym korytarzu. Archiwum historii, tak można było nazwać tamto miejsce. Posiadało w sobie tysiące takich zwojów. Dafilo "podleciał" do jednej z górnych półek i położył zwój na wysokim regale poświęconym Sunie.
Następnie wrócił na ziemię i udał się szybkim krokiem do głównej części biblioteki. Największa i najpiękniejsza. Tam stanął przed obszerną półką, na której było kilka opasłych tomów o kuchni regionalnej poszczególnych krajów.

*
Długość części:
1484 słowa

Daleko [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz