Jakaś część Temari chciała, ale to naprawdę chciała, zrobić coś swojemu bratu Kankurō. Chociaż z drugiej strony... no, musiała mu przyznać, że pójście na ugodę i namówienie więźniarki na sypanie w zamian za wolność... było mądrym posunięciem. Tym bardziej, gdy początkowa nieśmiałość odeszła w zapomnienie i zdrajczyni rozgadała się na dobre. Jakby każda kolejna minuta sprawiała, iż czuła się pewniej i coraz bardziej miała ochotę im pomóc.
Tematem, który mimo wszystko omijała, było to, w jaki sposób została wcielona ona oraz inni jej podobni (tutaj broniła się brakiem wiedzy, gdyż rzekomo nie rozmawiała za bardzo z nikim o tym, o czym nie musiała) do organizacji. Przyduszona tylko raz wspomniała o tajemniczym gościu, który ją w to wciągnął, a potem sam dał nogę, jednak nie dodała nic ponadto. Ale za to o reszcie mówiła jak katarynka.
- Całe Karagi to jedna wielka anihilacja i pranie mózgów. My wierzymy w to, co robimy; że jest to tak naprawdę dobre. Wioski są złe i kropka. Do tego, gdy już się włączysz do organizacji, to nie ma wycofywania się czy grania w własną grę. Zaraz ktoś na ciebie doniesie i poniesiesz karę za to. Również nie ma ratowania tych, co wpadną. Dałeś się złapać? Twój problem.
- Strasznie po macoszemu was traktują - zauważył Kankurō.
- Niby po co mieliby inaczej? - Nieznajoma zmarszczyła brwi. Teraz pozwala sobie nie tylko na mówienie, ale i na pewne naturalne zachowania, ruchy ciała i mimiki; już nie starała się zachować bezosobowej twarzy. Stała się w jakimś stopniu bardziej charakterystyczna, ludzka. - Jest nas dużo. Strata jednego nierozważnego pyszałka w ostatecznym rozrachunku nie ma wielkiego znaczenia. - Tutaj na jej twarzy malowała się lekka złość. - Chyba że zaczną sypać. Wtedy może być problem... Ale z reguły, jeśli nasi wierzą w ideologię o złych wioskach i walce z cierpieniem, to raczej nie pójdą z wami na ugody i będą milczeć.
- Więc ty już nie wierzysz, co? - W minimalnym stopniu zgryźliwie zaatakowała ją Temari. Mimo faktu, że więźniarka zaczęła mówić i była wręcz ich wybawicielką, to blondynka dalej jej nie traktowała jako gracza po swojej stronie, co było (mimo wszystko) mądrym ruchem. Nie wolno było ufać osobie, która do tej pory grała do drugiej bramki.
- Nie ma znaczenia, w co wierzę. Teraz będę ratować swoją skórę, więc i tak nie wrócę do Karagi. - Skwitowała. - A co więcej, dam wam sposób na złapanie kogoś z Góry...
- Ach tak? - Podchwyciła Temari, uśmiechając się chytrze. Zdrajczyni spojrzała w odpowiedniczki należące do siostry Kazekage. Żadna z nich nie odwróciła wzroku. Kankurō przez chwilę się przestraszył, co też mogą sobie nawzajem zrobić dwie kobiety, które nie darzą się szczególną sympatią... i może lepiej nie przytaczać tego, co on sam zobaczył w swojej wyobraźni.
Od swoich krwawych myśli oderwał go głos więźniarki:
- Tak. Przy bramie w co drugi poniedziałek i co trzeci czwartek w godzinach od osiemnastej do dwudziestej stoją czujki. Kiedy takiego się wypatrzy, daje się mu sygnał, niedbały salut, a następnie mówi: „A co tu waszmość porabia o tej porze?". Jak pewnie się domyślacie, nikt o zdrowych zmysłach tak nie odezwie się do nikogo, dlatego czujka ma wtedy pewność, że ma do czynienia z kimś z Karagi. Odpowiada wtedy: „Czekam na ciebie", a następnie przekazuje, gdzie można danego dnia zastać Trybikową albo Krwinka, którzy odpowiadają bezpośrednio za włamywaczy, czyli takich jak ja, oraz pierzastych, czyli tych, co przechwytują ptaki pocztowe. Czujki nie są w stanie poznać po twarzy każdego, kto należy do Karagi, więc jeśli wyślecie kogoś, kto nie jest powszechnie rozpoznawalny, to możecie przechwycić któreś z nich.
Temari czuła niechętny podziw do zabezpieczeń, jakie Góra organizacji podejmowała, by nie zostać wykrytymi. Gdyby Kankurō nie wszedł w ten układ z tą tutaj dziewczyną, to prawdopodobnie nigdy nie trafiliby na żaden trop Karagi.

CZYTASZ
Daleko [Naruto]
FanfictionNie zawsze wszystko toczy się tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Naruto Uzumaki doskonale przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż w jego przypadku pytanie brzmiało: "Co może pójść po myśli?". Odpowiedź nigdy zadowalająca nie była, ale chłopak...