v55

440 41 5
                                    

Naruto przechadzał się po wiosce portowej, niestety nie dla przyjemności, lecz dla obowiązku. Znalezienie statku płynącego na drugą stronę, kiedy nie miało się wymagań w stylu "do Kraju Błyskawic, najlepiej do głównego portu", było proste i już pierwsze próby pytania o po prostu transport na drugą stronę przyniosły zamierzone efekty.

- Kiribati płynie dzisiaj, jakoś tak późnym popołudniem, chyba do Kraju Ognia. A co? Załapać się chcesz? - Spytał rybak o poczciwych fiołkowych oczach. Był już starszy, nieco pomarszczony i żylasty, ale mimo to posiadał w sobie jakiś taki wewnętrzny urok osoby dobrej. I ciekawość. Tak, ciekawość przejawiała się w nim pełną parą.

Naruto wiedział, że powiedzenie za dużo będzie złym wyborem, ale też pamiętajmy, że Naruto Uzumaki był Naruto Uzumakim, a nie kimś innym.

- Coś takiego - przytaknął człowiekowi - ja i moi przyjaciele chcemy wrócić do domu.

- Ach tak! Wy nie stąd. Pewnie shinobi, prawda? - Kontynuował już nieco zestarzały człowiek, w międzyczasie robiąc coś ze swoją siecią (dla Naruto wyglądało to tak, jakby przeglądał ją, czy przypadkiem nie zrobiła się jeszcze bardziej dziurawa, niż powinna w zamyśle), a blondyna zmroziło.

Shinobi? Skąd on mógł wiedzieć? Przecież nie zrobiłem nic, co by mnie zdradziło...

Rybak musiał zauważyć w jego niebieskich oczach przerażenie, zaskoczenie lub obie te rzeczy naraz, bowiem uśmiechnął się przyjaźnie.

- Zdziwiony, że się skapnąłem? Ha! Przechytrzyć ninję! - Zaśmiał się. Uzumakiemu do śmiechu nie było, tak tylko dodam dla uzupełnienia.

- Skąd pan wie? - Spytał nieco przestraszony. Głos mu zadrżał lekko, lecz na tyle wyraźnie, by starszy człowiek usłyszał ten przejaw buntu głosu. Wolność dla strun głosowych, nie pozwolimy się wykorzystywać!

- Bo się dzisiaj plączecie tu jak mrówki! Już mnie pytała jakaś kunoichi o to samo. Z jakiejś misji wracacie, a my aż tak głupi nie jesteśmy. To że łowimy ryby, zamiast liczyć rachunki, nic nie oznacza. - Ni to zbeształ, ni to poinformował go starszy człowiek.

Blondyn z charakterystycznymi kreskami na policzkach wręcz zmusił się do uśmiechu. Rzadki przypadek w jego wypadku; wymuszać wyszczerz na twarzy.

- No tak - odpowiedział na to - przepraszam, nie uważam pana za głupiego, dattebayo.

Potem jeszcze spytał się, gdzie znajdzie Kiribatiego i tam właśnie się udał.

Kiribati był człowiekiem nie młodym i nie starym - znalazł balans między tymi dwoma grupami wiekowymi i wykorzystywał go do cna. Wyglądał poważnie, był dobrze zbudowany i miał uważne spojrzenie, ale i był doświadczony - nie był pierwszym lepszym chłystkiem. Czuć w nim było aurę pewności siebie, wewnętrznej siły, której niejednemu brakowało.

Mimo to Naruto nie czuł się przy tym człowieku przytłoczony. Nie. Blondyn sam w sobie posiadał spore pokłady pewności siebie, tak więc stanął przed kapitanem statku jak równy z równym. Być może w tym właśnie popełnił błąd. Może powinien płaszczyć się przed Karibatim, rozglądać się niepewnie po portowym otoczeniu i prosić o tę przysługę, za którą by przecież i tak zapłacił. Może wtedy szanowny Karibati nie pokręciłby głową i nie oświadczył mocnym głosem:

- Statek pełny, nie wezmę was. - Jego głos posiadał w sobie nutkę dyktatury; mówił, że ten temat nie podlega żadnej dyskusji.

- Na pewno przydadzą się dodatkowe pary rąk - mimo to zaprotestował niebieskooki. Mógł teraz wydawać się tym samym, starym Naruto, który parł przed siebie, nie rozglądając się wkoło. Dążący do celu bez pardonu, głośny, krzykliwy i taki pełen życia. Jednak w międzyczasie trochę dorósł i już nie był tym samym chłopcem. Chociaż jeśli coś w nim zostało z tego dzieciaka, to z pewnością był to upór w dążeniu do celu. - Ja i mój kolega jesteśmy silni i to nie będzie nasz pierwszy raz na statku. - Argumentował, trochę gestykulując bez ładu i składu. Kiribati patrzył na niego bez cienia uśmiechu, poważnie trwający w swojej decyzji.

Daleko [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz