Już następnego dnia Naruto szukał odpowiedniego statku. I jakiejś knajpki, gdzie mógłby coś zjeść oraz uzupełnić zapasy.
Jednakże ta wioska pozostawała cały czas w jakichś sposób dziwna. Gdy chłopak podszedł do straganu, by kupić bochenek chleba, sprzedawczyni patrzyła na niego swoimi wyłupiastymi oczami i cały czas milczała. Blondyn widząc, iż ta najwidoczniej nie ma zamiaru go obsłużyć, poszedł dalej. Ale reakcja wszystkich była taka sama - jakby nie widzieli w nim chłopaka, tylko jakiegoś ducha lub inne fatum.
Po pewnym czasie, gdy próba nawiązania z kimkolwiek kontaktu była jednym wielkim niepowodzeniem, niebieskooki usiadł na jednym z kwadratowych dachów i patrząc na niewidzących go, normalnie zachowujących się ludzi, poczuł lekkie ukłucie w sercu.
- O co im chodzi, dattebayo? - Spytał rozgoryczony widząc, jak mała dziewczynka biegnie za zapewne nieco starszym bratem z uśmiechem na twarzy.
- Choć, Mai! - Wykrzyknął z identycznie wykrzywioną mimiką. Widać było między nimi tyle podobieństw. Zbieżnie wyglądające rysy twarzy, ten sam odcień włosów i skóry. - To niedaleko!
- Hmm... nie jestem pewien - przyznał bardzo, bardzo, ale to bardzo niechętnie Lis. - Ale jeśli to co, co myślę, że to to.. to nie znajdziesz tutaj statku, który cię zabierze to Torizu.
- Więc idziemy dalej? - Zadał kolejne pytanie, powoli podnosząc się z swojego miejsca i rozprostowując kości.
- Nie, najpierw poczekajmy do wieczora - sprzeciwił się Kyuubi.
- Czemu, Kuramo? - Mruknął zirytowany chłopak.
To było zwykłe ociąganie się. Jeśli nie wsiądzie tutaj na statek prowadzący na wyspę, to jaki sens miało siedzenie tutaj?
- Słuchaj no dzieciaku - fuknął - czekamy do wieczora, by mieć pewność. A poza tym, skąd wiesz, iż nie wydarzy się nic wartego tego czasu? - Pod koniec dało się słyszeć w jego głosie wyraźne nutki wrogości.
Naruto usiadł ponownie na dachu i niechętnie powrócił do obserwowania ludzi. Nie chciał się ponownie odzywać, gdyż zarówno on jak i Lis nie byli najwidoczniej w najprzyjemniejszych humorach. Kuramę musiała drażnić ta wioska i kwestia, dlaczego jej mieszkańcy zachowywali się w taki sposób. Natomiast blondyna ten nagły zanik robienia czegoś produktywnego.
Od dawna nie czuł tego uczucia, które kiedyś towarzyszyło mu tak często - niecierpliwość. W ostatnim czasie nie miał zbytnio na co się niecierpliwić i irytować. Ale jak widać urlop na spokojne nerwy dobiegł do końca. A może nigdy się nie zaczął?*
Mała dziewczynka przystanęła przed drzewami, za którymi zniknął jej brat. Z jej ust zniknął uśmiech.
- Nashi? - Spytała przestrzeń. - Nashi?
- Chodź, Mai! Nie bój się! - Zza jednego z drzew wynurzyła się jego czuprynka. - Ja tu jestem, nie? Nic ci się nie stanie!
Zachęcona dziewczyna podeszła do miejsca, skąd wychylała się głowa brata. Ośmielona, ponownie się uśmiechnęła i poszła w jego ślady w głąb lasu. Przy bracie nic jej się nie stanie. Ona i on wiedzieli o tym, więc chłopak celowo dopasował swoje tempo pod chód dziewczyny. Nie chciał, aby się przestraszyła, iż on zniknął jej z oczu.*
Ludzie zmierzali tam, gdzie nogi ich poniosły. Patrzenie na nich, jak spokojnie sobie żyją i załatwiają swoje sprawy było nie tyle co nużące, co monotonne i uspokajające. Jakby nie patrzeć człowiek był tak złożoną istotą, iż on sam z siebie nie mógł być nużący - posiadał w sobie pewne elementy, które ciekawiły innych, lecz nie zawsze były od razu widoczne, przez co nieraz niektórzy wydawali się być nudni.
Jednakże monotonność i spokój były obecnie według blondyna drażliwe. Niecierpliwił się. Czekał na wieczór, by się dowiedzieć, co też Kurama chciał sprawdzić. Bo Lis oczywiście nie chciał mu tego zdradzić. Wszak po co?
W międzyczasie po głowie tłukły mu się pytania o to, co z tą wioską jest nie tak. Dlaczego nie mógł z niej ruszyć wodnym szlakiem do Torizu? W końcu widział w porcie kilka statków, które wyglądały tak, jakby czekały aż tylko ruszą w pełne morze.
Nie rozumiał. Po prostu nie rozumiał i chciał wiedzieć o co w tym chodzi. Teraz.
Drażnił go jego własny brak wiedzy o tym, co się dzieje wkoło niego. Jakby się nad tym zastanowić, to zawsze tak miał. Gdy czegoś nie mógł pojąć, irytował się i często coś tam krzyczał na ten lub inny temat. Nie raz i nie dwa mistrz Kakashi, Sakura lub jeszcze ktoś inny tłumaczył mu to, czego nie ogarniał.
Teraz jednak nie było koło niego drużyny 7., co było swoją drogą dla niego dobre. Praca w drużynie i współpraca to ważne elementy, szczególnie podczas walki, ale... Warto by było, żeby Naruto usamodzielnił się. Zaczął czekać, aż coś pojmie, a nie dostawać odpowiedzi na tacy.
Trzeba przyznać, że blondyn nigdy nie przykładał się do nauki. Za czasów Akademii Ninja i później. Nakładało się na to kilkanaście czynników, a ostateczny wynik był taki a nie inny. Może teraz nastał t e n moment by się do zmieniło? By zaczął myśleć, analizować, czekać?
Kto wie.*
Słońcu już niewiele brakowało, by całkowicie schować się za widnokręgiem. W lesie już dawno zrobiło się ponuro, a wilgotne powietrze i mgła tylko dodawały mroku.
Dziewczynka szła ciągnięta za rękę przez lekko zestresowanego brata.
Za długo się bawiliśmy, myślał lekko spanikowany, za długo. Słońce prawie już zaszło, nie dotrzemy do domu, nie zdążymy. Cholera, co robić... Mai nie może się nic stać, co robić? Co robić?
- Nashi - zagadnęła dziewczynka. Czuła nastrój swojego brata i sama zaczynała się czegoś obawiać. Była taka mała i nieświadoma zagrażającemu im niebezpieczeństwu. Taka krucha i delikatna, jego kochana siostrzyczka. - Co się dzieje? - Spytała cicho, zaniepokojona.
Chłopak spróbował wziąć się w garść i powiedzieć jak najpewniej, że nic takiego, ale gardło miał ściśnięte niewidzialnymi pętlami. Nie mógł jej okłamać. Nie mógł.
- Rodzice się martwią - zaczął zakłopotany. Nie mógł również powiedzieć jej wprost, co się dzieje - wałęsanie się po lesie nocą nie jest zbyt bezpieczne. Przyśpieszmy - zadecydował ciągnąc małą za jej rączkę. Zastanawiał się, czy by nie wziąć Mai na ręce i nie pobiec z nią do domu, ale nie był zbyt wyćwiczony i szybko by się zmęczył biegnąc z dziewczynką na rękach.
- Jest niebezpieczne? - podłapała jego słowa, teraz już wyraźnie zmartwiona.
- Ale nie martw się, zdążymy dojść do domu - odparł. Jego słowa były jego nadzieją.
Gdyby coś się jej stało, to by była tylko i wyłącznie jego wina.*
Naruto nie ruszył się z swojego miejsca na dachu od momentu, gdy na nim spoczął. Przez cały czas obserwował mieszkańców wioski i doszedł do pewnych wniosków.
Po pierwsze, ci ludzie się go bali. Jako, że raczej nie wyczuwali obecności Kuramy (gdyby tak było, to to miejsce pobiłoby rekord dziwactw w jednym miejscu) i nie wiedzieli o jego przynależności do Konohy, w ich oczach powinien być podróżnikiem. A co oznacza, że musieli bać się obcych.
Po drugie żaden z statków nigdzie dziś nie wypłynął.
Po trzecie im dłużej tu siedział, tym miał coraz większe wrażenie, że coś jest nie tak. Tak bardzo nie tak.
I gdy zobaczył, jak przed zmrokiem wszyscy zaczynają chować się w swoich domach - był już pewien, ale sam nie wiedział już czego dokładnie.
- Tak jak myślałem - ogłosił Lis - natrafiliśmy na wioskę zwaną Kamimasu, Opuszczoną przez boga Orima.
Naruto chwilę milczał dodając dwa do dwóch.
Nie był zadowolony z wyniku.
- Wioska opuszczona przez boga? - Warknął chłopak. Czekał kilka godzin tylko po to, aby dowiedzieć się, że znajdował się w miejscu rzekomo opuszczonym przez kogo? Ha, nawet nie słyszał o tym bóstwie. - Kuramo, brzmi to jak naciągana bajeczka do straszenia dzieci!
Blondyn podniósł się z zajmowanej od dłuższego czasu pozycji. Rozciągnął się, czując odrętwienie w kończynach, spowodowane siedzeniem w bezruchu przez kilka godzin.
- Dzieciaku, Orim czy jest bajeczką czy nie, nie jest w tym istotny. - Odpowiedział Kurama. - Wyczułeś ich strach. Jeśli to jest Kamimasu, to mają powody do lęku. Istnieje coś, co atakuje po zmroku mieszkańców. Mówi się, że przejezdnych omija, ale nie ma co się dziwić, skoro przejezdni idą okrężną drogą, byleby nie trafić na potwora Kamimasu. - Zakończył swój wykład głośno prychając.
- Atakuje po zmroku? Wczoraj byłem po zmroku i żyję - zauważył przytomnie blondyn.
- Dzieciaku, mało który potwór atakuje noc w noc. A patrząc na fakty, które znam, ten tutejszy to niezły dziwak.
Umysł chłopaka zaczął pracować na wyższych obrotach.
Potwór z Kamimasu. To by wyjaśniało dziwne zachowanie mieszkańców... ale coś mu tu nie pasowało. Ta historia posiadała w sobie dziury.
Czym był ten potwór? Dlaczego nie atakował przejezdnych? Dlaczego nie niszczył domów? I dlaczego na widok Uzumaki'ego mieszkańcy reagowali tak, jakby zobaczyli co najmniej ducha?
Jego przemyślenia przerwał dźwięk uchylanych drzwi.
- Nashi! Mai!
- Jeszcze ich nie ma?
- Nie... Martwię się, co jeśli ich dopadli? - W głosie kobiety było słychać przerażenie.
- Spokojnie, Marana, zaraz wrócą. Choć, będziesz ich wypatrywać przez okno.
Po terenie wioski rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi.
A dokładnie trzy powolne oddechy później rozległ się krzyk niesiony z oddali.*
Długość części: 1410 słów
I mamy kolejny rozdział za sobą! Jak myślicie, czym jest potwór Kamimasu? Piszcie w komach swoje pomysły! :D
Ja tymczasem życzę wam miłego poranka, południa lub wieczoru!

CZYTASZ
Daleko [Naruto]
FanfictionNie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przypadku pytanie brzmiało: "Co może pójść po myśli?". Odpowiedź nigdy zadowalająca nie była, ale chłopak...