v18

1.8K 159 24
                                    

Problemy są nieustannym elementem naszego jestestwa. Osoba, która nigdy nie miała choćby najmniejszego problemu z czymkolwiek i w jakiejkolwiek sprawie - prawdopodobnie jest jakąś maszyną.
Problemy, problemy, problemy...
Dotykają każdego. Jednego bardziej, drugiego mniej. Jednego rzadziej, drugiego częściej. Jednego poważniejsze, drugiego błahe. Ale gdzieś tam są. Problemem może być zrobienie fikołka, albo niedoszły chłopak. Czy też pająk na ścianie.
Przyklejają się do każdego. Nawet do ogromnego, rudego, posiadającego dziewięć ogonów i wściekle czerwone tęczówki z pionowymi źrenicami Lisa. Tak, nawet jego.
Jego problemem był jego sakryfikant - chodzący kłopot zwany Naruto. A właściwie to człowieczek ninja, który działa jak magnes na problemy, albo ewentualnie jest ich poszukiwaczem. Ciężko stwierdzić. Obie opcje brzmią przerażająco prawdopodobnie.
Ale zacznijmy od początku...

Nastał dzień, gdy statek w końcu przypłynął do Kraju Wody. Przybił przy jednej z osad portowych i pozwolił opuścić swoje drewniane deski. Uzumaki nie mógł się doczekać tego momentu, gdy w końcu powróci na ląd. Na głębokich wodach było mu przyjemnie, spokojnie, cicho... ale to nie były jego klimaty. Wolał twardy grunt, drzewa, piach i całą resztę. Więc chyba nikogo nie zdziwi, że jako jeden pierwszych zszedł z drewnianego okrętu i udał się w swoją stronę.
Czyli nie wiadomo gdzie.
W dalszej drodze miał go pokierować Kurama, ale skoro nie mógł się z nim kontaktować... to trzeba improwizować. Czyli z sytuacji "jest źle" awansowaliśmy na "jest jeszcze gorzej".
Naruto kupił w miejscowej budce jeszcze trochę prowiantu. Co jak co, ale jedzenie się przyda. Potem zaczął podążać do okolicznego lasu. Wyciszył swoją czakrę, aby ktoś go nie wyczuł. Ostatnio, po zaginięciu opaski z znakiem Konohy, wolał nie ryzykować. Ninja są wszędzie - tego zdążył się już nauczyć, za drobną pomocą Aiko Izumi. Może gdzieś tutaj czaiła się taka druga dziewczyna, której babcia nakazała uważać i szukać kogoś innego. Wiedział, że czarnooka coś przed nim zataiła. Zastanawiał się, czyby jej nie wypytać, ale to wiązało by się z rozmową. A rozmowa wiązałaby się z pytaniami. Również do niego. A chyba oczywistym jest, że jakichkolwiek odpowiedzi udzielać chcieć nie chciał. Tym bardziej dziewczynie, która wydawała się niebezpiecznym graczem. Wolał nie zaczynać z nią ani przyjaźni, ani nieprzyjaźni. Wolał zostać wobec niej neutralny. Dlatego nie rozmawiał z nią nawet słowem, a ona nie zaczepiała jego. Tak było dobrze, najlepiej.
I dlatego też chłopak bez słowa uciekł między drzewa idąc tam, gdzie postanowiły ponieść go nogi. Nie oglądał się za siebie. Nie pożegnał się z kapitanem i załogą. Choć kultura wymagała podziękowań za przewóz, nie chciał zwlekać. Ciężko stwierdzić z jakiego powodu tak się spieszył. Może w końcu chciał rozprostować kości i rozkręcić zastałe mięśnie? A może po prostu chciał znaleźć się daleko od tego wszystkiego. Przekręcić kartkę swojego życiorysu i zacząć pisać coś nowego, na nowej, jeszcze białej stronie. Możliwe.
Teraz wszystko jest możliwe.
Wskoczył za pomocą czakry na okoliczne drzewo i odbił się. Nie używał zbytnio czakry przez ponad tydzień. I przez przypadek, wypalił nią na korze ślad stopy. Włożył w to odbicie trochę więcej, niż powinien. Trudno. Czasem trzeba.
Przez ostatni czas chłopak ciągle próbował skontaktować się nadaremnie z Kuramą. Próbował włożyć kolejny puzzel do układanki z trzech tysięcy kawałków. Znaleźć jakieś rozsądne wyjście, wytłumaczenie. Analizował, kazał swoim szarym komórkom myśleć, kombinować.
Znowu odbił się od drzewa. Tym razem już z odpowiednią siłą. Kora została nienaruszona.
Ocean przez cały czas wydawał mu się taki silny, mądry. Znający odpowiedzi na pytania, których on nawet nie znał. Może sztorm był naśmiewaniem się z nich, szarych ludzi, przez ocean? Pokazaniem im swej potęgi i siły. Przekazem, że gdyby chciał, to już by ich nie było na tym świecie. Wszyscy na statku traktowali wodę jak coś, co do nich należy. W końcu człowiekowi ma służyć cały świat. Szkoda tylko, że nie przewidzieli, że poddani buntują się przed złymi władcami. Tymi zadufanymi w sobie, plugawymi chciwcami.
Może to dlatego gubernatorzy i wszystkie ważne mości większość życia spędzają w pałacach, a podróżują otoczeni eskortą? Kto wie.
Może Naruto po prostu zwariował przez tą całą sytuację i teraz wymyśla głupie historie? Choć gdyby się tak zastanowić, to wszystko musi mieć jakichś głębszy sens. Nawet to, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona.

Daleko [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz