v31

1.1K 106 4
                                    

Ryoko przemierzał trasę, którą raptem chwilę temu przeszedł dwukrotnie. Życie sobie ze mnie kpi, uznał w myślach trzymając wiercącą się dziewczynkę. Najpierw, przez chwilę w szoku wpatrywała się w złowrogą aurę swojego "bohatera". Pewnie by tak sterczała i patrzyła otępiale, gdyby Ryoko wyćwiczonym ruchem nie przerzucił sobie jej przez ramię i dał zawodową nogę. Jinchuuriki byli groźni, ale dopiero w momencie, gdy tracili nad sobą kontrolę. Tak przynajmniej uważał. I chłopak nie śmiał wykluczać opcji, iż wściekły blondyn w szale mógłby rozszarpać i dziewczynkę.
Ach, młoda na pewno długo nie zapomni tego wieczoru. Nie dość, że straciła brata, zobaczyła najprawdziwszego jinchuuriki, to jeszcze sama o mało nie wyzionęła ducha.
Na pewno długo nie wejdzie do lasu. Może to i lepiej. Przestanie się narażać.
Tymczasem Mai miała wrażenie, że to jej ostatnie minuty życia. Przed oczami miała martwego Nashi'ego, a w kościach czuła nienawiść, którą zaczął emanować jej wybawca. Uważała, że to wszystko to było przedstawienie, które miało na celu zabawienie się jej emocjami. Że i blondyn był po ich stronie, a oni pozwolili jej niemalże uciec tylko na pokaz. By coś jej udowodnić.
Łzy ściekały z jej policzków. Wyglądała  żałośnie. Nie jak radosna, przecudowna dziewczynka Mai, której mama przed snem daje buziaka czoło. Nie. Jej oczy były przekrwione od łez, policzki mokre, z nosa sterczał  jej gil, a ręce i nogi miała pozadzierane w różnych miejscach. Jashiniści nie zrobili jej krzywdy, lecz nie wątpiła, że wkrótce to się stanie. Nie miała bohatera, który by ją ocalił. Ktoś taki nie istniał.
Nigdy.
Zacisnęła oczy dusząc jęk rozpaczy. Przestała walić piąstkami w plecy nieprzyjaciela, a nogami starać się oswobodzić ciało. To nie miało sensu.
Po paru sekundach otworzyła oczy, można by rzec, że bezwładnie przewieszona przez ramię starszego i silniejszego od siebie.
I wtedy zobaczyła jak wysoko jest. Co najmniej dwa metry nad ziemią! Wcześniej nie zwróciła na to uwagi. Ale teraz poczuła powiewy wiatru i brak turbulencji, które zawsze czuła, gdy tatko niósł ją na rękach. Po chwili zauważyła, że jej wróg lądował na gałęziach drzew i odbijał się od nich zdecydowanie za mocno, jak na zwykły skok. Zaskoczona patrzyła w dół. W ostatnich minutach swego życia mogła doświadczyć latania!
Przez chwilę otumaniona nowym, niezwykłym uczuciem, rozluźniła się, a z oczu na chwilę przestały ciec łzy.
 Nagle poczuła, jak leci bardziej w dół, a po chwili chłopak zaczął cicho biec po trawie, a potem po głównej ulicy Kamimasu. Gdy byli jakoś w okolicy jej domu, chłopak zwinnym ruchem zdjął ją z swojego ramienia i postawił na ziemi. A następnie bez słowa zawrócił w kierunku lasu.
Mai patrzyła za oddalającym się cieniem z lekkim strachem, lecz już mniejszym. Nowe doświadczenie, jakby latała, cały czas w niej tkwiło.
Po chwili, gdy nikt nie wynurzał się z cienia, by ją ponownie złapać, Mai pobiegła w stronę swojego domu. Nikt jej nie zagrodził drogi, jednak gdy przypomniała sobie, że wejdzie do domu bez Nashi'ego, sprawił, że do oczu ponownie napłynęły gorące łzy.
Obyś i ty poczuł, jak się lata, braciszku.

*
Seiko przeklinała od najgorszych tego, przed kim teraz uciekała. Ona uciekała! Ha!
Brzmiało to irracjonalnie, a przecież było jak najbardziej prawdziwe.
Seiko miała krótkie, zielone włosy zaplecione w liczne warkoczyki, które sterczały od jej głowy. Nigdy nie była oni wysoka, ani jakoś silna, jednak świetnie posługiwała się bronią. Zabijała szybko i niepodziewanie, do tego stopnia, że jej ofiary zanim się spostrzegły, już nie żyły. Inni wyznawcy Jashina przeważnie lubili poznęcać się nad ofiarą. Jednak Seiko wiedziała, że Czcigodny nie będzie narzekać, jeśli przy okazji posłucha okrzyków zaskoczenia i poogląda łzy osób, które kochały nieżywych.
Na samą myśl o łzach dziewczynki i żałobie, która ogarnie wkrótce całą rodzinę, na jej ustach kwitł szyderczy uśmiech.
Cicho liczyła, że Ryoko dokończy ich dzieło i zabije dziewczynę, jednak taki był z niego jashinista, jak z niej kucharka. Miała nadzieję, ale też świadomość, że chłopak raczej nie tknie sam z siebie młodej. No chyba, że Czcigodny wpłynie na jego grzeszne serce.
Seiko postanowiła na moment przerwać podróż do ich kryjówki, by pomodlić się do bóstwa o pozytywny wpływ na Ryoko.

*
Naruto ostatecznie nie zaczął wyć ze złości, jednak takowa cały czas w nim wrzała. Pozwolił uciec dwójce.  D w ó j c e!, swoich wrogów. I to jeszcze z tą biedną dziewczynką. Biedna, biedna, biedna... zawiódł ją.
Nie mógł sobie poradzić z tą myślą. To była chyba pierwsza osoba, która potrzebowała jego pomocy, a on nie zdołał jej pomóc. Zapobiec niefortunnym zdarzeniom.
- Spokój, dzieciaku - mruczał niezadowolony Kurama. - Jeszcze nie wszystko stracone - stwierdził niechętnie, aby chłopak przestał się zadręczać. Ważne było, żeby się skupił i zapanował nad sobą. Kyuubi chciał wycofać swoją czakrę, lecz dzięki temu, że ta otaczała Naruto, Lis mógł po przytrzymać w miejscu na tyle długo, by blondyn się uspokoił i mógł ruszyć śladem wyznawców jashina. Tak więc czakra wirowała tworząc z tyłu dwa falujące ogony i parę długich uszu na czuprynie niebieskookiego. A właściwie, to w tym momencie czerwonookiego, ale to szczegół.
- Zawiodłem ją.
- Nie ty - zaprzeczył Lis, dając aluzję do innej osoby. Uzumaki nie pojął.
Pokonani jashiniści wciąż żyli, jednak niezdolni do dalszego ataku, nie stanowili zagrożenia. Niejaki Goro całkowicie stracił przytomność i ledwie oddychał, a jego człowiek leżał przygnieciony drzewem i pojękiwał, gdyż tylko tyle mógł zrobić. Miał jedną rękę całkowicie przygniecioną, tak samo obie nogi i znaczną część tułowia. Jedynie część klatki piersiowej, głowa i druga ręka się ostały.
Naruto zawsze prawił swoje moralizujące teksty. Przekonywał do siebie masę ludzi. Mówił o swoim marzeniu, a pozostali dopingowali mu. Jednak, gdy blondyn spojrzał na to spod innego kąta, zauważył kilka szczegółów. Po pierwsze zawsze miał kogoś koło siebie. Mistrz Kakashi stale go pilnował i pomagał. Sakura wiele mu tłumaczyła, no i nieraz była motywacją do walki. W końcu Uzumaki zabujał się w niej... co prawda bez wzajemności, ale jednak gdy coś jej groziło, on bez dwóch zdań biegł jej na pomoc. No, był jeszcze Sasuke, jego rywal chociaż zdarzyło im się kilka razy współpracować. I byli jeszcze pozostali przyjaciele...
I gdyby tak się nad tym zastanowić, to Naruto od momentu ukończenia Akademii Ninja miał zawsze na kogo liczyć.
A teraz ich wszystkich zostawił i co więcej - dopiero niedawno tak naprawdę zaczął sobie zdawać z tego sprawę. Zawsze ktoś był koło niego. Teraz miał tylko siebie i Kuramę.
Nie żałował.
Dowodziło to też faktu, iż blondyn zawsze na kimś polegał. Co by z nim było, gdyby nie pomoc Lisa?
Nie chciał wiedzieć.
Natomiast chciał wiedzieć, co zrobić, aby to zmienić. Aby Naruto Uzumaki potrafił sam pokonać wszystkich wrogów i pomóc potrzebujującym. Aby potrafił sam dojść do właściwych wniosków.
Z krwistoczerwonych patrzałek chłopaka odpłynął ów kolor, nadając im ich pierwotny, niebieski kolor. Czakra Lisa zaczęła "chować się". Po chwili blondyn wyglądał tak, jak zwykle.
Westchnął i rozejrzał się po otoczeniu.
- Czyja by to wina nie była - czas odpłacić się. - Powiedział w myślach do Kuramy.
Lis nie oponował.

*
Deidara nie był dobrym chłopakiem. No chyba że na miarę "dobrego chłopaka" jest zabijanie i brak jakiejkolwiek empatii.
Został zaciągnięty do Akatsuki poprzez przegrany pojedynek. Nie popierał zbytnio idei członkostwa, lecz póki ona pozwalała mu siać terror i zniszczenie, to nie miał nic przeciwko.
Od śmierci mistrza Sasori'ego minęła już dłuższa chwila. Lecz jedyne, co Deidara czuł dowiedziawszy się o jego śmierci, to zdziwienie. Zero smutku. Nic a nic.
W końcu polowanie na jinchuuriki niosło ze sobą realne ryzyko śmierci, ale również było dobrą zabawą. Ta gra była niełatwa, a wygranie należało do satysfakcjonujących zwycięstw. Pamiętał doskonale usilne przechwycenie Ichibi'ego. Za pierwszym razem im zwiał za pośrednictwem innego kumpla spod pieczęci wiążącej. Ale za drugim już nie miał tyle szczęścia. No, Sasori też nie miał, ale to szczegół.
Mówi się trudno. Każde zwycięstwo ma swoją cenę. Po prostu nie zawsze jest duża, czasem niewielka.

A jaka cena będzie za ich zwycięstwo?

*
Długość części:
1255 słów

I jak wam podoba się nowa okładka?
Daleko po blisko roku doczekało się jej zmiany. Uważacie, że stara była lepsza? A może wolicie tę? :D
Życzę wam miłego ranka, południa lub wieczoru!

Daleko [Naruto]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz