v42

791 81 4
                                    

Ryoko bardzo niechętnie wracał z wyspy (która zwała się Torizu, ale chłopak tego nie wiedział), lecz nie dał po sobie nic poznać. Zachował beznamiętność, nie tracąc czasu na niepotrzebne żale. Szybko wybadał sprawę i wkręcił się do zespołu statku, który zamierzał wypłynąć następnego dnia w kierunku stałego lądu. Nie miał pieniędzy, by „wykupić" sobie miejsce na łajbie, ani też ochoty na wiosłowanie cały dzień w łódce, którą przypłynął tu z Seni, dlatego też zdecydował się na jednodniowe zostanie majtkiem.
Bez zaślepionej jashinistki od razu lepiej mu się funkcjonowało - sam fakt, iż nie było jej w okolicy był słodki i przyjazny. Popychał jego myśli w tym kierunku, który chętnie mówił: jest nadzieja, kiedyś może być lepiej! A, tutaj trzeba oddać szatynowi, rzadko kiedy i mało co potrafiło wepchnąć do jego umysłu nieco optymizmu. Ale to było zrozumiałe - wszak co może myśleć sobie osoba, która nie z własnej woli brata się z zabójcami? Ha, więcej! Brata się z zabójcami, którzy zabijają w imię jakiegoś wymyślonego bożka.
Chociaż od „nauczających o Jashinie Wspaniałym" trochę się nasłuchał o powinności oddawania mu czci i o tym, jaki to on jest cudowny. Jednak mimo tych wszystkich tyrad Ryoko wiedział jedno: Jashin był, jest i będzie ostatnią osobą, do której chłopak by się modlił, której oddawałby cześć, czy zabijał i sam ginął. Może jego umysł był ograniczony i nie rozumiał wszystkiego, ale nie zamierzał nigdy przejść pod kątem psychicznym na stronę Jashina.
- Ej, młokosie! Ruchy! - Fuknął na niego jeden koleś z załogi. Mięśnie ramion po długim wiosłowaniu dalej jęczały i protestowały przed wysiłkiem. Ach, żeby mu tylko nie przyszło napędzać tej łajby, bo coś wątpił w to, że wykonałby te zadanie.
Ryoko podał dalej jedną ze skrzynek, które statek miał zabrać na ląd. W niemalże tym samym momencie poczuł, jak coś mokrego spadło na jego osobę. Chłopak po pozbyciu się ciężaru, spojrzał w niebo. Właśnie rozpoczynał się deszcz.

*
Sakura próbowała sobie wszystko w głowie poukładać. A tutaj trzeba przyznać, że to, co dowiedziała się od lidera Takigakure, należało do rzeczy, które powinno się odpowiednio rozważyć. Miała mieszane uczucia i do tej pory nie mogła się zdecydować wewnętrznie, czy wierzy w wojnę, której jeszcze nie widać, czy też nie. Brzmiało to dosyć nieprawdopodobnie, ale z drugiej strony, to co w dzisiejszych czasach brzmiało należycie i racjonalnie? Ten świat, w którym przyszło im wszystkim żyć, rządził się swoimi własnymi prawami. Więc być może wojna już się zaczęła, lecz zwyczajnie wioski jeszcze nie mobilizowały swoich sił oraz nie szykowały się do bitew. Może to miało dopiero nadejść, a póki co nikczemne siły zła już działały, lecz w taki sposób, że oni nie mogli tego jednoznacznie stwierdzić. I zgromadzić siły, aby rozbić nieprzyjaciela.
Może Naruto dowiedział się o tym i dlatego uciekł. Szczerze to nie wierzyła, by blondyn zorientował się w sprawie i nic nie powiedział. Ale z drugiej strony był impulsywny i łatwo dawał się ponieść chwili. Może dowiedział się o czymś w Sunie i postanowił ruszyć natychmiast, tu i teraz? Ale czy by wtedy nie powiedział tego Gaarze, który był jego przyjacielem? Nie, na pewno by go uprzedził, gdyby czegoś się dowiedział. To nie pozostawiało żadnych wątpliwości.
Westchnęła i podniosła się z łóżka. Kolejną sprawą było Akatsuki i ich odważne działania. Mają już Naruto? A może poczekają, aż uda im się zebrać pozostałe osiem Ogoniastych Bestii, a potem wezmą się za niego? Ach, głupi Naruto! Nie powinien uciekać! Nie teraz, gdy jemu życiu grozi takie niebezpieczeństwo, a oni nie wiedzą, gdzie on jest i czy w ogóle żyje.
W takim wypadku Liść nie miał swojego jinchuuriki za murami wioski, więc w sumie, to czemu nie mieliby pomóc w obronie tutejszego? Naruto i tak nie mogą otoczyć ochroną. Jest poza ich zasięgiem i nie daje żadnych oznak życia.
Sakura szybko poprawiła swoje odzienie, które od leżenia nieco się pomięło i wyszła z swojego pokoju.
W głowie miała mętlik. Jeśli ma wierzyć w słowa Shibukiego o wojnie, to nie może siedzieć bezczynnie i gapić się w sufit. Naruto i Sasuke byli zbiegłymi shinobi, znajdowali się poza jej zasięgiem i nic nie wskazywało na to, że wrócą. Ale nie byli jedynymi osobami na świecie, które powinny ją interesować. Jeśli rzeczywiście ma dojść do wojny, a Akatsuki zuchwale atakuje kolejno każdego jinchuuriki, jakby nigdy nic... To trzeba działać niezależnie od wszystkiego!
W tym samym czasie, gdy Sakura podejmowała ważne dla siebie postanowienia, Sai kończył książkę o emocjach. Zaczynał rozumieć złożoność pojęcia uczucia. To, jak dużego spektrum sięgają, od jak wielu rzeczy zależą i czym są podyktowane. Więzi międzyludzkie - to pojęcie było mu już znane, gdyż miał kiedyś kogoś, kogo nazywał bratem. Co prawda było to już dawno, ale nigdy o nim nie zapomniał. Jednak nie liczył na nawiązanie jakiejkolwiek nowej więzi z członkami jego obecnej drużyny czy kimkolwiek innym. Naturalnie coś takiego odpadało - był przecież członkiem Korzenia, bezuczuciowym człowiekiem Danzou, któremu podlegał aż do rychłej śmierci.
Usłyszał ciche pukanie. Brunet spojrzał na drzwi, odrywając wzrok od lektury, jakby mógł prześwietlić drewno wzrokiem i dowiedzieć się, któż taki zakłóca jego spokój. Ale niestety los nie obdarzył go podobną zdolnością, przez co był zmuszony pofatygować się osobiście, by odkryć, kto jest po drugiej stronie. A tym kimś była pewna dziewczyna o różowych włosach. Pierwotna członkini drużyny 7.
- Hej - przywitał się lakoniczne i uśmiechnął, tym samym zamykając oczy. Nabrał już takiego zwyczaj. Otworzył jej drzwi szerzej, wysyłając jej nieme zaproszenie do wejścia do jego kwatery.
- Cześć, Sai - odparła pogodnie, wchodząc do pomieszczenia. Ten zamknął drzwi i przywrócił swoją mimikę do pierwotnej postaci. - Wiesz, chciałam się ciebie o coś spytać.
Czarnooki milczał. Cierpliwie czekał na ciąg dalszy.
- Co uważasz o tym, byśmy zostali tutaj na wypadek ataku na ich jinchuuriki?
Zielonooka musiała znać zdanie na ten temat obu chłopaków, co do tego nie miała wątpliwości.
- Uważam, że o tym raczej powinna zadecydować Piąta. - Odparł chłopak swoim spokojnym głosem.
Sakura lekko się uśmiechnęła.
- Tak, ja również nie chcę sprzeciwiać się jej woli. Ale myślę, że gdybyście ty i Lae chcieli, to moglibyśmy zostać na wypadek ataku Akatsuki. Oczywiście jeśli Hokage wyraziłaby na to zgodę. I tak Naruto nie ma w wiosce, więc nam nie grozi atak ze strony organizacji...
Sai lekko zmrużył, przyglądając się dziewczynie. Próbował zrozumieć pobudki Sakury ku podjęciu takiej decyzji. To nie była ich sprawa, tylko sprawa Takigakure. Ale z drugiej strony...
Brunet na chwilę zamyślił się nad tym, co powiedziała zielonooka. Ta natomiast przypatrywała się jego beznamiętnej twarzy, gdy ten analizował sprawę. Nie wiedziała, co może z tego wyniknąć. Lecz uznała, że jeśli rzeczywiście coś się szykuje i Akatsuki macza w tym palce, to Sakura chce im wyjść naprzeciw. Chce pokazać swój sprzeciw do porywania jinchuuriki i wyrywania z nich Bijuu. Co prawda dalej jej serce było niespokojne i niepewne, lecz zduszała to wszystko.
- Ja jestem za - odparł, w końcu!, chłopak pogodnie, gdy wszystko sobie dokładnie przemyślał. To nie koligowało z jego misją, którą dostał od Danzou, więc ostatecznie wszystko było w porządku.

*
Fū zamknęła oczy, całkowicie oddając się wykonywanej czynności. Ach, latanie było takie cudowne! Uwielbiała to, że była jednym z nielicznych shinobi, którzy mogli zaznać tę przyjemność. Czuła, jak znany jej, przyjazny wietrzyk smaga jej twarz swoimi delikatnymi prądami. Słyszała, jak szepcze jej do ucha cudowne opowieści - zapowiedzi przygód, które jeszcze ją czekały.
Jeśli po śmierci rzeczywiście istniały inne światy, jej niebem byłoby właśnie niebo. Miejsce, gdzie mogłaby latać, latać i latać. Bez końca. Po kres kresów.
- Chōmei, ostatnio jest cicho o tych przybyszach, nie? - Spytała Ogoniastą Bestię, w tym samym momencie otwierając oczy i patrząc na świat z dołu. Stąd wszystko wydawało się takie błahe, takie bez znaczenia i takie piękne! Widziała zieleniące się korony drzew, z których drzewa musiały być dumne. W oddali już majaczyła jej ukryta wioska. Ach, skrycie nie chciała tam wracać, ale nie mogła zniknąć ze swojego domu. Co to, to nie.
- Tak. Pewnie wyjadą za parę dni - uznała Nanabi*.
Fū uśmiechnęła się szeroko na jej słowa i zrobiła fikołka w powietrzu. Wykonała ten ruch nie tyle z radości spowodowanej słowami Bijuu, lecz po prostu z własnej chęci. Powietrze było jej żywiołem - kochała je bardziej, mocniej i prawdziwiej niż ziemię.
I choć jej serce w tym momencie przepełniała beztroska i nieokrzesana radość, to nie mogła całkowicie oddać się tej chwili. Coś było, co nie pozwalało jej na to. Tak jakby nagle ktoś wbił jej cieniutką igłę w aortę - niby maleńka, nie zawadzająca, lecz też nie pozwalająca na to samo funkcjonowanie, co niegdyś. A Fū była przekonana, że ów igłę mógł wbić tylko  k t o ś.
- Mam złe przeczucia - powiedziała dziewczyna o turkusowych włosach, tak jakby powodem wszelkiego zła mieli być ludzie.
No... w sumie to tak było.

*
Długość części:
1420 słów

Daleko [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz