Są takie chwile, gdy nawet największy analityk i mózg nie myśli. Nie myśli, tylko działa.
Wtedy może nie ma czasu na analizę. Może wtedy nad ciałem kontrolę przejmuje jakichś instynkt. Wewnętrzny, dziki instynkt.
Może.
Naruto wiedział jedno - gdy ruszył w stronę miejsca, skąd dobiegł krzyk, wcale tego nie planował. Po prostu pobiegł w odpowiednim kierunku.
I co było w tym wszystkim, bynajmniej dla niego, najdziwniejsze to to, że doskonale wiedział, gdzie musi się udać. Nie było to wcale tak daleko. Z pięćdziesiąt metrów od granicy wioska-las, może mniej.
Młody Uzumaki zbytnio nie pojmował co się dzieje. Tak śmiechem żartem - w chwili, gdy to wszystko się działo, chłopak zwyczajnie nie myślał. Nie to żeby nadużywał swojej mózgownicy w inne dni, po prostu teraz się całkowicie wyłączył.
Potwór Kamimasu. Czymkolwiek był, nikt nic z nim nie zrobił, a on mógł bezkarnie krzywdzić niewinnych. Musiał już długo dręczyć miejscową ludność i wcale nie być przy tym subtelnym, skoro Kurama o nim słyszał.
Ale dlaczego shinobi nie reagowali? Na co czekali?
Te pytania budziły w nim złość. Naruto nie rozumiał tego. I nie chciał zrozumieć. Chciał temu zaradzić.
Zawsze miał w sobie coś, co nakazywało mu pomóc innym. Gdy był małym smarkaczem obronił Hinatę od wrednych dokuczliwych dzieciaków. Sam wtedy nieźle oberwał, ale cel ocalenia dziewczynki został osiągnięty. Później dalej zdarzały mu się sytuacje (głównie na misjach), gdy chciał pomóc. Często wtedy powoływał się na swój cel zostania Hokage.
Ale teraz już nie miał swojego celu. Nie czuł już chęci do zostania najsilniejszym w wiosce. Ale co innego było w kwestii chęci pomocy. Ona dalej była.
To było dla niego oczywiste. Pobiec tam i zrobić, co należy.
Las był ponury, smętny. Słychać było tylko szemranie liści. Żadnych ptaków, mimo, że była pora, w której jeszcze nieliczne ptaszyny powinny kołować szukając swojego miejsca na nocleg.
„Unikaj ptasiej ciszy "- przemknęły mu przez głowę słowa Dafila. Zignorował ostrzeżenie. Zignorował wszystko.
Gdy wyskoczył zza jednego z drzew i zobaczył dwójkę dzieci. Nieruszającego się chłopca i płaczącą dziewczynkę - nie liczyło się żadne ostrzeżenie.
Złość przejęła nad nim kontrolę. Zacisnął zęby i pięści przystając przy drzewie i patrząc na tych, którzy to zrobili.
Potworem nękającym Kamimasu okazali się Jashiniści. Najwidoczniej ci robili co im się podobało na ziemiach Kraju Wody.
Dziewczynka zaniosła się głośniejszym rykiem, gdy zobaczyła Uzumaki'ego. Jej twarz wyglądała podejrzanie znajomo. Z kolei chłopiec miał podobne włosy do tych dziewczynki. Jego twarzy nie widział, gdyż ten leżał nią do ziemi. Nie widział również, by jego ramiona jakkolwiek się ruszały. A powinny przy oddychaniu.
Osoby, które do tego doprowadziły patrzyły się na Naruto z szaleństwem w oczach.
Może i nie było mowy o jakimś łuskowatym, oślizgłym gadzie z dwoma głowami, serią ostrych zębów i pazurów. Jednak Jashiniści nie różnili się zbytnio od niego, ponieważ byli takimi samymi potworami. A może nawet gorszymi.
- Ej! Wy! - Krzyknął wymierzając w nich palcem. - Pożałujecie tego!
Jeden z wyznawców Krwawego Boga krzywo się uśmiechnął. Szybkim krokiem pantery zbliżył się do dziewczynki i złapał ją za jej chudą rączkę, wyduszając z niej cichy krzyk. Miał dziwnie powyginane zęby, brudne ubranie, oklapłe ciemne włosy i zielone, jadowite oczy.
- Mówisz? No, zobaczmy kto lepiej tańczy, słoneczko. - Powiedział ciągnąc dziewczynkę z taką siłą, że jej nogi na moment zawirowały w powietrzu. W jej oczach tkwił pierwotny strach.
Naruto nie trzeba było dwa razy powtarzać. Momentalnie przygotował się do akcji.
- Jest ich trójka - mówił w myślach - jeśli skupię się na jednym, reszta weźmie mnie z zaskoczenia albo ucieknie. Co robić?
- Jak to "co robić"? Zaatakuj wszystkich naraz, dzieciaku. - Prychnął Lis. Mimo swojego opryskliwego tonu, jego słowa nie były sarkastyczne.
A Uzumaki postanowił posłuchać rady Kuramy i stworzył dwadzieścia klonów.
- Najpierw zabiorę im z ich łapsk dziecko - uznał.
Nie czekając na odpowiedź Kyuubi'ego, niebieskooki ruszył.
Atak był względnie zaplanowany. Dziesięć klonów i sam oryginał ruszyli do przodu. Pozostała dziesiątka miała utworzyć rasengany i zaatakować.
Zielonooki Jashinista trzymający dziewczynkę uśmiechnął się szpetnie, po czym rzucił swoją „zdobycz" na ziemię. Wykonał momentalnie kilka pieczęci. Klony Naruto pędziły na całą trójkę. Po dosłownie ułamku sekundy nie zostało po nich śladu. Technika ciemnowłosego momentalnie połapała je wszystkie przy pomocy błota i ścisnęła, przez co poznikały. Sam Oryginał natomiast zdusił w sobie jęk bólu, gdy poczuł napór błota na mięśnie.
Ta technika do bólu przypomina piaskowy grobowiec Gaary.
- Za łatwe - mruknął - spodziewałem się czegoś więcej - dodał bestialsko. - Powiedz mi, kiedy pożałuję tego? - Droczył się.
Pozostała dwójka zarechotała.
- Póki co nie widzę powodu, bym miał czegoś żałować. Wręcz przeciwnie. Ten wieczór zapowiada się na wyjątkową zabawę. - Okrutny grymas nie schodził z jego twarzy.
Naruto czując, jak błoto mocno go trzyma i nie pozwoli się mu ruszyć, westchnął patrząc w miejsce, gdzie jego nieprzyjaciel rzucił małą dziewczynkę. Ku jemu zadowoleniu, nie było jej tam.
Uciekła. Chociaż tyle osiągnął.
A poza tym to zwalił po całej linii.
„Ptaszki ćwierkają, że śmierć ściga młodych... unikaj ptasiej ciszy".
Nie posłuchał rady Trehama. A wedle jego słów, nie pozostało mu wiele czasu.
Jashinista poszedł za jego wzrokiem w miejsce, gdzie powinno leżeć zapłakane dziecko. Ofiara dla Czcigodnego Jashina dała nogę i już jej tam nie było.
- Och, zwiała? Nie ciesz się, blondynie. - Wręcz warknął widocznie zielonooki lider grupki ich grupki. - Ryoko, masz okazję się dzisiaj wykazać. Znajdź ją.
Zza drzew wyszła czwarta postać, której wcześniej blondyn nie zarejestrował. Wyraźnie najmłodszy z całej grupki. Niejaki Ryoko spojrzał przelotnie na Naruto, po czym spojrzał tępo na miejsce, gdzie leżała dziewczynka. Potem kilka razy intensywnie mrugnął i pognał w jakimś kierunku.
- Nasz zuch chłopak - rzucił tekstem przywódca, gdy zobaczył jak Naruto mu się przygląda. - Młody i niedoświadczony, ale szybko się uczy. - Kolejny krzywy uśmiech. - Znajdzie nasze małe słoneczko i będziesz miał okazję patrzeć, jak kona. Zadbamy, by był to wyjątkowy spektakl.
Podszedł kilka kroków do uwięzionego w błotnej pułapce chłopaka. Ten kilka razy spróbował coś zdziałać, coś skruszyć ruszając się. Niestety były to zbędne działania. Błoto ani drgnęło.
- A póki co, porozmawiajmy. Jestem Goro, a ty? - Nie słysząc odpowiedzi podszedł jeszcze bliżej i spojrzał prosto w niebieskie patrzałki blondyna. Majaczyła w nich czysta złość. - No nie piekl się tak.
Pięść Goro minimalnie się zacisnęła. W tym samym momencie błoto więżące niebieskookiego lekko się poruszyło bardziej bijąc w jego ciało. Zdusił w sobie bardzo adekwatne do sytuacji przekleństwo.
- To jak panie pożałuję-tego? Imię?
Tak jak z oczu Naruto nie znikała złość, tak na twarzy Goro cały czas tkwił okrutny uśmiech.

CZYTASZ
Daleko [Naruto]
FanfictionNie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przypadku pytanie brzmiało: "Co może pójść po myśli?". Odpowiedź nigdy zadowalająca nie była, ale chłopak...