Nastał dzień trzeciej rozmowy z więźniarką. A przynajmniej tak powiedział sobie pewien lalkarz, gdy przy porannym goleniu spojrzał sobie w oczy. Oto nadszedł ten czas.
Początkowo zamierzał zejść do lochów już następnego dnia po tej drugiej rozmowie, lecz obowiązki nieszczęśliwie go zatrzymały. A może właśnie szczęśliwie? Co by tu nie mówić, to Kankurō miał momentami wrażenie, jakby miał iść na pierwszą w życiu rozmowę o pracę... Której tak de facto nie nigdy nie odbył. W końcu był shinobi i do tej profesji przygotowywał się od najmłodszych lat. Nigdy nie poświęcił nawet minuty na to, by rozważać podjęcie innej kariery - jakiegoś kelnera, rybaka czy tragarza.
Czasami miał wrażenie, że popełnił w tej kwestii błąd, chociaż nie próbując swoich sił jako jakiś herbaciarz. Jednak z drugiej strony, tak patrząc na jego brak umiejętności oraz wyczucia przy parzeniu herbaty, to może robota nindży* była mu po prostu pisana?
Takie właśnie myśli krążyły po głowie Kankurō, gdy ten pokonywał drogę najpierw ze swojego domu do siedziby Kazekage, a potem do lochu, gdzie czekała na niego jego mityczna syrena - czy i nieznajoma miała go omamić swym głosem, by skoczył w morską toń i zginął? Czy mógł ufać słowom, które prawdopodobnie opuszczą jej usta? Może będzie kłamać, a on jak ten debil jej uwierzy, wypuści ją, przekaże informacje dalej i na koniec przekona się, że to była czysta mistyfikacja? Jeśli tak się stanie, to lalkarz znajdzie się w bardzo złej (jeśli nie tragicznej) sytuacji. Ale z drugiej strony... Jeśli pierwszy chwast Suny okaże się być zwykłą niewiastą, a nie zgubną syreną, to Kankurō oraz wioska zyskają coś, czego od dawna nie mieli - pewność w tym, co się dzieje. Dowiedzą się czegoś o wrogu i może po raz pierwszy, to oni wysforują się naprzód w tej wojnie.
Młody mężczyzna dalej niestety był daleko od pewności. Wewnątrz siebie toczył bitwę, której losy ostatecznie przypieczętowała zwykła męska duma. Nie mógł się wycofać. To by było dziecinne, podłe i niehonorowe - a w taki sposób nie mógł potraktować kobiety. I dlatego też ostatecznie zlazł do zimnego lochu, przywitał się z ludźmi stojącymi na warcie, po czym wszedł do tej konkretnej celi.
Dziewczyna siedziała oparta o ścianę. Nogi miała wyprostowane, a ręce skute w misterne kajdany leżały po bokach jej ciała. Patrzyła się w swoje nogi, ani drgnąwszy mimo przybycia najstarszego z dzieci dawnego Kazekage. Kankurō widząc ten jawny brak ciekawości, jedynie westchnął, sam opierając się o równoległą ścianę. Czuł, iż potrzebne jest mu teraz oparcie, chociaż ściana nijak mogła się równać oparciu psychicznemu, gdyż sama niestety istniała tylko w świecie materialnym.
- Więc... Zastanowiłaś się nad moją propozycją? - Spytał chłopak po jakiejś chwili ciszy. W jego mniemaniu niezręcznej ciszy.
- Wpadłam przez niepewność - powiedziała zamiast udzielić jakiejś rozsądnej odpowiedzi na pytanie chłopaka. Dopiero teraz, po wypowiedzeniu tych słów, spojrzała mu w oczy. Kankurō mimochodem wyprostował plecy, do tej pory zgarbione przez ciężar myśli. - Nie wiedziałam, co zrobić... Czy iść za JEGO przykładem, czy może nic nie zmieniać...
- Nie rozumiem - przerwał jej skonsternowany chłopak. Tym razem w odpowiedzi uzyskał lekki uśmiech, który po raz pierwszy zobaczył na jej twarzy. To jeszcze bardziej go zdziwiło.
- Nic dziwnego. Mówię ci, dlaczego twoja siostra zdołała mnie złapać. Bo wtedy zamiast się skupić, ja traciłam koncentrację na rozmyślaniu... I to wy ostatecznie podjęliście decyzję za mnie. Bo zostać nie mogę. Jeśli mnie naprawdę wypuścisz, będę musiała uciekać nie tylko przed tobą, ale i przed Górą.
Na ten termin serce Kankurō odrobinę zakotłowało. Jego więźniarka zrobiła się dziwnie rozgadana, a do tego użyła terminu, którym zapewne określała swoich przełożonych. Był to koronny sygnał, iż zamierzała współpracować. Postanowiła opowiedzieć mu o organizacji, która narobiła im niesmacznego bigosu w wiosce.
CZYTASZ
Daleko [Naruto]
FanficNie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przypadku pytanie brzmiało: "Co może pójść po myśli?". Odpowiedź nigdy zadowalająca nie była, ale chłopak...