Deidara nigdy nie przypuszczałby, że jego mistrz może zostać pokonany. Choć, co prawda nie pozwolił swojemu towarzyszowi dokończyć walki, ale widział co się działo. Ten blondyn z wioski Liścia dotkliwie zraniłby (a może i zabił) mistrza Sasori, gdyby nie fakt, że był schowany w kukle. Widział również, a właściwie to słyszał w jego głosie...
Spojrzał gwałtownie w stronę, skąd wyczuł silną czakrę. Czyżby ktoś ich gonił? Hmm.. Może to być ten blondynek jinchuuriki. I jeśli tak jest, to może Deidara go pokonać i zgarnąć dwie bestie. Pomijając już fakt, iż pokonałby kogoś, z kim może by przegrał mistrz. Uśmiechnął się lekko, pewny siebie i przejechał wzrokiem po okolicy. Las jak las - masa drzew. Wkrótce miał się skończyć i tylko na to czekał, ponieważ jego gliniany ptak.. no cóż... nie radził sobie najlepiej między drzewami i był wysoko nad nimi. Wraz z nieprzytomnym Kazekage. Za to Sasori.. miał kilka dziur od wietrznych pocisków na płaszczu i może gdzieniegdzie kilka rys na kukle. Stał teraz i patrzył się w kierunku, gdzie i Deidara wyczuwał obcą czakrę.
- Idź przodem - usłyszał chropowaty głos towarzysza. Więcej nie musiał dodawać. Oczywistym było, że ma zamiar walczyć. W końcu jeśli jakiś jinchuuriki sam się prosi o walkę, to czemu by nie?
Blond włosy członek Akatsuki prędko porzucił wcześniejsze myśli o pokonaniu i przytarganiu dwóch bestii. Słyszał gniew w głosie Sasori'ego i doskonale wiedział, że tym razem nie da się sponiewierać jakiemuś dzieciakowi ninja. Tym bardziej, że pokazał swoje dwie silne techniki. Prawdopodobnie nie zna więcej tak mocnych i skutecznych ciosów. Tylko jakieś sztuczki prawych ninja. Dodatkowo, patrząc, iż wygląda na mniej niż dwadzieścia lat, zapewne nie panuje nad czakrą demona. Innym słowem, mistrz Sasori nie ma szans.
Na przegraną.
Deidara ruszył do przodu. Lasu zostało niewiele, przejdzie ten kawałek szybkim tempem a potem, to kto wie. Może poleci na ptaku w kierunku kryjówki?*
Naruto skakał z drzewa na drzewo, pchany ognistą determinacją. Wiedział, że jest już niedaleko. I ta myśl ciągle kołatająca się w jego głowie, była tym czymś, co nakazywało jeszcze prędzej poruszać się, o ile było to możliwe.
- Dzieciaku - westchnął przeciągle Lis. - Góra. - Rzucił po chwili zbijając Uzumaki'ego z pantykału.
- Góra?... Po co ci teraz góra, Kyuubi? - Spytał. Góra? Poważnie? Podczas ratowania Gaary... góra?...
Tymczasem Lis zastanawiał się nad dwoma rzeczami. Pierwszą był fakt, czy jakakolwiek góra sięga wysokości głupoty tego dzieciaka. W końcu chyba oczywistością było to, że góry jako przerośniętego kamienia mu nie trzeba, a chodzi mu o kierunek. Bo Gaara znajdował się trochę dalej, nad nimi. A drugą, i o wiele ważniejszą, było to, dlaczego on fatyguje się w pomocy temu szopowi? Jeśli był ktoś, kto mógł przerosnąć Naruto w głupocie, to byłby to właśnie ten pustynny zwierz. Tyle, że on nie był górą.
- Po nic. - Wręcz warknął i już postanowił się nie odzywać.
Nie zależało mu na losie Shukaku. Co to, to nie.
Prędzej zatańczy w balecie główną rolę, niż pomoże temu durnemu szopowi. A lis z dziewięcioma ogonami w stroju baleriny przemawia chyba za siebie, iż to jedno z najgorszych połączeń w historii.
Prychnął. Zresztą po co się fatyguje? W końcu osoby z rodziny Uzumaki to urodzone sensory. Pewnie i tak zorientuje się, że dzieciak Kazekage jest gdzieś w górze. Wcześniej czy później, ale zrobi to.
Blondyn też się już nie odezwał. Mało go obecnie obchodziły sprawy Lisa i jego zawiłe zagadki. Skakał z jednego drzewa, na drugie. I pomału coś zaczynało mu nie pasować. Miał wrażenie, jakby jego cel rozdzielił się na trzy.. Szybko zatrzymał się w miejscu. Wyczuwał czakrę, to jest pewne, ale dlaczego miała trzy źródła w trzech miejscach? Dwie były w ruchu, ale jedna z nich była ledwo wyczuwalna. Z kolei trzecia stała w miejscu i była najbliżej niego.
Nie potrzebował dużo czasu do namysłu. Oczywistym było, że Gaara jest nieprzytomny! A co za tym idzie, to do niego należy ta słaba, ledwo wyczuwalna czakra. Ale jak minąć się z tym, co stoi w miejscu. Pewnie on ma zatrzymać Naruto. I co tu zrobić? Nie może wdać się w obecnie bezsensowną walkę, choć z przyjemnością pokona członka tej paskudnej organizacji, ale teraz liczy się ratunek Kazekage. Czuł się osłabiony po podróży, a walka pełną siłą będzie kosztować czasem oraz czakrą. Więc co zrobić w takiej sytuacji?
Hmm... może by tak...*
Sasori czekał cierpliwie. Wyczuwał, że jego cel zmierza w tym kierunku na nowo. Przygotował ogon skorpiona nasączony trucizną do ataku. Miał przeczucie, że ich pościg składa się z tego blondyna. Wiedział już, jakie są jego techniki i musiał przyznać, że pierwszy raz coś takiego widział. Bo mimo wszystko, jak na tak młody wiek, to jego ataki były zdumiewająco silne. I w dodatku miał świadomość, że ten atak wietrznymi ostrzami jest mu szczególnie nie na rękę. A mianowicie - ostrzy wietrznych jest sporo, są bardzo mocne i co najgorsze, przecinają wiązki czakry, za których pomocą włada kukłami. Dlatego właśnie będą się liczyć w tej walce pierwsze trzy sekundy. On wyskoczy zza koron drzew, a Sasori nadzieje go na jadowity kolec. I już. Walka skończona.
Jak na zawołanie, słyszał szmer drzew, a po chwili trwającej ułamek sekundy, wyskoczył blondyn.
Pierwsza sekunda.
Lalkarz ostawił ogon w kierunku lecącego w dół blondyna. Broń ruszyła. Blondyn leciał w dół.
Druga sekunda.
Naruto tworzy małego, ale i tak skutecznego, Rasengana. Kolec jest metr od niego.
Trzecia sekunda.
Rasengan odbija ogon od blondyna. Ląduje on na glebie, a kukła za właścicielem.
Sasori spojrzał zdumiony na chłopaka. Wyglądało to tak, jakby spodziewał się tego ataku. Czyżby dalej lekceważył swego jasnowłosego wroga? Nie docenił? Był pewien, że jego timing jest wolniejszy. Może i on planował otwarty, szybki i morderczy atak? Tyle że on nie wygląda na zabójcę! Ach..*
Tymczasem Deidara właśnie mijał ostatnie, osamotnione drzewa na skraju lasu. Sterował przez cały czas ptakiem oraz śledził obcą czakrę, która zaatakowała mistrza. Czyli wszystko jest tak, jak być powinno.
Stanął na równinie i czekał, aż gliniane stworzenie wyląduje koło niego. Dosłownie po paru sekundach pojawił się ptak, wprowadzając długowłosego w niewiarygodne zdumienie. Jego oczy na chwilę zrobiły się wielkości spodków, tylko po to, aby zalała je wrząca złość.
Wśród masy przekleństw, jaka mu przez głowę przeleciała, znalazło się pojedyncze pytanie. "Jak?.."*
Sasori zaatakował ponownie. Naruto zrobił unik. I tak jeszcze parę razy, aż blondyn utworzył kilka pieczęci i krzyknął "Jutsu-fū: Ame no tsubasa". Wietrzne ostrza zaczęły przecinać wiatr atakując nieprzyjaciela. Większość ataków były skierowane na ogon, łudząco przypominający ten skorpiona. W ten sposób wszystkie wiązki czakry, których używał lalkarz na ogonie, zostały przecięte. Młody Uzumaki uśmiechnął się i zrobił kolejne pieczęcie. Zniknął, niczym klon.*
Tymczasem prawdziwy Uzumaki, używając wyciszenia czakry, niósł nieprzytomnego przyjaciela w stronę rzeczki, gdzie nie tak dawno zaczerpnął tchu.
Musiał sam siebie pochwalić za spryt. Wyciszył swoją czakrę i utworzył jednego klona. Klon popędził na spotkanie z czekającym członkiem organizacji, a pierwowzór udał się w górę, po Kazekage. Ptak był sam, bez nadzoru, co było na rękę blondynowi. Ostrożnie wyswobodził Gaarę od glinianego stwora i udał się w przeciwnym kierunku. Przechytrzył Akatsuki. Jeden zero, dla niego.
Gdy już znalazł się przy źródle wody, położył czerwonowłosego na ziemi, a sam ochlapał swoją twarz lodowatą wodą.
Teraz, gdy najgorsze było za nim, mógł usiąść i nareszcie spokojnie porozważać.. wszystko.
Gdy wrócił do wioski po kilku latach treningu u boku sannina, nie przypuszczał, że wszystko potoczy się tak, a nie inaczej. Gdy przekroczył wioskę, był szczęśliwy, że wrócił. Ale im dłużej był za murami Konohy, tym coraz częściej i bardziej nękały go dziwne myśli, które tak właściwie kołatają się w jego głowie do tej pory. Patrząc w lustro, miał wrażenie, że widzi kogoś innego, a przecież odbicie było to samo, co zawsze. Wykonując zwykłe czynności, nie czuł się właściwie. Czuł się źle. Dodatkowo zaczęły go nękać bóle w oczach i paskudne samopoczucie. Lecz gdy opuścił mury, poczuł się lepiej. Tak, jakby opuścił na chwilę swoją celę więzienną i udał się na spacerniak. A teraz, będąc masę kilometrów od Konohy i Suny, gdzie spędził ostatnie dni.. czuł się tak, jakby całkowicie opuścił więzienne tereny. Był wolny. I dopiero tutaj, wśród leśnych gęstwin, czuł się tak, jakby znalazł się w odpowiednim miejscu.
Daleko od wszystkiego. Od marzeń, przyjaciół, domu.
Dopiero tu, poczuł się tak, jakby ktoś zdjął z niego zawadzające, grube łańcuchy.. wyciągnął go spod toni wody..
- Naruto?.. - odezwał się znienacka znany mu głos.
No tak! Przecież przed chwilą ratował swojego przyjaciela, Gaarę. Przez kilka krótkich minut całkowicie zapomniał o wszystkim, analizując, o ironio, wszystko. A teraz czeka go rozmowa. Miał tę cholerną świadomość, że zapewne przyjaciele z Konohy zauważyli jego nietypowe zachowanie. I że nie może ukrywać tego wiecznie, choć ma na to niezmiernie ogromną ochotę. Chciałby zostać tutaj, wśród gęstwin liści, plątaniny gałęzi, chowających się korzeni... Chciałby zostać daleko od wszystkiego...*
Długość części: 1415 słów
CZYTASZ
Daleko [Naruto]
FanfictionNie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przypadku pytanie brzmiało: "Co może pójść po myśli?". Odpowiedź nigdy zadowalająca nie była, ale chłopak...